Armenia była postrzegana jako państwo, w którym demokracja funkcjonuje jedynie w fasadowo. Władza kończącego drugą kadencję prezydenta Serża Sarkisjana miała być przypieczętowana poprzez przeniesienie większości uprawnień na urząd premiera, który Sarkisjan mógłby sprawować dożywotnio. Groźba stworzenia w Armenii dyktatury na wzór innych państw regionu stała się realna.

Kontrowersje towarzyszyły tym rządom od momentu ich powstania. Opozycja oskarżała zwycięzcę wyborów i jego środowisko o fałszowanie wyników. Na początku marca 2008 roku doszło do protestów, w wyniku których zginęło kilkanaście osób, a liderzy opozycji trafili do aresztu. Od tego czasu demonstracje przeciwko władzy były cyklicznym elementem politycznego krajobrazu Armenii.

Tegoroczna odsłona obywatelskiego poruszenia stanowiła jednak nową jakość. Rozpoczęło się, jak zwykle, od protestów małych grup najbardziej zaangażowanych obywateli. Z czasem rozmiary tłumu zjednoczonego pod hasłem #MerzhirSerzhin (orm. #PowiedzNieSerżowi) przyjęły rozmiary ogólnokrajowego buntu.

W napiętej atmosferze społecznej Sarkisjan objął, zaledwie dwa tygodnie po ustąpieniu z urzędu prezydenta, tekę premiera Armenii. Rozruchy osiągnęły skalę, której władze nie mogły ignorować. Pod koniec pierwszego tygodnia urzędowania Sarkisjan spotkał się z liderem protestu – Nikolem Paszynianem, dziennikarzem, od lat zaangażowanym w działalność opozycyjną, za którą został poddany represjom. Paszynian nie był organizatorem protestów, ale ze względu na swoją charyzmę i opozycyjną kartę stał się postacią symboliczną, z którą utożsamiała się większość manifestujących. Podczas rozmowy z władzami Paszynian prezentował sztywne stanowisko, domagając się dymisji premiera. Po trwającym kilka minut spotkaniu Sarkisjan kazał go aresztować, a łącznie zatrzymano 200 protestujących.

Nic to jednak nie dało. Skala oporu sparaliżowała decydentów mających po swojej stronie aparat bezpieczeństwa, który dotychczas pozostawał niewrażliwy na społeczne nastroje. Pierwsza faza protestów cechowała się brutalnymi represjami ze strony policji. Po ustąpieniu Sarkisjana, służby bezpieczeństwa zachowywały się bardziej powściągliwie, a sami protestujący zamiast gniewu i niezadowolenia okazywali radość i nadzieję związaną z ustąpieniem premiera. Finał protestu nastąpił 8 maja, kiedy parlament dokonał wyboru Paszyniana na premiera Armenii.

Dlaczego wydarzenia w Armenii mogą być interesujące dla polskiego czytelnika? Historia, która niedawno się tam rozegrała, przypomina o prostej prawdzie – demokracji nie da się zniszczyć. Można najwyżej odwlekać w czasie moment, w którym lud upomni się o swoje prawa. | Margarita Harutyunyan

Przestraszona władza

Niewątpliwie skala wystąpień osiągnęła poziom, przy którym najbardziej autorytarna władza uznała, że jej pozycja jest zagrożona. Protesty objęły większą część kraju. Nie bez znaczenia było wsparcie ze strony diaspory. W przypadku Armenii jest to społeczność o realnym politycznym wpływie, istnieje nawet specjalne ministerstwo związane z kontaktami z siedmiomilionową diasporą – dwukrotnie przekraczającą liczbę mieszkańców Armenii! Zaangażowanie osób znanych również poza społecznością ormiańską, np. Serża Tankiana, lidera zespołu System of a Down, zapewniły zainteresowanie międzynarodowej opinii publicznej. Znaczenie miało również poparcie Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, którego struktury są silnie zakorzenione w narodowej tożsamości. Protestującym sprzyjała także część armii i służb bezpieczeństwa. Po stronie protestujących stoi część armii. Efektem kuli śnieżnej do protestu przyłączały się kolejne grupy, które zwracały uwagę na dysfunkcjonalność państwowego aparatu Armenii.

To, co wydarzyło się w kraju, w którym powszechna jest opinia, że protesty są bezcelowe, a samowola polityczna jest niemożliwa do ukrócenia, można nazwać rewolucją. Niewielu komentatorów sceny politycznej przewidywało, że osoba o tak autorytarnym charakterze jak Sarkisjan ustąpi. Przeciwnie, spodziewano się, że protesty zostaną stłumione siłą. Symboliczne było przyznanie przez byłego premiera słuszności protestującym. Większość dyktatorów, nawet po obaleniu, opowiada o zdrajcach i spiskach.

Niepewna przyszłość

Nieposiadający politycznego doświadczenia Paszynian wchodzi w złożony system struktur władzy. Kwestią czasu wydają się protesty przeciw nowemu rządowi, zwłaszcza ze strony osób, które oczekują zmian o charakterze rewolucyjnym. Nowemu premierowi trudno będzie zmierzyć się z problemami, z którymi borykają się protestujący Ormianie, w tym z osiemnastoprocentowym poziomem bezrobocia i wysokim poziomem korupcji.

Dlaczego wydarzenia w Armenii mogą być interesujące dla polskiego czytelnika? Niewątpliwie jest to kraj leżący w polskiej percepcji w cieniu Ukrainy czy Gruzji. Historia ostatnich protestów przypomina jednak o prostej prawdzie – demokracji nie da się zniszczyć. Można najwyżej odwlekać w czasie moment, w którym lud upomni się o swoje prawa. Polacy, słusznie, martwią się o stan państwa prawa i kreślą dramatyczne wizje, w których Polska podąża ślepą uliczką w kierunku autorytaryzmu. Nie może to jednak paraliżować działalności polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Polacy jako społeczeństwo przejawiają większą aktywność niż obywatele Armenii czy innych państw dawnego ZSRR.

Ormiańskie protesty odbyły się bez większego zainteresowania ze strony polskiej opinii publicznej. Myślę, że niesłusznie. Wiele możemy się od siebie nauczyć.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wikimedia Commons.