Adam Puchejda: Polacy są niedocenieni? Premier Mateusz Morawiecki boleje, że w Jad Waszem nie ma drzewka honorującego bohaterstwo całej Polski.
Jacek Leociak: To jest obłęd!
Nasi politycy stale przypominają, że to Polacy mają najwięcej drzewek Sprawiedliwych, czyli ludzi ratujących Żydów od Zagłady.
To jest chore. To całe mierzenie historii, szukanie zasług, liczenie, ilu Polaków ratowało Żydów, ilu zabijało. Badając historię, nie zajmujemy się taką buchalterią. To się pojawia później, kiedy do gry wchodzą publicyści i kiedy politycy próbują załatwiać swoje interesy.
Trzeba tu wyraźnie podkreślić – jedno to historia, a drugie to rozważania na temat historii. Oceny ludzi, postaw i zdarzeń. Kłopot w tym, że w Polsce, czyli w miejscu, gdzie doszło do Holocaustu, te płaszczyzny stale się mieszają. Poniekąd to zrozumiałe, bo też Zagłada Żydów jest tak głęboko wrośnięta w doświadczenie Polaków – tych, którzy wtedy żyli, ale też ich potomków – że nawet pióro Tukidydesa tego nie opisze.
Jakie są źródła tego splotu?
One, oczywiście, są częścią tej historii. Bo wojna nie rozpoczęła stosunków polsko-żydowskich. One były trudne już wcześniej, a przyjście Niemców jedynie zradykalizowało i pogorszyło te relacje. Moim zdaniem decydującą rolę w ułożeniu tych stosunków – jeszcze przed wojną – miał polski Kościół. Ten przedsoborowy, który uważał Żydów za bogobójców. Polacy swoją wiedzę o świecie czerpali z katechezy i kazań, dopiero później z prasy czy książek. Stąd wzięła się też pierwotna niechęć do Żydów jako grupy. Na to nałożył się zaś polsko-żydowski konflikt ekonomiczny, szczególnie w kryzysie gospodarczym, i z takim kapitałem weszliśmy w wojnę. To kluczowe, bez tego nie można dobrze zrozumieć tego, co wydarzyło się później i czego konsekwencje dostrzegalne są także dziś.
Wybucha więc wojna…
I Żydzi są uznani za zdrajców. To bardzo ważne, bo mamy przedwojenny antysemityzm, który wraz z wojną i szczególnie z wejściem Armii Czerwonej na wschodnie tereny Polski zostaje wzmocniony poczuciem zdrady – Żydzi witają czerwonoarmistów z nadzieją na zmianę swojego położenia. Mamy mnóstwo relacji to poświadczających. A zdrada w polskiej tradycji romantycznej jest największą zbrodnią.
Przedwojenna niechęć już w wrześniu 1939 roku zmienia się w nienawiść?
Tak, to się dzieje bardzo szybko, już jesienią 1939 roku. Jan Karski w lutym 1940 r. pisze w swoim raporcie do rządu emigracyjnego, że opór społeczny jest fantastyczny, że wszyscy są zjednoczeni z rządem przeciw Niemcom, a jednym mostem, na którym Polacy mogą znaleźć nić porozumienia z Niemcami, jest antysemityzm, nienawiść do Żydów. „Rozwiązanie kwestii żydowskiej przez Niemców – muszę to stwierdzić z całym poczuciem odpowiedzialności za to, co mówię, pisze Karski – jest poważnym i dość niebezpiecznym narzędziem w rękach Niemców do moralnego pacyfikowania szerokich warstw społeczeństwa polskiego”. I dodaje rzecz kluczową, że to niebezpieczeństwo wynika „z – choćby częściowej, ale w wielu wypadkach szczerej zgodności – znacznej części Polaków z zaborcą”.
Jan Karski w lutym 1940 r. pisze w swoim raporcie do rządu emigracyjnego, że opór społeczny jest fantastyczny, że wszyscy są zjednoczeni z rządem przeciw Niemcom, a jednym mostem, na którym Polacy mogą znaleźć nić porozumienia z Niemcami, jest antysemityzm, nienawiść do Żydów. | Jacek Leociak
Warto dodać, że ten raport ma dwie wersje. Druga łagodzi negatywne opinie o stosunku Polaków do Żydów, a Karski na to ocenzurowanie się zgodził. Pamiętajmy, że wtedy nie ma jeszcze masowych prześladowań Żydów, w wielu miejscach nie ma gett, np. getto warszawskie powstaje dopiero w listopadzie 1940 roku. Nienawiść rodząca się w polskim społeczeństwie już na początku wojny jest też bardzo podatna na sączącą się propagandę niemiecką, wyrzucająca Żydów poza obręb tego, co nazywamy człowieczeństwem.
