Adam Puchejda: Czym była Solidarność Walcząca?
Jan Olaszek: Był to pewien nurt podziemnej opozycji w Polsce w latach 80., który powstał w wyniku rozłamu we wrocławskiej „Solidarności” na tle programu działania. O ile lider tamtejszego podziemia, Władysław Frasyniuk, opowiadał się za bardziej umiarkowanymi formami oporu, to Kornel Morawiecki był za bardziej zdecydowanymi wystąpieniami, na przykład za demonstracjami ulicznymi. Podziemna „Solidarność” w swoim głównym nurcie miała dystans do tego typu pomysłów.
Demonstracje wydają się czymś niewinnym.
Dziś tak, ale trzeba pamiętać, że wówczas walki z ZOMO – we Wrocławiu szczególnie gwałtowne – mogły prowadzić do rozlewu krwi i często prowadziły. Solidarność Walcząca, jak sama nazwa wskazuje, stała zaś na stanowisku, że z komunizmem trzeba walczyć, tak jak walczono z niemieckim czy sowieckim okupantem.
I walczyła?
I tak, i nie. To, co różniło ją od mainstreamu „Solidarności”, to sprzeciw wobec organizowania krótkotrwałych strajków w zakładach pracy, bo zdaniem liderów SW tego typu wystąpienia ujawniały działaczy konspiracyjnych. Po prostu w czasie strajku można było znacznie łatwiej zidentyfikować danego opozycjonistę niż podczas tłumnej, anonimowej demonstracji. Poza tym SW w przeciwieństwie do głównej „Solidarności” nie wykluczała użycia broni czy przemocy.
Zbierała nawet broń i konstruowała bomby.
Były takie przypadki, ale tej broni nie użyto. Przygotowywano też ładunki wybuchowe, ale z nich też nie uczyniono nigdy większego użytku. SW trochę tworzyła swój własny mit organizacji radykalnej, mit umacniany zresztą przez władze, które próbowały z nich uczynić grupę terrorystyczną. Tylko znów, na przykład w Poznaniu do SW należała grupa karateków z klubu Feniks, ale w walkach z ZOMO, podczas demonstracji, ci ludzie nigdy nie skorzystali ze swoich umiejętności. Był też przypadek spalenia domku letniskowego szefa lokalnej SB, ale to była forma radykalizmu na zasadzie: spalimy im własność, ale nie zrobimy fizycznej krzywdy. To miała być demonstracja.
Demonstracje uliczne i tego typu wystąpienia „terrorystyczne” były trzonem działalności SW?
Nie, te postulaty o walce i oporze były zapisane w programie, ale tak jak w przypadku wszystkich organizacji opozycyjnych, główną formą działania SW było współtworzenie niezależnego ruchu wydawniczego i wydawanie czasopism. I tu Solidarność Walcząca miała ogromny dorobek. Wydawała ponad sto tytułów czasopism.
Jak liczna była ta organizacja?
To bardzo trudno określić, mimo że Solidarność Walcząca miała sformalizowane członkostwo z trochę anachroniczną jak na tamte czasy przysięgą. Tylko że w organizacji działali też ludzie, którzy nie złożyli tej przysięgi, trudno więc ich policzyć. Sam bardzo ostrożnie powiedziałbym, że członków SW było może około tysiąca. Możliwe jednak, że było ich więcej. Trudno bowiem powiedzieć, czy ktoś kolportujący prasę Solidarności Walczącej, był jej działaczem, czy nie.
To było dużo czy mało członków na tle reszty organizacji opozycyjnych?
Nie tak mało. W stanie wojennym „Solidarność” skurczyła się z milionów do kilkudziesięciu tysięcy aktywnych ludzi. A w drugiej połowie lat 80. – do kilkunastu tysięcy. Jeśli więc w Solidarności Walczące” było około tysiąca osób, to całkiem sporo.
To była organizacja zawodowych rewolucjonistów?
Trochę tak, ale w Solidarności Walczącej działali bardzo różni ludzie. Oddziały SW powstawały też trochę niezależnie od siebie. Sam Kornel Morawiecki, o czym można przeczytać w wywiadach, nie wie, ilu było członków SW. Oni nie mieli nad tym kontroli.
Solidarność Walcząca trochę tworzyła swój własny mit organizacji radykalnej, mit umacniany zresztą przez władze, które próbowały z nich uczynić grupę terrorystyczną. | Jan Olaszek
Część członków SW była zakonspirowana i łączyła swoją aktywność podziemną z pracą zawodową. Nie ukrywała się, ale na przykład po pracy w tajemnicy zajmowała się drukiem. Część, tak jak Kornel Morawiecki, żyła w ukryciu, nie pracowała, nie miała mieszkania. I to ich moglibyśmy określić mianem zawodowych rewolucjonistów, którzy utrzymywali się, otrzymując wsparcie zagraniczne lub ze sprzedaży publikacji niezależnych. Na ogół większość ludzi wykonywała jednak swoją pracę.
A jak ludzie Solidarności Walczącej postrzegali komunistów?
To też trudno określić całościowo. Solidarność Walczącą tworzyli bardzo różni ludzie. Od Kornela Morawieckiego, fundamentalnego antykomunisty, po osoby takie jak Grzegorz Schetyna czy Anka Grupińska, dziennikarka zajmująca się tematyką żydowską, aktywna w poznańskiej opozycji. I tu można nadmienić, że na przykład „Czas Kultury” był pismem tamtejszej Solidarności Walczącej.
