tajemnica_trzynastęgo_okladki

Staram się, jak mogę, żeby do każdej nowej książki podchodzić z życzliwym dystansem. Tym sposobem te dobre wzbudzają większy entuzjazm, a słabe – mniej bolesne rozczarowanie. „Tajemnica trzynastego piętra” na starcie miała u mnie plus, gdy okazało się, że doskonałe ilustracje wyszły spod ręki samej autorki – Joanny Kmieć. No bo jak tu uniknąć skojarzeń z Tove Jansson czy Hugh Loftingiem, którzy nie tylko potrafili opisać tworzone przez siebie światy, ale i dać im kształt wspaniałymi obrazami?

Ilustracje Kmieć są proste, czarno-białe i zabawne, przywodzą na myśl styl Lengrena i Jujki. I jak tu nie mieć oczekiwań co do fabuły?

Na szczęście przygody bohaterów są równie urokliwe, co grafiki autorki. Ośmioletni Oliwier i jego cioteczna siostra Tośka to sympatyczne dzieciaki równie sympatycznych przyjaciółek, które wspólnie prowadzą interesy. W „Tajemnicy trzynastego piętra” biznesowa podróż mam do Szwecji staje się okazją do wakacyjnej przygody. W hotelu – w najmniej spodziewanych miejscach – dzieci natykają się na wielkie kałuże wody, a potem przypadkiem trafiają na „nieistniejące” trzynaste piętro, zamieszkane przez rodzinę niezwykłych stworzeń. A to dopiero początek…

„Magiczne kino” to kolejne spotkanie z Oliwierem i Tosią. Tym razem matki postanowiły kupić i wyremontować stary budynek kina w małej miejscowości, żeby założyć w nim siedzibę swojej, najwyraźniej prężnie się rozwijającej, firmy. Początkowo dzieci mają pomagać w porządkach, ale… dziwny staruszek twierdzi, że budynek jest nawiedzony, materiały remontowe zostają zniszczone, jednak zbyt mocno, by winić za to nocną nawałnicę, a bohaterów wyrywają ze snu dziwne światła i hałasy.

Książki Joanny Kmieć to przyjemna lektura, którą pochłania się na jednym posiedzeniu. Akcja toczy się wartko – mamy są zapracowane i śpią snem kamiennym, dzięki czemu dzieci mogą działać bez przeszkód o dowolnej porze dnia i nocy. Tropy i wskazówki prostą drogą prowadzą do rozwiązania intrygi, a rzadkie przeszkody zostają łatwo pokonane. Nadprzyrodzone elementy dawkowane są rozsądnie – na tyle, by ubarwić rzeczywistość, ale bez narażania bohaterów na zbyt wielkie komplikacje.

Walory dydaktyczne przemycone są sprawnie – dzieciaki radzą sobie w każdej sytuacji dzięki pomysłowości i odwadze. Pomimo naturalnych drobnych złośliwości lubią się i wspierają. Niezależnie od różnicy wieku (Tosia ma lat jedenaście) i płci są równorzędnymi partnerami w rozwiązywaniu tajemnic. I gdyby tylko autorka zrezygnowała z uwagi „nie mdlej jak dziewczyna”, to równouprawnienie byłoby silniejsze…

Brzmi prosto? I chyba tak właśnie powinno być, biorąc pod uwagę, że to książka dla czytelników w wieku 6–10 lat. Jest łatwo, zabawnie, bezpiecznie i lekkostrawnie.

Może w tym kryje się moje poczucie lekkiego niedosytu?

Przygody Oliwiera i Tosi przypominają mi „Karolcię” Marii Krüger – zbliżony wiek bohaterów, realistyczny świat okraszony szczyptą niesamowitości, prosta fabuła i subtelny humor składają się na przyzwoitą literaturę dla najmłodszych. Tam mieliśmy jednak wspaniałą czarownicę Filomenę, wprowadzającą niezbędny w baśniowych krainach element zagrożenia. I chyba tej odrobiny fabularnej soli zabrakło mi w książkach Kmieć, które są słodkie jak lubiane przez ich bohaterów naleśniki z sosem klonowym.

 

Książki:

Joanna Kmieć, „Tajemnica trzynastego piętra”; „Magiczne kino”, wyd. Akapit Press, Łódź 2016, 2017.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.