„To, co się dzieje w Rosji, nie jest tylko kwestią rosyjską – to sprawa całego świata. Już od czasów Lenina i Stalina stanowi to niebezpieczeństwo dla całego globu. I świat powinien o tym wiedzieć”, mówił Siergiej Kowalow 14 marca po uroczystości wręczenia mu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego. Parafrazując te słowa, można by powiedzieć, że życiorys Kowalowa nie jest tylko życiorysem konkretnego dysydenta, nazywanego „sumieniem Rosji i całego świata”. Jest odbiciem w mikroskali długiej historii protestu wobec nieludzkiego radzieckiego reżimu, co doskonale pokazują kolejne etapy życia tego rosyjskiego działacza na rzecz praw człowieka – począwszy od udziału w uniwersyteckich utarczkach, niezgody na antysemityzm, poprzez zaangażowanie w raczkujący ruch dysydencki i w końcu beznadziejny finał: zesłanie do łagru w epoce breżniewowskiej.
Proste wybory
„Pod koniec szkoły byłem już dostatecznie bystry, żeby pojąć, że studiowanie historii i prawa jest pozbawione sensu. […] [J]uż wtedy dość wyraźnie zdawałem sobie sprawę, że jako prawnik lub historyk będę przez całe życie zmuszony do prostytucji” – mówi o radzieckim systemie edukacji Kowalow, ujawniając jednocześnie przyczyny, dla których zdecydował się na studia biologiczne. To jednak nie biologia, lecz polityka miała zdominować jego późniejsze losy – i to ona stanowi kanwę rozmowy z Radziwonem. Kowalow nie kładzie jednak nacisku na politykę w ujęciu kremlinologicznym. Wydaje się, że mało zajmowały go przetasowania wśród partyjnej wierchuszki; istotniejsze było dla niego to, o czym przemyśliwano w kręgach opozycyjnych. W rozmowie partyjnymi elitami raczej gardzi i je wyśmiewa, miast traktować jako swoiste jądro ciemności.
Z kolei w opisie swoich dysydenckich doświadczeń unika wielkich słów. Nie znajdziemy tu patosu i wzniosłych emocji. Rekonstruując swój ówczesny sposób myślenia, Kowalow kładzie raczej nacisk na oczywistość i naturalność podejmowanych przez siebie wyborów. Zastany system, z jego premiowaniem oportunizmu, zmuszał go do prostych konstatacji: „[…] a niech diabli wezmą karierę. Nie mam takich ambicji, nie zamierzam zostać akademikiem, nie zdobędę Nobla. Ale to, co robię, będę robić najuczciwiej, jak potrafię, i jednocześnie będę myśleć to, co myślę. I jeśli będzie trzeba, powiem to”.
Czy rzeczywistość ZSRR naprawdę pozwalała tak jasno ocenić, co jest przyzwoite, a co nie? Kowalow nie ma co do tego wątpliwości. Trzeba zresztą przyznać, że instynkt moralny niemal nigdy go nie zawiódł. To proste widzenie radzieckiego świata sprawia jednak, że historia życia Kowalowa opowiedziana jego własnymi słowami zaczyna przypominać ciąg na wskroś racjonalnych decyzji, podejmowanych na podstawie nieomylnych prognoz. Siłą rzeczy zmusza ono czytelnika do tego, by wspomnienia dysydenta – jak każde reminiscencje przywoływane po latach – przepuścić przez rozsądny filtr podejrzliwości. Czy rzeczywiście wybór życiowej drogi był aż tak oczywisty? Czy aż tak łatwo było ważyć racje? I czy decyzja politycznego zaangażowania w walkę z absurdami totalitaryzmu pozwalała w każdej sferze życia zachować czyste sumienie? Sam Kowalow w rozmowie z Radziwonem podaje cenę, jaką przyszło mu zapłacić w życiu prywatnym za bezkompromisową uczciwość w życiu publicznym: rodzinne nieporozumienia i rozłąki.
Biorąc pod uwagę powyższe wątpliwości i emocje, znamienny jest chłód, jaki bije z opowieści Kowalowa. Rosyjski rozmówca Marka Radziwona przyjmuje suchy, niemal sprawozdawczy ton. Na szczęście książka nie sprowadza się tylko do tego. Dysydent często porozumiewa się ze słuchaczem – a przez niego i z czytelnikiem – za pomocą dość specyficznego poczucia humoru. Widoczne jest to szczególnie, gdy Kowalow przywołuje sceny przesłuchań w kazamatach KGB – zdaje się o nich opowiadać z uśmiechem. Sardonicznym, ale jednak.
Krajobraz podczas bitwy
Możliwość poznania kolei losu Siergieja Kowalowa – szczególnie jego działalności publicznej – nie jest jedynym atutem książki. Pozwala ona również zrozumieć w ogólnych zarysach sposób działania większości rosyjskich dysydentów. Przyzwyczajeni do postrzegania antykomunistycznych ruchów przez pryzmat KOR-u, ROPCiO czy „Solidarności”, wiemy niewiele lub zgoła nic o pozornie bliźniaczych inicjatywach u naszych braci zza Buga. Ograniczamy się zazwyczaj do wymienienia wielkich nazwisk Sacharowa, Sołżenicyna czy Gorbaniewskiej (swoją drogą blisko współpracującej z Kowalowem). Nie zdajemy sobie przy tym sprawy z warunków, jakie zostały narzucone dysydentom w Związku Radzieckim – dalece odbiegających od tych, w których przyszło działać dysydentom w Gdańsku, Warszawie czy Wrocławiu.
