Selim Babullaoglu jest jednym z najważniejszych poetyckich głosów Azerbejdżanu i w jego strofach pełno rozważań na temat samostanowienia człowieka, politycznego nieskrępowania i wszelkich rodzajów wolności. A ile jest rodzajów wolności? I czy jej znaczenie zmienia się w zależności od tego, gdzie się żyje –to znaczy w jakiej kulturze, w jakim języku i w jakim kraju? Zmienia się, ale zawsze znaczy to samo. Selim Babullaoglu żyje w Baku i pisze po azersku, jednak mentalnie wychodzi poza czytelniczy krąg swojej ojczyzny. Dzięki przyswojeniu przez kilkunastu tłumaczy, m.in. z Turcji, Rosji, Gruzji, Iranu, wiersze Babullaoglu pokonujągranice języka, w którym się pierwotnie uobecniają, iw językach przekładów brzmią równie przejrzyście. Po polsku mają niezwykłą wyrazistość, co jest także zasługą Ilahy Karimovej, która wraz z Grażyną Zając przełożyła tom pt. „Nie ma kto pisać do pułkownika”.
Czy to jeszcze Europa?
O twórczości Babullaoglu reżyserka z Kirgizji Dalmaira Tilepbergenova mówi, że „to rzeka płynąca pomiędzy Europą a Azją, budząca człowieka swoją energią i potrząsająca nim, rzeka, która ukazuje bezwzględną rzeczywistość”. Miastu Gdańsk, przybliżającemu poezję europejską, o taką właśnie energię chodzi – energię budzącą człowieka w innym człowieku. Przyznawana przez nie nagroda literacka Europejski Poeta Wolności honoruje twórców ze Starego Kontynentu i pozwala wniknąć w ich wizję świata, podkreślając równocześnie wspólnotowość losów ludzkich. Europejski Poeta… tylko czy Azerbejdżan to jeszcze Europa?
Geograficznie tak, bo leży na pograniczu, ale kraj ten wydaje się Europą zamkniętą w ciasnych granicach własnego języka, opowiadającego o trudnej i pogmatwanej za sprawą działań polityków historii. Jednak gdy popatrzymy na Azerbejdżan przez pryzmat literatury, rzecz ma się nieco inaczej. Selim Babullaoglu w swoich wierszach pokazuje, że to znajdujące się na Zakaukaziu państwo wcale nie okazuje się tak bardzo hermetycznym światem. Tak naprawdę rzeczywistość odciska się we wszystkich ludziach podobnie. Istnieją na przykład pytania dziecka, na które chce się odpowiedzieć jak najprościej, jednak z tej przystępności szybko osuwamy się w bezradność, bo na określenia pewnych sytuacji, stanów i tego, co jedni ludzie robią drugim, brakuje słów całej Europie.
„W alei poległych”
Poczerniał bruk od deszczu
w alei poległych.
Starł z okularów perełki kropel stary człowiek.
Różne są zdjęcia i nazwiska, lecz data taka sama:
dzień dwudziesty, miesiąc pierwszy, rok dziewięćdziesiąty.
Stary człowiek pochyla się nad Grobem Nieznanej Ofiary
i wzdryga się na widok odbicia w czarnym marmurze.
Słowa się nie kończą
Nie mówcie skazanym na obczyznę, że „ojczyzna to najpiękniejsze z umownych pojęć”, nie siejcie kłamstw w marszach wojennych ani nie pocieszajcie matki poległego, że na tamtym świecie będzie lepiej, bo co zrobicie, jeśli zapyta was, co dobrego spotkało ją na tym świecie? Selim Babullaoglu ma odwagę nazywać nieoczywistości, dotykać oczywistości i sprzeciwiać się temu, w czym tkwimy wszyscy. A tkwimy w bólu, jątrzącym się w nas od pokoleń, i strachu, który spowija nas niczym drut kolczasty. „«Wojna i pokój» nigdy się nie kończą, choćbyś czytał i czytał”, bo choć pamięć o czynach przemija, żadne słowa się nie kończą. Poetyckie wizje i światy azerskiego poety, mimo że wydają się tak dalekie, jak daleko jest z Polski na Kaukaz, są ostatecznie częścią naszego wspólnego doświadczenia – ludzie stamtąd i stąd chcą tego samego, bo „nikt nie oczekuje takiego poranka, jaki już przeżył”.