Wtedy pojawia się też słynna i przerażająca fraza, wyrażająca zadowolenie z tego, że to „Hitler załatwi się z Żydami”?
Tak. To jest przedziwne pomieszanie satysfakcji z samousprawiedliwieniem. My, jako chrześcijański naród, nie moglibyśmy czegoś takiego zrobić, bo to niechrześcijańskie, ale jesteśmy też zadowoleni, bo czerpiemy z tego same korzyści. To jest rozumowanie, które pojawia się bardzo szybko. Mamy więc z jednej strony wrogość do Żydów, z drugiej – skrywaną satysfakcję, że to właśnie Niemcy rozwiązują problem żydowski, że biorą to na własne sumienie. My ich nie mordujemy, my tylko obserwujemy, co się z nimi dzieje. W ten krwawy sposób spełnia się marzenie prawicowych publicystów II RP, którzy już przed wojną chcieli masowej emigracji Żydów z Polski. Byli nieufni wobec Żydów zasymilowanych, bo taki Żyd stwarza jeszcze większe zagrożenie, jest niewidoczny. Tak więc lepiej ich wysiedlić. Za tym był Kościół i wszystkie środowiska narodowej prawicy. Po czym wybuchła wojna.
Później stawiano sobie też pytanie, czy polski przedwojenny antysemityzm przyczynił się do Zagłady, czy był antysemityzmem eliminacyjnym. Jan Błoński w swoim słynnym artykule o stosunkach-polsko żydowskich odpowiadał przecząco: „Kiedy czyta się to, co o Żydach wypisywano przed wojną, kiedy się odkrywa, ile było w polskim społeczeństwie nienawiści, można się nieraz zdziwić, że za słowami nie poszły czyny, ale nie poszły albo szły rzadko. Bóg tę rękę zatrzymał”.
Niestety, to okazało się nieprawdą. Niektórzy Polacy zabijali. Ale już podczas wojny pojawiła się narracja oczyszczająca, o czym mówiliśmy na początku. Polacy ex definitione nie mogli mordować Żydów. Jeśli ktoś mordował, np. jacyś chłopi na wsi albo mieszkańcy małego miasteczka Jedwabne, to nie mogli być Polacy. To jest konstrukcja, którą można usłyszeć także dziś. W wypowiedziach Morawieckiego, Dudy i innych świętych naszej polityki.
Twórcy nowych przepisów ustawy o IPN-ie, Marcin Warchoł i Patryk Jaki, tłumaczą, że przepis, na mocy którego będzie można karać więzieniem za mówienie o współudziale Polaków w Zagładzie, to kwestia obrony narodu, a nie poszczególnych jednostek. Wpisują się więc w tę retorykę.
Oczywiście, bo tak mówią wszyscy nacjonaliści. Esencjonalizowanie narodu to fundament nacjonalizmu. Naród jest ideą, nie ma żadnych realnych desygnatów. A jako idea nie podlega zepsuciu, jest i musi być doskonały. W tym sensie Polacy jako naród są nieskalani. Oni nie mogą mordować. Tyle że takie myślenie nie ma nic wspólnego z historią, to zwykła ideologia.
Zdaje się, że jest powszechnie podzielana. Czytam w jednym z tekstów: „Trzeba rzeczy nazwać po imieniu. Od wielu lat jesteśmy poddawani systematycznej kampanii propagandowej fałszującej prawdę o wydarzeniach sprzed 70 lat. Niemcy ukryli swoją odpowiedzialność za pozbawionym konotacji narodowych sztucznym konstruktem <<nazistów>>. Żydzi skutecznie zabiegają o bliską monopolistycznej rolę najważniejszej ofiary II wojny światowej. Na ołtarzu tych dwóch bardzo skutecznie prowadzonych polityk historycznych poświęcona została prawda o Polsce”.
