Tą sprawą żyje cała Polska. Tomasz Komenda niesłusznie skazany za brutalny gwałt i zabójstwo 15-letniej Małgorzaty Kwiatkowskiej po 18 latach odsiadki wychodzi na wolność. Cały naród współczuje Tomaszowi, który spędził w więzieniu „za niewinność” 18 lat swojego życia i pomstuje na ludzi i na system, który doprowadził do tego, że niewinny chłopak został skazany na 25 lat za zbrodnię, której nie popełnił. Nagle wszyscy staliśmy się obrońcami i rzecznikami niewinnych i niesłusznie skazywanych. Rzecz jasna, komentarze w mediach społecznościowych oraz wypowiedzi polityków nie pozostawiają wątpliwości, czyja to wina. Odpowiedzialność spoczywa na „kaście” sędziów, z którą tak skutecznie walczą minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego wiceminister Patryk Jaki.
Koszmar Tomasza Komendy
Historia Tomasza Komendy rzeczywiście jest koszmarna a to co go spotkało przyprawia o ciarki na plecach. Młody chłopak 18 lat temu znalazł się w sytuacji kafkowskiej. Po trzech latach od zbrodni w Miłoszycach, gdy śledztwo stało w miejscu, przypadkowa kobieta rozpoznała go na podstawie mało konkretnego portretu pamięciowego w programie „997”. Zbrodnia była poważna, sprawa medialna, a rodzina ofiary naciskała, by organy ścigania w końcu ujęły sprawcę. Trzeba było coś zrobić, by nie powstało wrażenie, że takie zbrodnie pozostają bezkarne.
Tomasz był absolwentem szkoły specjalnej, był biedny i nigdy wcześniej nie miał problemów z prawem. Machina ruszyła.
To, że Tomasz Komenda nie przyznawał się do winy, nie miało na tym etapie najmniejszego znaczenia. Przecież zbrodniarze najczęściej nie przyznają się do winy. Nawet alibi na tę noc, jakie dawało mu 12 osób, nie było – zdaniem śledczych – przekonujące. O winie przesądzić miały jednak dowody biologiczne, ślady DNA i ugryzienia na ciele ofiary. Ale takie dowody nie zawsze są pewne. Te nie były.
Komenda w czasie postępowania był torturowany przez policję, która wymusiła na nim przyznanie się do winy. Obrońca, który został mu przydzielony z urzędu, nie podniósł zarzutu, że zeznania Komendy były wymuszone. Presja ze strony mediów i społeczna okazały się mocniejsze niż wątpliwości co do winy.
Zadziałała logika „ktoś musi zostać za tę sprawę skazany”. Prokuratura przedstawiła dowody, sąd wydał wyrok. Dla Tomasza Komendy kardynalne zasady „domniemania niewinności” oraz prawa do obrony okazały się fikcją.
Być może najbardziej oburza to, że prawdziwych sprawców zbrodni – co wynika z reportaży publikowanych przez „Gazetę Wyborczą” czy TVN – można było ustalić, organy ścigania się nimi jednak nie zainteresowały!
Kto jest winny?
Można się teraz zastanawiać, kto jest bardziej winny. Czy sędziowie, oceniający materiał dowodowy przedstawiony przez prokuraturę, czy śledczy, którzy prawdopodobnie dopuścili się nadużyć i rażących zaniedbań, a zdaniem Grzegorza Głuszka, dziennikarza TVN, który nagłośnił sprawę Komendy już w 2006 roku, „dopasowywali dowody przeciwko niemu”?
Oburzenie tłumu zręcznie podsycane przez śmiałe i nieskrępowane głębszą wiedzą prawniczą wypowiedzi ministra Patryka Jakiego kierowane jest w stronę sędziów, którzy wydali wyrok. W całej tej sprawie warto jednak pamiętać o jednym. Ci sami ludzie, politycy i vox populi, którzy teraz domagają się zlinczowania sędziów i płaczą nad Tomaszem Komendą, dokładnie 18 lat temu swój gniew i emocje kierowaliby w stronę Komendy „zwyrodnialca”.
Nie trudno sobie wyobrazić, że Patryk Jaki zaproponowałby przywrócenie kary śmierci i tortur. Zbigniew Ziobro osobiście wydawałby polecenia prokuratorom, jakiej kary mają się domagać, i groziłby postępowaniem dyscyplinarnym wobec sędziów, którzy uniewinniliby Komendę. W Sejmie leżałby też projekt zaostrzenia kar za gwałty i zabójstwa, a podejrzany zostałby wpisany do rejestru sprawców przestępstw seksualnych. Po odbyciu kary zostałby zaś osadzony w ośrodku dla tzw. bestii w Gostyninie, za którego utworzeniem Zbigniew Ziobro też aktywnie lobbował.
Warto przypomnieć, że Komenda został aresztowany tuż przed powołaniem Lecha Kaczyńskiego na prokuratora generalnego (i ministra sprawiedliwości), który zdobył popularność pod hasłami przywrócenia „prawa i porządku”. Na tej glebie wyrosła wówczas nowa partia Prawo i Sprawiedliwość.
