Popularność kryminału jako lektury rekreacyjnej i/lub doskonałej podczas podróży to zjawisko bardzo dobrze znane i zrozumiałe. Wartka akcja, dynamiczny rytm opowieści, dreszcz emocji – kto nie sięgnął nigdy po Christie czy Nesbø, niech pierwszy rzuci kamieniem. Nie dziwi więc, że dziś – w dobie ogromnej popularności literatury kryminalnej i sensacyjnej (szczególnie skandynawskiej) muszą powstawać dzieła tego typu również dla młodszych czytelników.
Kryminały dla dzieci i młodzieży nie są bynajmniej zjawiskiem nowym – moim pierwszym zetknięciem z tym gatunkiem były „Skarby” Joanny Chmielewskiej, które przeczytałem z zachwytem i ogromną przyjemnością. Niemniej jednak dawno już nie miałem okazji sprawdzić, co w tej dziedzinie wydarza się współcześnie. A wydarza się na przykład Fleur Hitchcock.
„Morderstwo w środku zimy” i „Ratując Sophie” to dwie bardzo sprawnie napisane opowieści sensacyjne dla nastolatków. Pierwsza to historia Mayi, która – z powodu zdjęcia zrobionego przez nią telefonem – ląduje w samym środku intrygi związanej z morderstwem i skradzionym obrazem; druga pozwala nam śledzić Lottie podczas wyprawy w poszukiwaniu matki nowo poznanej przyjaciółki. Obie opowieści łączy jednak bardzo wiele.
Po pierwsze – pierwszoosobowa narracja, dzięki której z perspektywy bohaterek poznajemy nie tylko wydarzenia, ale i obie dziewczęta, ich rodziny i emocje. Świat przedstawiony w ten sposób przefiltrowany jest przez doświadczenia i temperamenty Mayi i Lottie, co nie tylko uwiarygodnia konstrukcję postaci, ale i ułatwia przymknięcie oczy na uproszczenia fabularne (więcej o nich za chwilę).
Po drugie – niezwykle dynamiczny rytm opowieści. Hitchcock pisze w prosty – choć nie naiwny – sposób. Krótkie zdania dodatkowo przyspieszają akcję, która i bez tego toczy się wartko i stale przyspiesza. Za najlepszą rekomendację posłużyć może fakt, że każdą z książek przeczytałem błyskawicznie, nie czując upływu czasu.
Po trzecie – obraz kochającej rodziny. Każda z bohaterek dorasta otoczona bliskimi, którzy stanowią wsparcie i bezpieczną przystań. Młodsze rodzeństwo może być irytujące, ale i tak jest urocze. Rodzice poważnie traktują pytania i wątpliwości małolatów i stale troszczą się o dobrostan dzieci. To szczególnie ważne w obliczu niebezpieczeństw, które stają się udziałem obu dziewcząt.
Co ciekawe, opozycja bezpiecznego domu i zagrożeń czyhających „na zewnątrz” nie jest demonizowana – bohaterki (ale i ich rówieśnicy) są odpowiedzialne, zaradne i samodzielne, cieszą się zaufaniem rodziców. Wydaje mi się to szczególnie istotne w czasach helikopterowych rodziców i grodzonych osiedli.
Po czwarte – wspomniane już wyżej uproszczenia fabularne. To zabieg powszechny w kryminałach wszelkiej maści. Trudno stworzyć porywającą opowieść sensacyjną, opisując drobiazgowo przebieg śledztwa, badanie poszczególnych poszlak, czy proces myślowy wybitnych literackich detektywów. Pewne wydarzenia muszą odbywać się „poza kulisami”, z dala od centralnej postaci i bez jej wiedzy. A jednak niektóre powieści potrafią zirytować nadużywanymi „cudownymi olśnieniami” czy „deus ex machinami”. Książki Fleur Hitchcock pozwalają nam jednak zrzucić takie wątki na karb wieku i niedoświadczenia bohaterek, które mają prawo coś przeoczyć lub czegoś nie wiedzieć. Dzięki temu nagła irytacja nie mąci przyjemności płynącej z lektury.
Rok szkolny dobiega końca. Powieści Fleur Hitchcock to świetny pomysł na obóz/kolonie/rodzinny wyjazd, bo oferują wszystko, czego trzeba wakacyjnej lekturze: wartką akcję, dynamiczny rytm i dreszczyk emocji. A do tego wydawca zadbał, by książki – mimo twardej oprawy – nie ważyły dużo!
Książki:
Fleur Hitchcock, „Morderstwo w środku zimy”, tłum. Tomasz Kupczyk; „Ratując Sophie”, tłum. Olga Szlachciuk, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2017 i 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.