Generalnie byli to ludzie, którzy uważali komunizm za system skompromitowany i taki, który chcieli zmienić. Mówili natomiast o tym wprost i wyraźnie. „Solidarność” zaś, funkcjonująca pod sztandarami związku zawodowego, wprost takich rzeczy nie mówiła.
A kiedy słyszy pan Mateusza Morawieckiego, mówiącego, że w 1968 roku nie było Polski, to czy to jest zgodne z linią Solidarności Walczącej?
W tamtych czasach w takich kategoriach w ogóle raczej nie myślano. Na pewno podkreślano, że Polska nie jest państwem niepodległym. PRL była co prawda państwem formalnie suwerennym, ale realnie nie niepodległym. Tylko że takich dyskusji, czy PRL jest czy nie jest Polską, raczej nie prowadzono. Ludzie zdawali sobie sprawę z tego, że istnieje różnica między okupacją na model niemiecki czy sowiecki, a pewną formą zależności, jaką była PRL. Większość Polaków, nawet nielubiąca tego państwa, wiedząca, że jest to państwo opresyjne, uznawała się jednak za jego obywateli.
Na ile zatem SW była organizacją ideologiczną?
Solidarność Walcząca miała pewną ideologię, ale dość mgliście określaną. W praktyce ideologią był antykomunizm. Programem SW był też tzw. „solidaryzm”, wykuty przez Kornela Morawieckiego, Polska z pewnością nie miała być państwem liberalnym gospodarczo. Trzeba jednak pamiętać, że w tego typu organizacjach konspiracyjnych często o tym, kto gdzie działa nie decydują ideologie, tylko kontakty. W danej organizacji działa kolega, koleżanka, różnice ideologiczne pojawiają się później.
Ale członkowie Solidarności Walczącej redagowali przecież pisma polityczne, ideologiczne?
Tak, ale działalność wydawnicza nie służyła głównie tworzeniu idei, chodziło przede wszystkim o działanie jako takie. Mnóstwo ludzi zajmowało się drukiem, kolportażem, ale już niekoniecznie pisaniem tekstów. Oczywiście idee były obecne i była to przede wszystkim krytyka władzy, nagłaśnianie represji, dla SW ważne też było podkreślanie wspólnoty różnych narodów walczących z komunizmem, na przykład mieszkańców Afganistanu. Ale nie można przypisać SW do jakiejś konkretnej ideologii, na przykład narodowej czy konserwatywnej lub socjalistycznej czy liberalnej.
Ostry antykomunizm był jedynym wyróżnikiem?
Nie tylko to, bo były też inne grupy równie ostro przeciwstawiające się komunizmowi, jak na przykład KPN. Poza antykomunizmem i formą przysięgi, o czym już wspominałem, SW wyróżniał także tzw. wydział wschodni, który zajmował się nawiązywaniem kontaktów z opozycją w ZSRR i przekazywaniem jej materiałów. Co ciekawe, wydział wschodni działał do 1992 roku, a więc po upadku PRL. SW miała też swój kontrwywiad. Jej członkowie zbierali na przykład numery rejestracyjne samochodów SB, nasłuchiwali milicyjny kanał radiowy itp.
Nie można przypisać Solidarności Walczącej do jakiejś konkretnej ideologii, na przykład narodowej czy konserwatywnej lub socjalistycznej czy liberalnej. | Jan Olaszek
Ten kontrwywiad był na poważnie?
Oczywiście nazwa jest szumna, nie był to prawdziwy kontrwywiad, SW nie wysyłała swoich agentów do SB. Ale ryzyko było realne. Bycie przyłapanym na czymś takim jak robienie nasłuchów, mogło mieć poważne konsekwencje.
A jak Solidarność Walcząca była postrzegana przez inne odłamy „Solidarności”?
Uważano ich za radykałów. Tylko znów, naprawdę ostre różnice pojawiły się dopiero w 1988, 1989 roku, przy okazji Okrągłego Stołu. SW była zdecydowanie przeciwna, by iść na jakikolwiek kompromis z komunistami. Wzywała też do bojkotu wyborów 4 czerwca, podczas gdy główny nurt „Solidarności”, jak wiemy, uważał je za szansę zdobycia pewnych przyczółków wolności.
Jakie były dalsze losy członków Solidarności Walczącej po 1989 roku?
Część z nich działała przez jakiś czas w partii Wolność tworzonej przez Kornela Morawieckiego, część z nich po latach wróciła do działalności trochę kombatanckiej, tworząc Stowarzyszenie „Solidarność Walcząca”, ale tak jak zróżnicowana była to grupa, tak też różne losy jej członków. Rafał Grupiński, Grzegorz Schetyna zostali politykami. Kornel Morawiecki do polityki wszedł dopiero niedawno. Większość działaczy tego nurtu podziemia wróciła do swojego dawnego życia. Co ważne, nie zasiliła jednak elit nowego państwa.
Była rozczarowana III RP?
Na pewno. Dla środowiska Solidarności Walczącej ważna była lustracja i dekomunizacja. Tego im brakowało. Byli też rozczarowani pod względem gospodarczym. To nie był ustrój solidarny. Ale są też tacy ludzie jak Mateusz Morawiecki, którzy w III RP zrobili ogromną karierę.