Joint Comprehensive Plan of Action, jak brzmi pełna nazwa umowy, została podpisana 14 lipca 2015 roku w Wiedniu między Iranem, Unią Europejską i członkami tzw. grupy P5+1: USA, Rosją, Chinami, Wielką Brytanią, Francją i Niemcami. Był to historyczny krok na drodze do osiągnięcia porozumienia z Teheranem w kwestii irańskiego programu nuklearnego. Umowa nuklearna to pierwszy dokument, który umożliwił poddanie irańskiego programu ścisłej kontroli. Eksperci Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej zgodnie i niejednokrotnie potwierdzali, że Iran w pełni przestrzega warunków umowy. Mimo to prezydent Trump jeszcze podczas kampanii wyborczej ostro krytykował porozumienie i zapowiadał jego renegocjację lub zerwanie (pomijając fakt, że jest to umowa multilateralna), oskarżając Iran o łamanie „ducha porozumienia”.
O ile tego rodzaju „metafizyczne” argumenty trudno zaklasyfikować jako jawne kłamstwo, w przemówieniu Trumpa ogłaszającym zerwanie porozumienia próżno doszukiwać się choćby półprawd. Wbrew wszelkim pozyskanym przez międzynarodowych obserwatorów dowodom amerykański prezydent przekonywał, że Iran świadomie łamał założenia umowy. Powoływał się przy tym na materiały, którymi kilka dni temu podzielił się ze światem Benjamin Netanjahu. Problem w tym, że kilka slajdów, które zaprezentował premier Izraela, przedstawiały zdjęcia sprzed ponad dekady, kiedy Iranu nie obowiązywała żadna umowa, a większość przytoczonych przez niego faktów była dobrze znana członkom międzynarodowej grupy inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Prezentacja Netanjahu nasuwała skojarzenia ze slajdami, które w 2003 roku Colin Powell, ówczesny sekretarz obrony USA, używał, żeby uzasadnić konieczność napaści na Irak, który także miał rzekomo dysponować bronią masowego rażenia.
Trump zarzuca również Teheranowi jego aktywność na arenie regionalnej – począwszy od wsparcia dla Hezbollahu i Hamasu, poprzez zaangażowanie w Syrii, rozwijanie programu rakiet balistycznych, po domniemane sponsorowanie terroryzmu w postaci al-Kaidy i talibów w Afganistanie. Tych kwestii rzeczywiście umowa nie porusza, ale – jak podkreślają Brytyjczycy czy Francuzi – nie znaczy to, że nie można się nimi zająć oddzielnie, nakładając na Iran kary niezależnie od porozumienia nuklearnego.
Nieporozumieniem i naiwnością byłoby oczekiwać od Iranu, że zgodzi się na rezygnację ze wszystkich swoich ambicji. Odstąpienie od rozwijania programu nuklearnego było dla Irańczyków czymś więcej niż kwestią bezpieczeństwa lub dążeń do dominacji w regionie. Prawo do posiadania broni atomowej jest przez dużą część społeczeństwa uważane za przyrodzone, niezbywalne prawo narodu perskiego.
Z tego powodu porozumienie nigdy nie cieszyło się wśród Irańczyków bezwarunkową popularnością. Podczas gdy część świętowała podpisanie umowy, wynosząc prezydenta Hassana Rouhaniego i szefa MSZ Javada Zarifa niemal do rangi bohaterów narodowych, co bardziej konserwatywni i twardogłowi uczestnicy życia publicznego uznali ich za zdrajców. Konserwatyści zarówno po amerykańskiej, jak i po irańskiej stronie krytykowali umowę, uznając, że jest niekorzystna dla ich kraju.
Prawo do posiadania broni atomowej jest przez dużą część społeczeństwa uważane za przyrodzone, niezbywalne prawo narodu perskiego. Z tego powodu porozumienie nigdy nie cieszyło się wśród Irańczyków bezwarunkową popularnością. | Jagoda Grondecka
Nie pomógł fakt, że to, co niejako zmusiło rząd w Teheranie do podjęcia rozmów, czyli fatalna sytuacja ekonomiczna, po podpisaniu JCPOA nie uległa polepszeniu. Wręcz odwrotnie. Sankcje nie zostały zniesione od razu, a firmy w obawie przed niestabilnym krajobrazem politycznym nie rzuciły się na otwierający się rynek. Kiedy w roku 2017 Waszyngton nałożył na Iran nowe, odrębne sankcje, dla przeciętnego Irańczyka stało się jasne, że „liberalna odwilż” nie dała oczekiwanych rezultatów, a układanie się z Zachodem nie tylko nie przyniosło niczego dobrego, ale poważnie naruszyło irańską dumę. Decyzja Trumpa może mieć skutki w postaci zwrotu Irańczyków w stronę ultrakonserwatywnych polityków, antyzachodnich jastrzębi, którzy ponownie odizolują kraj na długie lata – szczególnie że prezydent USA zapowiedział także eskalację sankcji wobec Iranu.