Lektura wywiadu rzeki Marka Radziwona jest znakomitą okazją, by wypełnić tę lukę w naszej wiedzy. Kowalow staje się w niej pryzmatem, przez który możemy spojrzeć na to, czym charakteryzowała się podziemna działalność w samym sercu komunistycznego bloku: z czym się zmagali ówcześni rosyjscy niepokorni, jak działali oraz czym to groziło. Uparcie dopytywany przez Radziwona, Kowalow ukazuje enklawy sprzeciwu wobec imperium –działające często na zupełnie innych zasadach i przy zupełnie innych ograniczeniach niż te w PRL-u. Znamienna jest tutaj przywoływana przez Kowalowa rozmowa z Adamem Michnikiem, w której ten ostatni wspomina spotkanie z Jerzym Giedroyciem w latach 70. Redaktor „Kultury” ze zgorzknieniem zauważył wówczas, że radziecki samizdat docierał na Zachód, a polskie opozycyjne pisma – nie. Mówiąc o samizdacie, Giedroyc miał na myśli „Kronikę Wydarzeń Bieżących”, której Kowalow był jednym z redaktorów. Twórca „Kultury” nie wziął jednak pod uwagę, że właśnie za to Rosjanin trafił do łagru.
Obraz radzieckiego molocha, jaki wyłania się z opowieści Kowalowa, jest przytłaczający – w Związku Radzieckim nawet biologia stanowiła część polityki. Już jako młody badacz Kowalow nieustannie podlegał naciskom – po pierwsze, z powodu jego polemik ze słynnym łysenkizmem, po drugie, w wyniku objęcia całości życia uniwersyteckiego nadzorem politycznym. Dzięki temu, że na konkretne wydarzenia patrzymy oczami jednego z ich uczestników, mechanizm owego radzieckiego molocha poznajemy niejako od wewnątrz. Przykładem jest tu proces pisarzy Siniawskiego i Daniela, jedno z najważniejszych wydarzeń breżniewowskiej epoki – wspominane przez Kowalowa dość szczegółowo. Dla tego ostatniego miało ono zresztą wyjątkowe znaczenie. Krótko po zaangażowaniu się w obronę literatów Rosjanin stał się aktywnym działaczem ruchu praw człowieka.
Niedokończona opowieść
Siergiej Kowalow niewątpliwie żył w ciekawych czasach i Marek Radziwon jako zadający pytania udowodnił to po stokroć. Gęstość wydarzeń, nazwisk i tytułów, jakie przewijają się w wywiadzie, przyprawia o zawrót głowy. Paradoksalnie może to stanowić jeden z głównych zarzutów wobec książki. Dla czytelnika niezaznajomionego z tematyką rosyjskiego ruchu dysydenckiego obfitość wiedzy może stanowić barierę nie do pokonania. Z pomocą przychodzi słowniczek osób oraz przypisy. Te ostatnie są jednak niezmiernie lakoniczne i nie sposób zrozumieć klucza, według którego były przygotowywane. Forma wywiadu rzeki być może narzuca rezygnację ze zbyt obszernego aparatu krytycznego, jednak niuansów jest tak dużo, że czytelnik zostaje zmuszony do nienaturalnej hiperaktywności podczas lektury – przeczesywania internetu, grzebania w biograficznych słownikach i historycznych encyklopediach. Brakuje też wstępu, który objaśniłby w ogólnym zarysie, o czym będzie w książce mowa. Bez niego, zostajemy rzuceni na głęboką, ciemną wodę radzieckiej epoki.
Rozmowa z Kowalowem nie jest jednak tylko lekturą dla historyków. Najważniejsze jest moralne przesłanie, jakie niesie. Kowalow – chociaż nigdy ich nie przywołuje wprost – zdaje się wierzyć w „stare zaklęcia ludzkości”, które stoją u źródeł wszystkich jego zawodowych i politycznych decyzji. W tym kontekście warto przypomnieć fragment książki, w którym opozycjonista wspomina „chyba najważniejsze wydarzenie w swoim życiu”. Chodzi o głosowanie nad wydaleniem studenckiego kolegi z Komsomołu, podczas którego Kowalow, „powodowany owczym pędem”, zagłosował za. Ówczesny wstyd, mówi Rosjanin, uformował go na całe życie. I skierował na drogę, z której wycofać się nie sposób.
Podsumowując w posłowiu rozmowę z Kowalowem, Marek Radziwon skrótowo opisuje życie dysydenta już po rozpadzie Związku Radzieckiego. Publiczna działalność Kowalowa w rzeczywistości dwóch Rosji – jelcynowskiej i putinowskiej – również była niezwykle intensywna. Głośny był na przykład jego sprzeciw wobec zaangażowania militarnego w Czeczenii. To już jednak materiał na inną książkę. Czy takowa powstanie? Niewykluczone. Tymczasem warto sięgnąć po tę, którą mamy obecnie pod ręką. Nie tylko ze względu na propolską postawę Kowalowa, z czego jest u nas znany, ale także z uwagi na świadectwo, które złożył poprzez swoje „życie i los”. W natłoku książek o Rosji opisujących ją jako specyficzny – czytaj: nienormalny – stan umysłu lub postrzegających Rosję wyłącznie przez pryzmat polityki Kremla, wywiad rzeka przeprowadzony przez Radziwona stanowi chlubny wyjątek. Udowadnia nam, że Rosja to również ludzie tacy jak Kowalow – ludzie wolni.
Książka:
Marek Radziwon, „Żyliśmy jak ludzie wolni. Rozmowa z Siergiejem Kowalowem”, wyd. Czarne, Wołowiec 2017.