W weekend kierowcy powiedzieli „dość!”. Według informacji podawanych przez działające poza Chinami Ludowymi chińskojęzyczne media, mocny liczebnie strajk objął co najmniej dziesięć prowincji. W pojawiających się w internecie filmach i na zdjęciach widać skupiska trąbiących i jadących żółwim tempem lub parkujących na poboczach ciężarówek, grupy skandujących różne hasła kierowców. Oczywiście nie ma oficjalnych danych dotyczących skali protestu, a buńczuczny podpis pod krążącym po portalach liście protestujących – „trzydzieści milionów chińskich kierowców” nie może być zgodny z rzeczywistością. Choćby dlatego, że według danych Ministerstwa Transportu w całym kraju jest ich jedynie osiemnaście milionów, a gdyby nawet było ich rzeczywiście trzydzieści milionów, z pewnością nie wszyscy przystąpili do akcji strajkowej.
Faktem jednak jest to, że kierowcy powiedzieli „dość!” i uciekli się do masowego protestu, co w Chinach jest dowodem poważnej desperacji. Sami mówią, że nie mają wyjścia – znajdują się w sytuacji, w której mimo bardzo ciężkiej pracy nie są w stanie osiągnąć akceptowalnych dochodów. Większość działających w Chinach kierowców pracuje na własny rachunek, jeżdżąc własnych samochodem – bardzo często kupionym na kredyt. Dawnej całkiem opłacalna profesja, dziś – w wyniku wzrostu cen ropy naftowej i praktycznego zmonopolizowania rynku usług przewozowych przez „transportowego Ubera” – straciła swoje zalety w postaci wysokich zarobków, a zachowała wszystkie swe wady: długi, nielimitowany czas pracy, życie w trasie i rozłąkę z rodziną, nieregularne posiłki i choroby zawodowe.
Rosnące ceny benzyny i oleju martwią kierowców na całym świecie, jednak tym chińskim coraz mocniej dokucza również technologia, która zamiast czynić ich życie prostszym i pomnażać zarobki, doprowadza ich na skraj rozpaczy.
Najpotężniejsza na rynku aplikacja firmy Manbang Group, która powstała pół roku temu z połączenia dwóch rywalizujących ze sobą przedsiębiorstw, Yun Man Man z Huoche Bang, ma w swojej bazie ponad 5,2 miliona zarejestrowanych kierowców. Aplikacja służy do nawiązywania bezpośredniego kontaktu pomiędzy zleceniodawcą a zleceniobiorcą. Niedawno, 4 czerwca, wprowadzono w niej zmiany polegające na skasowaniu możliwości negocjacji stawek przez telefon – w jej miejsce wprowadzono prowadzoną online przez kierowców licytację w czasie rzeczywistym. Zlecenie zdobywa ten, który przebije marnością oferty konkurentów. Zdaniem kierowców doprowadza to do niszczenia rynku i wyniszczającej walki dumpingowymi stawkami. Narzucany przez aplikację model pracy w systemie tak zwanej gig economy – teoretycznie wolnościowy, bo w końcu każdy może pracować tyle, ile chce i kiedy chce – zmienia się w opresję i konieczność pracy zawsze i za grosze.
Protestujący zwracają też uwagę na wysokie opłaty za przejazdy autostradami czy mostami i arbitralnie nakładane przez policję mandaty, przez co kierowcy nie są w stanie przewidzieć kosztów trasy. Niektóre media w tonie sensacji donosiły, że wściekli kierowcy wyśpiewują hasła wzywające do obalenia KPCh (da dao Gongchandang, 打到共产党), jest to jednak raczej ich projekcja, bowiem inne identyfikują okrzyki jako wezwanie do rozprawienia się z gangiem dostawczym (da dao huoche bang, 打到货车帮).
***
Chiny obecnie stają się krajem pionierskim we wdrażaniu nowych form płatności czy świadczenia pracy. Popularność zakupów online, pociągająca za sobą konieczność dostawy namacalnego towaru do klienta, sprawia, że dostawcy – czy to w formie kierowcy ciężarówek, czy kurierów rowerowych i motorowych – stają się kluczowym ogniwem łańcucha sprzedawca–klient. W maju w kilku miastach miały miejsce protesty dostawców pracujących na zlecenia aplikacji Meituan. Przyczyna strajków miała podobne podłoże jak w przypadku kierowców tirów – zmiany w zasadach funkcjonowania aplikacji. Obowiązek przyjmowania zleceń w niedogodnym czasie i na odległych trasach, nierealne terminy dostawy, wysokie kary za spóźnienia – to wszystko sprawia, że praca dostawcy przestaje mieć ekonomiczny sens. Szalona konkurencja na rynku dostaw miejskich – w kwietniu rozpoczęła się mordercza walka pomiędzy Didi (powiązanym z Uberem), Meituan (z Tencentem) i Ele.me (z Alibabą). Trzy olbrzymie firmy toczą ze sobą zażartą walkę o pozycję na rynku – agresywne kampanie reklamowe, zaskakująco korzystne promocje, presja na bycie najszybszym i najsprawniejszym w realizowaniu zleceń klientów – to wszystko sprawia, że chiński konsument jest rozpieszczany i może przebierać w ofertach, nie wychodząc z domu. Powszechnym obrazem stają się lokale, w których większość klientów stanowią dostawcy czekający na dania na wynos, Chińczycy przestają wychodzić z domu – chcą wszystko mieć dostarczone pod drzwi.
Drugą stroną medalu jest coraz większa presja na dostawców. Skuszeni wizją elastycznej pracy i możliwością wyboru zleceń przy w miarę atrakcyjnym wynagrodzeniu przekonują się, że ich pracodawca łamie wszystkie początkowe obietnice. Wolność wyboru zamienia się w przymus, wynagrodzenie za przejechany kilometr spada mimo rosnących cen paliwa, kary za spóźnienia prowadzą do łamania przepisów ruchu drogowego, a ubezpieczenie, za które codziennie muszą płacić kilka juanów, nie obejmuje ich, jeśli nie są zatrudnieni przez portal, a jedynie świadczą dla niego usługi.
Technologiczne zmiany w gospodarce chińskiej – coraz większa rola różnego rodzaju platform internetowych i aplikacji prowadzi do morderczej walki o klienta, której ciężar tradycyjnie jest przerzucany na ludzi z najsłabszą pozycją na rynku. Można się żachnąć, że skoro im się nie podoba i nie opłaca, to mogą przecież zmienić pracę – znamy to przecież z naszego podwórka, słynne „zmień pracę, weź kredyt”. Warto jednak spojrzeć na te zmiany w szerszym kontekście – jak ewoluuje praca, czym jest żywy pracownik dla monopoli internetowych i jak, i czy w ogóle, państwo może wpływać na relacje na rynku pracy. Chiny to laboratorium nowych masowych rozwiązań technologicznych – warto obserwować tamtejsze zjawiska i trendy, bowiem „ich dziś to nasze jutro”. I prędzej czy później w Polsce pojawią się te same problemy, z którymi dzisiaj muszą mierzyć się Chiny.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com