Oczywiście, zerwanie umowy przez Amerykanów nie oznacza, że przestaje ona obowiązywać. Prezydent Rouhani wyraził nadzieję, że jej pozostali sygnatariusze utrzymają w mocy jej postanowienia i zadeklarował to samo po stronie irańskiej. Jeśli jednak sankcje zapowiedziane przez Trumpa będą dotykać wszystkich firm handlujących z Iranem, także europejscy inwestorzy wstrzymają się z inwestycjami na tym rynku. W takiej sytuacji Teheran może uznać, że warunki umowy nie zostają zachowane, w związku z czym Iran będzie intensyfikował program wzbogacania uranu. To najgorszy, choć mało prawdopodobny scenariusz. Jak szacują analitycy, Iran jest w stanie skonstruować bombę nawet w ciągu roku. Gdyby postanowił wrócić do programu, USA i Izrael musiałyby ostrzelać irańskie ośrodki wzbogacania uranu i produkcji ciężkiej wody, na co Iran, stosunkowo silne militarnie państwo, na pewno odpowiedziałby proporcjonalnie.
Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że Teheran zdecyduje się utrzymać status quo, jednocześnie próbując poradzić sobie z kryzysem wewnętrznym i protestami, które bez wątpienia wstrząsną irańskimi miastami, a ich skala może być znacznie większa niż rozruchów na przełomie grudnia i stycznia. W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się w Iranie politycy umiarkowani, na czele z prezydentem, którzy nie mogą ustąpić pola radykałom. Bieda od dawna wywołuje w Irańczykach poczucie niesprawiedliwości, gniewu i upokorzenia, a podstępny cios ze strony USA odczują jako kolejny policzek.
Jak szacują analitycy, Iran jest w stanie skonstruować bombę nawet w ciągu roku. Gdyby postanowił wrócić do programu, USA i Izrael musiałyby ostrzelać irańskie ośrodki wzbogacania uranu i produkcji ciężkiej wody, na co Iran, stosunkowo silne militarnie państwo, na pewno odpowiedziałby proporcjonalnie. | Jagoda Grondecka
W sprawie Iranu Amerykanie doszli dziś do ściany. Podpisując decyzję o wycofaniu się z umowy i zapowiedzi memorandum w sprawie nowych sankcji, Trump zdecydował o postępującej abdykacji Amerykanów z ich roli w globalnej polityce. Europejscy sygnatariusze umowy: Francja, Niemcy, Wielka Brytania, zgodnie wyrazili ubolewanie z powodu decyzji prezydenta, a Donald Tusk zapowiedział odpowiedź Wspólnoty na najbliższym szczycie w Sofii.
Zagrożenie nuklearne jak żadne inne wymaga wspólnych, wielonarodowych działań. Niezależnie od tego, czy za decyzją Trumpa stała jego niekompetencja, próba realizacji celów polityki wewnętrznej czy wizja świata, w którym żadna umowa nie może być dobra dla obu stron, jest faktem, że podał Iranowi klucz do otwarcia kajdanek, które wraz z podpisaniem JCPOA zostały Teheranowi nałożone.
Jeśli Iran poważnie ucierpi na nowych sankcjach – a wszystko na to wskazuje – politycznym decydentom będzie bardzo trudno wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego po raz kolejny zostali upokorzeni przez Stany Zjednoczone, w dodatku nie odnosząc przy tym żadnych korzyści. Jeśli Iran wróci do rozwoju swojego programu nuklearnego, to odpowiedzialność za to spadnie w dużej mierze na Stany Zjednoczone. Pozostaje liczyć nie na dogmatyzm ajatollahów, ale na ich chłodną kalkulację zysków i strat.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Donald Trump Laconia Rally, Laconia, NH by Michael Vadon July 16 2015, Wikimedia Commons.