Dlatego dziś trudno uwierzyć w czyste intencje i szczerą radość polityków PiS z uwolnienia osoby niesłusznie skazanej. To oni przecież ogromną część swojego politycznego kapitału zbili na nawoływaniu do zaostrzenia kar, łącznie z karą śmierci. To oni swoją popularność zbudowali na populizmie penalnym, graniu wizerunkiem twardych szeryfów, osłabianiu wymiaru sprawiedliwości i krytykowaniu sądów za zbyt łagodne wyroki.
Warto przede wszystkim pamiętać, że ujawnienie fatalnej sądowej pomyłki nie ma nic wspólnego z antysądową kampanią prowadzoną przez Zbigniewa Ziobrę i Patryka Jakiego. Prawdę o niewinności Komendy „odkurzył” anonimowy funkcjonariusz, a do jej nagłośnienia przyczynili się dziennikarze, którzy uwierzyli w niewinność Komendy.
Społeczne poczucie sprawiedliwości na pstrym koniu jeździ
Artykuł 53 § 2 kodeksu karnego wśród dyrektyw sądowego wymiaru kary każe uwzględniać także zadośćuczynienie społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Sądy nie powinny ignorować społecznych oczekiwań do co surowości kary, oczywiście w ramach niezawisłości i niezależności sędziowskiej. Z pewnością sądy uwzględniły owo poczucie, gdy 14 lat temu skazywały niewinnego Tomasza Komendę. Uwzględniły je nawet kosztem fundamentalnej zasady domniemania niewinności i bezstronności. Teraz jednak, o ironio, to samo „społeczne poczucie sprawiedliwości” domaga się zlinczowania sędziów, którzy wtedy taki wyrok wydali. Społeczne poczucie sprawiedliwości to migotliwa chimera – kapryśna, nielogiczna, podatna na manipulacje fałszywych trybunów i łatwo rozgrywana przez polityków.
Nie broniąc tamtych sędziów, wydaje się, że uniewinnienie Komendy, biorąc pod uwagę okoliczności tamtej sprawy i ogromną presję opinii publicznej, wymagało od składu sędziowskiego dużej odwagi. I tej odwagi niestety im zabrakło.
Sędzia Sądu Najwyższego Stanisław Zabłocki napisał niedawno, że tchórz nie powinien być sędzią. Sędzia nie powinien być też koniunkturalistą ani konformistą. Oszczercza kampania anty-sądowa raczej takich cech w sędziach nie wzmocni.
Zadajmy sobie pytanie, co jest gorsze? Zbrodnia bez kary, czy ukaranie niewinnej osoby, byle tylko zaspokoić to efemeryczne społeczne poczucie sprawiedliwości – żądzę krwi za śmierć niewinnej dziewczyny? Jednak nawet wtedy, gdy skażemy niewinną osobę i zaspokoimy „gniew ludu”, to faktyczny sprawca i tak pozostanie bezkarny. Profesor Andrzej Zoll zwykł mawiać, że lepiej jest uniewinnić stu winnych niż skazać jednego niewinnego. Ale nie oszukujmy się, taka „sprawiedliwość” procesu karnego jest nie do pogodzenia z linią polityki Zbigniewa Ziobry – która zmierza do podporządkowania sobie sądów, możliwości eliminowania z systemu sędziów niepokornych i uczynienia z wymiaru sprawiedliwości bezwolnego narzędzia swojej władzy.
Bo PiS-owi nie zależy, żeby naprawdę było sprawiedliwie, by nasze prawa chronione i gwarancje procesowe przestrzegane. PiS-owi raczej zależy, żeby sądy – podobnie do prokuratury – działały pod ich polityczne dyktando, realizowały ich własne interesy i gwarantowały IM bezkarność.
Cała sprawa Tomasza Komendy oprócz wymiaru politycznego – przynajmniej przez część polityków cynicznie rozgrywanego – ma także inny wymiar. OTO Ludzie, którzy mają władzę i pieniądze, których stać na dobrych adwokatów i którzy kolegują się z politykami, często pozostają bezkarni, a ludzie biedni są albo ich ofiarami, albo kozłami ofiarnymi. Dla nich często nie ma prawa ani sprawiedliwości.
To jak działają sądy i prokuratury za PiS pokazuje lepiej inna sprawa, którą Patryk Jaki ani Zbigniew Ziobro na Facebooku się nie chełpią. Sebastian K., kierowca Seicento, które miało pecha stanąć na drodze rozpędzonej kolumnie rządowej z premier Beatą Szydło, po toczącym się rok dochodzeniu, w wyniku zgromadzonego materiału dowodowego, choć przy oporach samych prokuratorów prowadzących postępowanie, zostały oskarżony o nieumyślne spowodowania wypadku! Prokuratura jednocześnie skierowała wniosek o warunkowe umorzenie postępowania, czyli de facto uznała jego winę.
Czy i w tej sprawie Patryk Jaki okaże się obrońcą niesłusznie skazywanych za „niewinność”?
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: P. Tracz/ KPRM (P. Tracz/ Chancellery of the Prime Minister of Poland)