Szanowni Państwo!

„Polacy traktowali moich rodziców jak bydło”, powiedział w niedawnej rozmowie z „Rzeczpospolitą” pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy, Łeonid Krawczuk, opisując relacje społeczne panujące na dawnych kresach II RP. To kolejna odsłona niedawnych polsko-ukraińskich sporów o historię, których – niestety – końca nie widać.

W grudniu ubiegłego roku Charków odwiedził prezydent Andrzej Duda. Jego wizyta – motywowana dalszymi konsultacjami w sprawie współpracy polsko-ukraińskiej – miała przeciąć spiralę wzajemnych oskarżeń i sporów na tle polityki historycznej. Rezultatem rozmów Dudy i Petra Poroszenki było obwieszczenie o stworzeniu wspólnej komisji złożonej z badaczy polskiego i ukraińskiego IPN-u, której celem ma być zażegnanie animozji oraz obopólne zrozumienie. Negocjacje na poziomie prezydenckim miały ugasić pożar i być ostatnią deską ratunku dla deklarowanej przyjaźni pomiędzy narodami.

Okazało się jednak, że takich „ostatecznych spotkań” będzie znacznie więcej. Nowelizacja ustawy o IPN-ie, zwłaszcza poprawki umownie nazwane „penalizacją banderyzmu”, wywołała nad Dnieprem burzę. Akt prawny krytykowali nie tylko ukraińscy nacjonaliści, którzy nawoływali do uchwalenia prawnej odpowiedzi, według której pod karny paragraf podlegałoby zaprzeczanie „polskiej okupacji Ukrainy” w czasach międzywojnia. Głos zabrał sam prezydent Poroszenko, który pod koniec lutego, zapytany o polskie prawodawstwo, stanowczo zaznaczył: „Nie potrzebujemy, by ktoś nam mówił, jakich ukraińskich bohaterów powinniśmy czcić i szanować, a jakich nie. Sami sobie z tym poradzimy”.

O pudrowaniu trudnej historii nie może być mowy. Tym bardziej jednak liczy się takt oraz sztuka dyplomacji. Tymczasem z polskiej strony oliwy do ognia dolał też premier Morawiecki, który 11 lutego w Chełmie przypomniał o antyżydowskim charakterze powstania Chmielnickiego – na Ukrainie uznawanego za jednego z bohaterów narodowych. Krótko po tym odbyło się spotkanie wicepremierów Polski i Ukrainy – Piotra Glińskiego i Pawła Rozenki – w sprawie między innymi przywrócenia polskim naukowcom prawa do prowadzenia ekshumacji polskich ofiar konfliktów na terenie Ukrainy, zakazanych rok temu przez stronę ukraińską. Gliński nazwał spotkanie „krokiem naprzód”. Rozenko jednak, czym naraził się na krytykę swojego polskiego odpowiednika, uzależnił możliwość przeprowadzenia polskich prac ekshumacyjnych na Ukrainie od zapewnienia ochrony ukraińskich miejsc pamięci przez państwo polskie. Wicepremier Ukrainy stwierdził też, że polską ustawę o IPN-ie należy zmienić.

Emocje zdają się oddziaływać na nastroje społeczne – badania opinii publicznej wykazują wyraźny spadek pozytywnego nastawienia Ukraińców do Polski. 4 marca ulicami Lwowa przeszedł marsz nacjonalistów upamiętniający rocznicę śmierci Romana Szuchewycza, dowódcy UPA, odpowiedzialnego za dokonanie rzezi wołyńskiej. Jeden z transparentów głosił: „Miasto Lwów nie dla polskich panów” – kijowska władza, co tłumaczy się marginalnością wydarzenia, nie zareagowała.

Polska proeuropejskość budowała zaufanie pomiędzy Warszawą a Kijowem. Wspólne interesy były oczywiste. Zmiana kursu przez nasz rząd, lansowanie projektów Międzymorza czy granie na nacjonalistycznej nucie, postawiło dotychczasowe sojusze pod znakiem zapytania. Polityka symboliczna i historyczna zaczyna przesłaniać nawet geopolityczne – oczywiste wydawałoby się – korzyści ze współpracy dwóch narodów.

Na ile zatem antypolskość – niestety prowokowana w dużej mierze przez stronę polską, jak choćby ostatnio ustawą o IPN-ie – stanowić będzie rzecz marginalną w polityce? To się niebawem okaże.

W 2019 r. odbędą się podwójne wybory – zarówno na urząd prezydenta Ukrainy, jak i do Rady Najwyższej. Ukraińcy po raz drugi będą wybierać swoich reprezentantów w kompletnie nowej rzeczywistości politycznej, jaką wykreowały zwycięstwo euromajdanu oraz rosyjska agresja na Donbas i aneksja Krymu. Według grudniowych sondaży, największym poparciem cieszy się dawna premier Julia Tymoszenko (18,7 proc. ankietowanych), choć obecnego prezydenta wyprzedza jedynie o 3 proc. Rzuca się tutaj w oczy wyraźne rozdrobnienie sceny politycznej i mnogość aktorów, bez wyraźnych liderów cieszących się powszechnym zaufaniem społecznym. Co ciekawe, w niektórych sondażach zaraz za Tymoszenko i Poroszenką pojawia się kompletny outsider, rockowy piosenkarz Swiatosław Wakarczuk. Jego antykorupcyjna bezkompromisowość oraz popularność mogą uczynić z niego poważnego przeciwnika zawodowych polityków, choć sam zainteresowany jeszcze zwleka z oficjalnym ogłoszeniem kandydatury.