To jest nacjonalistyczny bełkot. Nie wiem, co mam na to powiedzieć. To jest jakaś bajka. Ideologiczna wykładnia dziejów. Autor myśli tak: wszędzie są spiski antypolskie, Niemcy ukryli swoją odpowiedzialność, Żydzi roszczą sobie nieuzasadnione prawa do bycia ofiarą Holocaustu, a wszystko się skupia na biednych Polakach.
Naród jest ideą, nie ma żadnych realnych desygnatów. A jako idea nie podlega zepsuciu, jest i musi być doskonały. W tym sensie Polacy jako naród są nieskalani. Oni nie mogą mordować. Tyle że takie myślenie nie ma nic wspólnego z historią, to zwykła ideologia. | Jacek Leociak
Nie, to jest niepojęte. Jeśli ktoś w tym kraju jest jeszcze przytomny, to nie może powiedzieć, że w dzisiejszym świecie Niemcy nie są uważani za sprawców Holocaustu. Jak można mówić takie rzeczy?! To są tezy wypowiedziane a priori. Bo naród polski ma cierpieć, gwałcony przez Niemców, gwałcony przez Żydów. Na litość boską! To jest żałosne.
To nie koniec. Czytam dalej i nie jest to głos odosobniony: „Role zostały rozpisane, a my w tym spektaklu mamy odegrać rolę winnych. I to musi budzić wielki gniew”.
To retoryka jak z „Protokołów mędrców Syjonu”. Mowa o spisku, o spektaklu, który ktoś reżyseruje… Naprawdę nie wiem, jak mam to skomentować. Takie słowa nie mają nic wspólnego z rzeczywistością historyczną, wszystko zaś – z polityką.
Przeglądając ten i podobne teksty zwróciłem uwagę na emocje, jakie się tu ujawniły. Kiedy Błoński pisał swój szkic, mówił o lęku, strachu i poczuciu winy. Teraz widoczną emocją jest wściekłość. To dramatyczna zmiana.
I świetny przykład tego, co stało się z polskimi elitami intelektualnymi przez ostatnie 30 lat. Kiedy Błoński pisał swój tekst – rewelatorski, odsłaniający zupełnie nowe i nieobecne rejony myślenia o Holocauście – przyczynił się do prawdziwej zmiany w stosunkach polsko-żydowskich. Jego szkic był prawdziwym kamieniem milowym. A dziś co się dzieje? Skąd ta wściekłość?
„Bo akt prawny – jak pisze autor cytowanego tekstu, Krzysztof Mazur – który miał być obroną prawdy i dobrego imienia stał się pretekstem do bezprecedensowego ataku. Wściekłość, bo można prowadzić jedną z najbardziej proizraelskich polityk wśród wszystkich europejskich rządów, a stać się przedmiotem ataku ze strony Izraela. Wściekłość, bo można być jednym z najbardziej prożydowskich społeczeństw, kultywujących wspólną pamięć w wielu miejscach, takich jak choćby Muzeum Polin, a i tak mieć na lata przyklejoną łatkę antysemity. Wściekłość, bo obiektywnie można być państwem najbardziej poturbowanym przez II wojnę światową, a i tak stać się w oczach świata głównym winnym”.
To jest zapaść. Z jednej strony mamy tekst Błońskiego, który otworzył debatę polsko-żydowską i tekst Mazura, który podejmuje klasyczny, kryptoantysemicki mechanizm „niewdzięcznych Żydów, dla których tyle zrobiliśmy, a oni nas tak źle traktują”! Mazur wypowiada się tu w imieniu Polaków, którzy czują gniew z powodu tego, co się dzieje. Gniew, że Izrael wtrąca się w nasze sprawy, że Deparatament Stanu USA ma czelność zwracać uwagę, że „The New York Times” komentuje, że „The Washington Post” krytykuje, a do tego jeszcze i „Haaretz”, i „Le Monde”.
Broni „prawdy o Polsce”.
To fantazmat, nie prawda. To fantazmat Polski bezgrzesznej, zrodzony w sarmackim mesjanizmie, tej Polski, która zawsze jest przez wszystkich kopana, a jest przecież taka dobra. A im bardziej jest kopana, tym bardziej jest dobra. Im bardziej spotwarzana, tym bardziej prawdziwa. My tacy jesteśmy dobrzy dla Żydów, nawet pan premier mówi, że kultura żydowska jest częścią kultury polskiej, a oni i tak kąsają naszą rękę! Mogę na to tylko przytoczyć setki zdeponowanych w archiwum ŻIH relacji Polaków, którzy domagają się pieniędzy za ratowanie Żydów. Oni tyle dla nich poświęcili, a Żydzi są niewdzięczni. Wojna się skończyła i od razu wyjechali, nic nie dali.
