Szanowni Państwo,

debata o polskim życiu seksualnym powróciła!

A może nigdy nie znikła. Na to, że temat jest gorący, składa się kilka przyczyn. Tym razem ujawniono, że Narodowy Fundusz Zdrowia blisko dwa lata temu wybrał oferenta (prywatny podmiot Lechaa Consulting) do zadania zatytułowanego „Poprawa zdrowia prokreacyjnego”. Jako metodę do uzyskania celu wybrano „organizację konferencji i spotkań edukacyjnych popularyzujących wiedzę na temat zdrowia prokreacyjnego – edukację młodzieży w szkołach”.

Trudno o bardziej szczytny cel. Od lat grzmi się o niedostatkach wiedzy i niedojrzałości seksualnej młodzieży. Ministerstwo Zdrowia przeznaczyło na program blisko 10 milionów złotych, w tym znaczącą część kwoty na warsztaty „ze zdrowia prokreacyjnego” dla ponadgimnazjalnej młodzieży zatytułowane „W stronę dojrzałości”. Chociaż teoretycznie temat, który porusza projekt, jest zawarty w obowiązkowym programie wychowania do życia w rodzinie, to strona wstronedojrzalosci.pl zastrzega: „Poprzez swoją spójność z treściami programowymi tych zajęć [wychowania do życia w rodzinie – przyp. red.] można je bardziej ubogacić i uzupełnić. Zaproponowane w programie scenariusze zawierają nowe i nigdzie niepublikowane propozycje zajęć”.

I czeka nas niespodzianka. „W stronę dojrzałości” w warstwie merytorycznej pozostawia – mówiąc delikatnie – wiele do życzenia. Oprócz samej propozycji warsztatów dla szkół, stworzona została także internetowa platforma edukacyjna, gdzie swobodnie można było się zapoznać z proponowaną wykładnią edukacji seksualnej.

Zawrzało. Jak zwróciła uwagę Grupa Edukatorów Seksualnych „Ponton”, opublikowane – za państwowe pieniądze – materiały aż roiły się od przeinaczeń i zwyczajnych kłamstw, przekonujących, że na przykład: prezerwatywy powodują raka, antykoncepcja hormonalna prowadzi do depresji, a mówienie o „ciąży” (nie o „dziecku”) zrywa więź łączącą rodziców z nienarodzonym potomkiem. Na liście partnerów projektu znajdują się niemal wyłącznie fundacje o proweniencji katolickiej – co samo w sobie jeszcze o niczym nie musi świadczyć, o ile skutkiem takiej współpracy nie będą przekłamania niepoparte wiedzą naukową.

Po ujawnieniu skandalu wokół programu „W stronę dojrzałości” materiały zostały usunięte ze strony. „Dopuszczenie tych filmów do publikacji było błędem, który wynikał z pośpiechu, zaniechania”, powiedział nam rzecznik Ministerstwa Zdrowia, Krzysztof Jakubiak. I dodaje, że „obecnie filmy są weryfikowane przez ekspertów ministerstwa”. Pozostają jednak pytania. Dlaczego wśród partnerów programu są takie instytucje jak Evangelicum Vitae, której główną działalnością jest leczenie niepłodności za pomocą metody naprotechnologicznej, nierekomendowanej przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne i Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu, ponieważ nie ma dowodów na jej skuteczność w kontrolowanych badaniach klinicznych? Jaką rolę w projekcie pełni jego partner, Fundacja Czyste Serca, której misją jest to, aby „jak największa liczba dziewcząt i chłopców rozpoczynała życie seksualne po ślubie”? Zwróciliśmy się z tymi pytaniami do ministerstwa przed kilkoma dniami, lecz na odpowiedzi wciąż czekamy.

Nie jest to pierwszy raz, w którym ugrupowanie rządzące oddaje pole do popisu w kwestii edukacji seksualnej właśnie działaczom katolickim. Nie inaczej było w czasach poprzedniej koalicji rządzącej. Wystarczy wspomnieć podręcznik do wychowania do życia w rodzinie pod redakcją Teresy Król ze znajomo brzmiącym tytułem „Wędrując ku dorosłości”. Książka została dopuszczona do szkolnego użytku przez Ministerstwo Edukacji jeszcze w 2015 roku. W tymże podręczniku do tej pory można znaleźć stwierdzenia osobliwe: o szkodliwości prezerwatywy lub o tym, że na seks przedmałżeński największą ochotę mają ci, którzy… najsłabiej się uczą.

Ignorancja ma się zatem znakomicie ponad partyjnymi podziałami. Na świecie bada się zjawiska przemian obyczajów seksualnych wśród młodych ludzi. Głośna ostatnio książka „American Hookup. The New Culture of Sex on Campus” Lisy Wade zwraca uwagę na zupełnie nowe zjawiska (przemiany obyczajowości dzieci i wnuków pokolenia rewolucji seksualnej).

Duże zainteresowanie tematem seksualności w Polsce jest płytkie. Obraca się niezmiennie wokół taniej sensacji, wulgarności, wzajemnego obrażania itd. Co gorsza, dorośli Polacy (jeśli słowo „dorośli” jest tutaj adekwatne) w ogóle nie troszczą się o seksualną świadomość swoich – wędrujących ku dorosłości – pociech. Rozmowy z seksuologami prowadzą do pesymistycznej diagnozy. Obojętność, niewiedza i brak długofalowego programu jeszcze dotkliwie odbiją się na zdrowiu Polaków.