W ocenie obecnej sytuacji państwa ukraińskiego podkreśla się dwie przeciwstawne narracje. Po czterech latach wojny i utracie znacznej części terytorium społeczeństwo jest zmęczone oraz rozczarowane – stąd brak wyraźnego politycznego faworyta. Ukraińcy powszechnie oszczędzają na artykułach pierwszej potrzeby: jedzeniu, odzieży, transporcie. Blisko 60 proc. społeczeństwa pragnie radykalnych reform, choć jest świadoma trudności wynikających z wojny toczonej na wschodzie kraju. Tutaj zarysowuje się druga narracja, która podkreśla dokonania w zakresie społecznej mobilizacji i przebudowy wojska, które jeszcze przed 2014 r. znajdowało się w rozkładzie. W Ukraińcach obudziło się poczucie narodowej jedności. Elity polityczne zdają się podążać tym tropem i próbują zaprezentować siebie jako nową jakość, odżegnując się od skompromitowanej i prorosyjskiej nomenklatury.

To jednak nie działa – mechanizmy korupcyjne okazały się nad wyraz żywotne i to one powodują ogólnospołeczną frustrację. Obecna władza – zarówno przez swoją słabość, jak i niechęć do głębokiej przebudowy systemu – ogranicza się do zarządzania kryzysem, proeuropejskich wypowiedzi i odcinania się od postkomunistycznej spuścizny jedynie na płaszczyźnie retorycznej. Niezdolność wykorzystania społecznego konsensusu do przeprowadzenia reform kreuje coraz większe pole manewru dla populistów i zupełnie nowych graczy, co z kolei prowadzić może do jeszcze większego rozdrobnienia na scenie politycznej. Wygląda na to, że wielka szansa, jaką dała proeuropejska rewolucja dokonana w wyniku protestów na Majdanie, zostanie zmarnowana.

„Cały układ oligarchiczno-sowiecki pozostał bez zmian. Nie udało się go zmienić ani pomarańczowej rewolucji, ani euromajdanowi. Zmienił się nieco tryb sprawowania władzy, system pozostał jednak ten sam”, mówi ukraiński pisarz i publicysta Mykoła Riabczuk w rozmowie z Filipem Rudnikiem i Jakubem Bodzionym. Ukraińcy znaleźli się zatem w sytuacji tragicznej – kosztowna rewolucja nie przyniosła obiecanych korzyści, drzwi do Europy wciąż pozostają dla Ukrainy zamknięte, a na szybkie zakończenie wojny z Rosją się nie zanosi. Właśnie w tych warunkach można posłużyć się retoryką szukania winnych poza granicami kraju, która skutecznie odwróciłaby uwagę od bieżących problemów.

„Przypuszczam, że przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi ten styl propagandy będą uprawiać nacjonaliści z partii Swoboda i pierwsza populistka w kraju Julia Tymoszenko, która – jak pokazują dziennikarskie analizy – najczęściej mija się z prawdą”, mówi ukrainistka z Instytutu Slawistyki PAN, profesor Ola Hnatiuk w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. „Co więcej, jeśli polityka w Polsce nadal będzie prowadzona tak jak obecnie, to tym wrogiem zewnętrznym staną się Polacy” – ostrzega.

Obawy, na szczęście, studzą jak na razie działania samego ośrodka rządzącego, którego retoryka nie ma jawnie antypolskiego ostrza. „Polityka historyczna Kijowa wymierzona jest w agresora – Rosję – a nie w Polskę. To, że elity ukraińskie potrzebują swoich bohaterów, po to by konsolidować swoje państwo wokół jakiegoś mitu historycznego, jest czymś obecnym w każdym kraju”, tłumaczy dyrektor programu Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Moskwie, w rozmowie z Adamem Puchejdą. „Dla Ukraińców Bandera to antysowietyzm. Kontekst polski przez długie lata w ogóle nie był w Ukrainie dostrzegany, sami go tam wprowadziliśmy”.

Co zatem należy zmienić w relacjach z Ukrainą? „Polska polityka zagraniczna jest tak tragiczna, że jakakolwiek racjonalizacja tej polityki, zamiast tworzenia sobie kolejnych fetyszy, będzie pozytywną zmianą. Notoryczne przepychanki, notoryczne połajanki i personalne ataki na polityków ukraińskich niczemu nie służą”, mówi profesor Hnatiuk. Obniżenie temperatury sporu i unormowanie relacji leży tak w interesie Kijowa, jak i Warszawy. Polityczny chaos lub wypchnięcie Ukrainy z powrotem na Wschód jest dla Polski niebezpieczne – niezależnie od barw politycznych urzędującego rządu.

Jak słusznie mówi Mykoła Riabczuk: „Tak długo jak Ukraina pozostaje pomiędzy Wschodem a Zachodem, podsycana będzie rosyjska iluzja, że to wszystko można jeszcze odkręcić. I się odegrać”. Pozbawienie Kremla tej iluzji zależy od samych Ukraińców. Jednak polityczne wsparcie i sygnały nadziei z zewnątrz – z państw Unii Europejskiej – są równie ważne. I polski rząd powinien brać w tym czynny udział oraz pomagać. A już z pewnością nie powinien Ukraińcom przeszkadzać.

Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”

 

Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Filip Rudnik, Jakub Bodziony.