Chrzańcie przepisy prawa
Los nie wybiera, on się w którymś momencie w nas zakochuje i pokazuje wszystko jak w lustrze – szczur jest szczurem, maleńki kwiatek, przebijający asfalt, kwiatkiem, tylko człowiek bywa przebierańcem, ten sam człowiek, który na pytanie, dlaczego zabił, nie odpowie nic, najwyżej jego oczy wypełnią się łzami. Selim Babullaoglu w swoich wierszach pyta nie tylko o prawdę i o wartości, ale także o tę łudzącą imitację życia, która bywa rozmową o ojczyźnie, poezją pojącą spragnionego, będącą lekiem dla rannego, zasadami plemiennymi dla żyjących w demokracji. Dobrze jest nawadniać ojczystą ziemię spluwaniem, przekonuje poeta, łapówkami i mówieniem gwarą oraz przestrzeganiem tradycji. „Chrzańcie przepisy prawa, kochajcie tradycje, / tradycja to podstawa porządku prawnego. / Najważniejsi są: własne dzieci, rodzice. / A pozostali to ludzie albo inni” mówi poeta w wierszu „Poprawki do zbioru testów dla uczelni Wielkiego Stepu”. Inni nas nie powinni obchodzić i w ogóle łatwiej jest żyć tym, którzy nie zastanawiają się nad życiem innych, nie myślą o drugim człowieku. To oczywiście parodia tego, co stało się z naszą Europą, drwina z tego, w czym tkwimy i do czego sami przykładamy rękę. Tkwimy w wiecznej ułudzie i obłudzie.
„Na śmierć Herberta”
Na podstawie słów Jerzego Buzka
Gdy umiera poeta, ministrowie mówią:
„Był szczęśliwy. A i my mieliśmy szczęście,
że żył w naszych czasach”.
I znów poeci byli szczęśliwi,
i znów ministrowie mieli szczęście.
Ślad na brzegu
Wiersze Selima Babullaoglu rodzą się z codziennego życia i ze śladów, jakie zostawiają w „naszych sercach”, w ich biciu, wydarzenia, które nie są tylko doświadczeniem jednostkowym, ale przydarzają się całym pokoleniom. Prywatne przeżycia rozszerzają się u poety w autopsje wielu najróżniejszych ojczyzn, ale zawsze chodzi o to samo. O uwalnianie się. Oczyszczanie się z kurzu, uwalnianie się spod groźby powodzi i wybuchów wulkanów, władzy jednych ludzi nad drugimi. „Wiesz córeczko, świat poznałem z książek. / Potem porównałem go z rozwrzeszczanymi okazami / przeklinających, kłamiących dzieci z sąsiedztwa / i wiesz, córeczko? Nieraz popełniłem błąd, płakałem”, zwierza się Babullaoglu w wierszu „Ojciec i dzieci”, a synowi opowiada o tym, jak życzył śmierci gołębiowi i cyklopowi. Potem podsumowuje: „zawsze chciałem być zabójcą”. Ale poeta, nawet jeśli zabije albo sam straci życie, nigdy nie jest tylko umieraniem, zawsze będzie pamięcią. W jego sercu, języku oraz na ziemi odciśnie się ślad tego, co próbowano zakryć lub utopić.
Wiersze, które nie mają życia
Ilaha Karimova, tłumaczka wierszy z „Nie ma kto pisać do pułkownika”, mówi, że Selim Babullaoglu stanowczo odrzuca w wierszach afektację, sztucznie wypracowane przez literaturę socjalistyczną nawyki oraz szczególnie modny w radzieckim Azerbejdżanie rys patetyczno-pseudoliryczny. W ten sposób staje się jednym z reformatorów poezji azerskiej. Jego pisanie jest wolne i on sam, wpisujący swoją dykcję w nurt europocentryczny, jest wolny, a przez to uwolniona zostaje liryka azerska, stając się zrozumiałą i ważną poza granicami swojej ojczyzny.
Selim Babullaoglu w przewrotny sposób bawi się odgłosami tej współczesnej nam rzeczywistości: „Wiecie, dzieci, ludzie zarzucają mi, że w moich wierszach nie ma życia, / mówiąc życie mają na myśli tylko swoje / lecz nie mam im tego za złe, / bo nie mają innego życia, a to nawet i dobrze. / Wiecie, dzieci, wasz tata pisze wiersze / i rozumie, że to nikomu niepotrzebne, / czyli że świat też się nie naprawi”. Tak mówi ojciec do dzieci w Azerbejdżanie i tak samo mógłby mówić ojciec do dzieci w każdym zakątku Europy. Również w Polsce.
Książka:
Selim Babullaoglu, „Nie ma kto pisać do pułkownika”, przeł. Grażyna Zając i Ilaha Karimova, Europejski Poeta Wolności, Gdańsk 2018.