Otóż Marek Suski, szef gabinetu politycznego Prezesa Rady Ministrów, członek partii Prawo i Sprawiedliwość, rozpoznawany i aktywny polityk, wziął udział w dość egzotycznej – i pod względem odległości, i tematyki – konferencji. Swoją obecnością zaszczycił bowiem zorganizowaną w Shenzhenie międzynarodową imprezę o nazwie „Dialog Komunistycznej Partii Chin ze światem”, razem z którą odbywała się kolejna „Marks w XXI wieku i przyszłość światowego socjalizmu”.
Wizytę Suskiego w Chinach jako pierwsza nagłośniła dziennikarka „Gazety Polskiej” Hanna Shen, którą uderzyła obecność prawicowego polityka na spotkaniu – powiedzmy to wprost – towarzyszy z wszystkich krajów świata, z którymi Komunistyczna Partia Chin ustami swoich członków chciała porozmawiać o przyszłości światowego socjalizmu i w przyjaznym gronie uczcić dwustulecie urodzin Marksa. Hanna Shen, podkreślając, że w 2016 roku w podobnym spotkaniu wziął udział prezydent Komorowski, nie szczędziła słów krytyki wobec posła PiS-u i przypomniała również inne chińskie epizody Marka Suskiego. A to próba ściągnięcia do Polski firmy z Chin o dość wątpliwej reputacji, a to promowanie kultury polskiej w Chinach w ubiegłym roku… Promocja polegała na wysłuchaniu koncertów fortepianowych w Pekinie, za co hojnie zapłacił polski podatnik.
Wyciągnięty do odpowiedzi Marek Suski, i to nie przez „Gazetę Wyborczą” czy „Krytykę Polityczną”, ale przez dziennikarkę związaną z prawym skrzydłem polskiej prasy, wytłumaczył się na łamach portalu wpolityce.pl. I tu docieramy do sedna. Słowa posła pokazują niestety, albo na szczęście – to zależy już od przyjętej perspektywy – że ideologia i poglądy to dla niego jedynie dekoracja, elegancki strój, który zawsze można ściągnąć, kiedy opłaca nam się leciutko moralnie zabrudzić.
„To nie było żadne wyrażenie sympatii do tej partii. Po prostu chcemy wzmocnić stosunki handlowe z Pekinem. W Chinach byłem na takim spotkaniu, ale uczestniczyłem też w rozmowach gospodarczych i w jednym panelu dotyczącym nowych kierunków działań KPCh. I tyle”.
I tyle. W tym miejscu warto przypomnieć, że całkiem niedawno policja polska uznała za stosowne wkroczyć na konferencję naukową poświęconą myśli Marksa, gdyż martwiła się, że być może odbywa się tam propagowanie marksizmu, komunizmu i ustroju totalitarnego. Poseł Suski jednak nie obawia się chińskiej myśli komunistycznej, może nawet sobie podczytuje ukradkiem klasyków, bowiem jego niedawna teza, że za opóźnienia „dobrej zmiany” odpowiadają bliżej niezidentyfikowane siły: „Naprawa Polski będzie trwała dłużej. Rzucane są ciągle nam kłody pod nogi”, to piękna parafraza myśli Stalina o walce klas zaostrzającej się w miarę rozwoju socjalizmu.
Poseł Suski, tłumacząc się z wycieczki do Chin, przytacza również argument znany wszystkim rodzicom wiecznie kłócącego się rodzeństwa – „skoro on może, to ja też!”.
„Na tej konferencji, na której byłem, byli przedstawiciele ze 115 krajów. Jak Emmanuel Macron, Angela Merkel czy Donald Trump spotykają się z Xi Jinpingiem, to wiedzą, że on jest wysokim przedstawicielem Komunistycznej Partii Chin. Tam taka partia rządzi, innej władzy tam nie ma. Chiny są drugą gospodarką świata”.
Pomijając porównanie do Macrona, Merkel i Trumpa, którzy nota bene w imprezach tego typu udziału nie biorą i oczywiście nie siedzieli tam ramię w ramię z posłem Suskim, poseł Suski na głos mówi: tak, chcemy współpracować z komunistami, bo są bogaci.
Ma rację, mówiąc, że z Chinami nie można nie współpracować. To obecnie zbyt ważny i potężny kraj, żeby go lekceważyć czy z odrazą fukać na panujący tam system polityczny. Owszem, w Państwie Środka rządzi Komunistyczna Partia Chin, która skrupulatnie dba, żeby stan ten utrzymać do końca świata, i chcąc utrzymywać z nim relacje, każde państwo, każdy przywódca musi rozmawiać z przewodniczącym i pierwszym sekretarzem, towarzyszem Xi Jinpingiem.
Poseł Suski, tłumacząc się z wycieczki do Chin, przytacza również argument znany wszystkim rodzicom wiecznie kłócącego się rodzeństwa – „skoro on może, to ja też!”. | Katarzyna Sarek
Tym, co mnie uderza podczas obserwowania kontaktów polsko-chińskich, jest łatwość, z jaką członkowie PiSu, partii prawicowej, otwarcie antykomunistycznej, wyciągają przyjazną dłoń w kierunku Chin. Gdy chodzi o zdobycie chińskich inwestycji czy otwarcie rynku dla polskich produktów – czy jakąkolwiek inną szansę na konfitury – polska prawica w magiczny sposób wyzbywa się odrazy do komunizmu, przestają jej przeszkadzać symbole komunistyczne, a sierp, młot i gwiazda zmieniają się w zabawne gadżety. Cóż, poseł Suski mówi jak jest – pecunia non olet.
Trzeba dbać o kontakty z Chinami, ale powinny się tym zająć kompetentne osoby. Takie, które mają świadomość różnic i podobieństw, które będą potrafiły znaleźć wspólne płaszczyzny i podjąć rozmowy o różnicach. Takie, które zadbają o merytoryczną współpracę, tam gdzie to jest rzeczywiście niezbędne, bez popadania w przedziwny serwilizm. Obawiam się, że poseł Suski nie jest osobą, która posiada odpowiednie kompetencje i wystarczającą wiedzę o Chinach, żeby na jego barkach spoczywał ciężar budowania relacji polsko-chińskich. A o Marksie może, choć nie wiadomo jak długo jeszcze, posłuchać sobie w Polsce, nie musi latać do Chin.