To fantazmat Polski bezgrzesznej, zrodzony w sarmackim mesjanizmie, tej Polski, która zawsze jest przez wszystkich kopana, a jest przecież taka dobra. Im bardziej spotwarzana, tym bardziej prawdziwa. My tacy jesteśmy dobrzy dla Żydów, nawet pan premier mówi, że kultura żydowska jest częścią kultury polskiej, a oni i tak kąsają naszą rękę! | Jacek Leociak
To jest wizja Polski, która niesie światu – wbrew wszystkiemu – absolutne wartości i dlatego jest nieustannie atakowana. To dlatego rozbiory, to dlatego Żydzi, dlatego „polskie obozy koncentracyjne”. A my przecież ratowaliśmy Żydów, żaden inny kraj nie ratował, Amerykanie nie wpuszczali statków, Brytyjczycy łapali Żydów na Morzu Śródziemnym i wsadzali do więzień. Tylko my narażaliśmy życie! Jedyni na świecie i patrzcie, co nas za to spotyka. To jest samospełniająca się przepowiednia, a jej podłożem jest nieusuwalna teza, że to Żydzi są winni.
Mimo wszystko szukam pozytywów. Może to jest tylko etap w naszej bolesnej dyskusji o stosunkach polsko-żydowskich? Te złe emocje były przecież obecne, tylko skrywane.
Nie, to jest regres. Jeśli Błoński otwierał dyskusję i to na gruncie prawdy, to teraz mamy – jak wyżej – wściekłość i próby ukrywania, zamazywania rzeczywistości. Bo jak się spotyka człowieka na gruncie prawdy? Patrzymy sobie w oczy, ufamy sobie i po prostu jesteśmy wobec siebie szczerzy. Jeśli ja zrobiłem coś złego, to mówię o tym, jeśli Ty coś zrobiłeś, też o tym mówisz i razem wychodzimy z tego zła, to nam otwiera perspektywę pojednania, przebaczenia. Tak zrobił Błoński, jego tekst był pisany w duchu chrześcijańskiego personalizmu. A dziś to jest powrót do tego, co było. Cofnięcie się.
Książki i badania nie znikną.
Mam nadzieję. Ale mimo wszystko ponieśliśmy porażkę. W wymiarze społecznym, bo w wymiarze akademickim mamy wiele sukcesów. Polska historiografia Holocaustu jest znana i doceniana. To Polska przez wszystkie te lata była uznawana za kraj, który rozlicza się z przeszłością i robi to nie w tym płaskim ekonomiczno-społecznym sensie, ale w sensie moralnym. Że Polacy – za wyjątkiem polityków – nie patrzą na to tylko w kategoriach, ilu wydawało, ilu ratowało, tylko ludzkiego doświadczenia, doświadczenia zła i dobra w człowieku. Bez wekslowania tego na polityczne zyski. Dziś jednak, kiedy patrzę za okno, mam poczucie wielkiej straty.
Cała praca, polegająca na tym, by próbować reorientować polską świadomość, dyskusja o Jedwabnem, to wszystko – tak się nam wydawało – szło w dobrym kierunku. Zaczęliśmy wreszcie rozumieć polską, podkreślam, polską historię z czasów Zagłady i polsko-żydowskie relacje. Ale dziś odnoszę wrażenie, że to była bardzo powierzchowna dyskusja. Tylko uspokoiła nasze sumienia, ale nie przeszła niżej. Dopiero teraz zobaczyliśmy naszą prawdziwą twarz. W telewizji publicznej zobaczyliśmy ludzi, którzy mówią, że obozy koncentracyjne to właściwie żydowskie obozy, bo przecież Żydzi palili w krematoriach, zobaczyliśmy też, że można mówić z dumą o Żydach jako „parchach”. To jest recydywa. Marzec redivivus.
Współpraca: Jagoda Grondecka, Filip Rudnik.
Autorzy zastrzegają, że powyższy tekst ma charakter wypowiedzi naukowej.