„Dzięki upowszechnieniu edukacji seksualnej miałbym mniej pacjentów, którzy mają tzw. lęk zadaniowy. Czyli poczucie, że cała ich seksualność zawęża się tylko i wyłącznie do próby utrzymania sztywności członka”, mówi Andrzej Gryżewski, edukator seksualny i psycholog w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Natalią Woszczyk. Gryżewski wskazuje również na inne skutki niedopatrzeń edukacyjnych: popularność stosunku przerywanego jako metody antykoncepcji, uzależnienie od pornografii oraz brak satysfakcji z życia seksualnego.

Antonina Lewandowska z Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”, przekonuje, że poziom edukacji seksualnej jest dziś znacznie niższy niż nawet w latach 90.: „Po zmianie systemowej do szkół wprowadzono wychowanie do życia w rodzinie, które skupiało się na rodzinie heteroseksualnej, nastawionej na reprodukcję”, mówi w rozmowie z Jakubem Bodzionym. Lewandowska wskazuje także na niekompetencję prowadzących zajęcia: „Często byli to nauczyciele, którzy nie potrafili w ogóle mówić o seksualności i rumienili się przed uczniami, kiedy wymawiali słowo «prezerwatywa»”. Trudno więc spodziewać się jakichkolwiek pozytywnych rezultatów, jeżeli edukacja seksualna w szkole traktowana jest po macoszemu aż do tego stopnia.

Edukacja seksualna stanowi również istotny element szerszej polityki prorodzinnej, z którą seks jest żywotnie związany. W trakcie ostatnich wyborów parlamentarnych PiS wziął na sztandary hasła prodemograficzne – wchodząc w ten obszar, ugrupowanie rządzące rzuciło rękawicę PO–PSL, które w czasie swoich rządów wprowadziły szereg nowych rozwiązań: między innymi wydłużenie urlopu macierzyńskiego i stworzenie tacierzyńskiego oraz wprowadzenie zasiłków dla „przedsiębiorczych matek”. PiS zdołało przebić stawkę programem Rodzina 500+, a także permanentnie stawiając wybrany przez siebie model rodziny – jako podstawowej komórki społecznej – na piedestał.

Razem z programami socjalnymi – których ma być coraz więcej, o czym informowała Beata Szydło podczas ostatniej konwencji programowej, zapowiadając pakiet Mama+ – ugrupowanie rządzące kieruje się określoną wizją rodziny, z konkretnymi przymiotami i z góry narzuconymi konserwatywnymi rolami płciowymi.

„Wybuchające raz po raz oburzenie, dotyczące absurdów wykładanych pod szyldem edukacji seksualnej finansowanej przez państwo, wiąże się z emocjami, ale to tylko jeden aspekt znacznie szerszego problemu”, piszą we wspólnym tekście Łukasz Pawłowski i Natalia Woszczyk z „Kultury Liberalnej”. „Polityka rodzinna PiS-u wygląda tak, jakby rząd naprawdę chciał zrealizować obietnicę złożoną przez Jarosława Kaczyńskiego wspólnie z Viktorem Orbánem – obietnicę kulturalnej kontrrewolucji”.

I to mimo że wspomniany program Mama+ stanowi póki co jedynie szumną zapowiedź, pozbawioną konkretów – pisze Paweł Kubicki, ekonomista z SGH. „Jakiś czas temu, w dyskusji o 500+, porównałem ten program do cepa, prostego i mocnego narzędzia, którym wygodnie bije się opozycję i spycha dyskusję na kwestie społeczne tam, gdzie PiS czuje się najlepiej. Mama+ też jest takim pakietem”. Dla przypomnienia, w skład programu wchodzą: darmowe leki dla kobiet w ciąży, premia za „szybkie” urodzenie drugiego dziecka oraz emerytura za urodzenie co najmniej czwórki dzieci.

Można odnieść wrażenie, że polityka prorodzinna została do takiego stopnia zdominowana przez PiS, że nie daje możliwości kontrpropozycji innym środowiskom. Czy tak rzeczywiście jest? Oburzenie, które wywołała edukacyjna platforma „W stronę dojrzałości”, zdaje się temu przeczyć, sugerując, że Polacy chcą mieć do czynienia z inaczej prowadzoną edukacją seksualną.

Z drugiej strony, stężenie emocji w dyskusji o seksie – tym bardziej jeśli chodzi o dyskusję przeznaczoną dla młodzieży – skłania ku stwierdzeniu, że temat dzieli Polaków tak silnie, że ugoda jest niemożliwa, a zamiast tego cały czas będziemy słyszeć o „indoktrynacji”: bądź z jednej, bądź z drugiej strony. Sprawę dodatkowo pogarszają ignorancja i archaiczne podejście politycznych decydentów. Opisuje je seksuolożka Alicja Długołęcka w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim, którą opublikujemy w najbliższych dniach.

Nie lepiej prezentuje się często wiedza samych rodziców, tak opisywana przez Antoninę Lewandowską: „Jest taki stary dowcip, który krąży w środowisku edukatorskim. «Ojciec siada z synem i mówi: synu, musimy porozmawiać o seksie. Dziecko głęboko wzdycha i mówi: dobrze, tato. To co chciałbyś wiedzieć?»”.

Po „kulturalnej kontrrewolucji” PiS-u i to źródło informacji o seksie może przestać być dla Polaków dostępne.

Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”