Dlaczego ludzie słuchają składanek? Najczęściej są opcjami dla leniwych czy zapracowanych, którzy szukają największych hitów artysty, wytwórni, okresu czy gatunku. Bardziej wybredni często tylko tam znajdują ten jedyny, poszukiwany od dawna utwór. Czasem są jedynym sposobem na poznanie danego zjawiska, jak choćby muzyki dalekich plemion na niezastąpionych kompilacjach Smithsonian Folkways. Na tle konkurencji seria składanek „Selectors” stworzona przez holenderską wytwórnię Dekmantel pokazuje, że nawet z kompletowania kompilacji można uczynić sztukę.
Mikrokosmos zamknięty w godzinie
Dzieje się to niczym w internetowej reklamie – jednym, prostym sposobem. Stworzenie każdego odcinka „Selectors”, których jak dotąd powstało pięć, wytwórnia powierza wybranemu, szanowanemu DJ-owi. W miejsce „najgorętszych hitów lata” powstają tym samym osobiste kolekcje utworów połączonych nie tylko oryginalnym konceptem, lecz także emocjonalną więzią z samym kompilatorem.
Seria wystartowała w 2016 r. ledwo ośmioma utworami zebranymi przez Motor City Drum Ensemble (MCDE). Ten niemiecki DJ stawiał na jakość w miejsce ilości. Żaden z utworów z jego wyboru nie jest powszechnie znany, a część na tyle zapomniana, że samo dotarcie do twórców w celu uzyskania zgody na publikację było detektywistycznym wyzwaniem dla DJ-a i wytwórni. Jeden z artystów pojawiających się na „Selectors 001”, Raphael Green, zaczął karierę w 1979 r. od nagrania albumu gospelowego, by w następnym wieku skończyć jako biskup.
Data powstania i styl piosenki Greena nie są przypadkowe. MCDE specjalizuje się bowiem w historii house’u i gatunków, z których ten czerpie: disco, boogie, soulu itp. Nic dziwnego więc, że oparł pierwszą odsłonę serii na dźwiękach, którym poświęcił karierę. W geście dobrej woli wobec początkujących DJ-ów i słuchaczy wyłuskał najsłabiej dostępne i najbardziej zapomniane nagrania ze swojej kolekcji. Pierwsze, jak album Greena, to białe kruki wymykające się od lat nawet najbardziej zapalonym kolekcjonerom. Drugie są dostępne tylko dla najwytrwalszych, jak singiel Licky’ego osiągający cenę 400 euro na rynku wtórnym. Część utworów polecanych przez MCDE jest więc doceniana przynajmniej we wtajemniczonych kręgach. Resztę stanowią zapomniane perełki. Kompilator odkurza utwory jego zdaniem niesprawiedliwie skazane na zapomnienie, by oddać im sprawiedliwość.
Podobną strategię obiera w drugiej odsłonie serii Young Marco. Rzuca światło na utwory wartościowe, lecz nieznane. Nie dobiera ich jednak według klucza niedostępności, lecz patriotycznego. Jako znany z ekscentrycznego stylu DJ całe życie związany z Amsterdamem próbuje zainteresować słuchaczy przede wszystkim znaleziskami z historii holenderskiego podziemia. Idealnie balansuje przy tym zamiłowanie do muzyki eksperymentalnej i wpadającej w ucho.
Najszerzej znany z zasilających serię DJ-ów, Marcel Dettmann, na trzeciej w serii odsłonie pozwala sobie z kolei na nostalgiczną podróż do własnej młodości. Jedna z twarzy współczesnego techno wykorzystuje okazję, by zabrać słuchaczy w podróż po gatunkach, które legły u podstaw jej stylu: EBM, industrial, post-punk, new wave, synth pop. Obok bezdyskusyjnych klasyków przedstawia bardziej eksperymentalne i awangardowe oblicza tych gatunków. Celem także jest ocalenie od zapomnienia, lecz pokoleniowego. Dettmann wie, że dzisiejsza młodzież, nawet jeśli słucha jego miksów techno, niekoniecznie musi znać Front 242. Zamiast na nią utyskiwać, DJ przybliża jej własnych młodzieńczych idoli.
Joy Orbison, patron czwartej odsłony „Selectors”, próbuje pogodzić podejścia Young Marco i Marcela Dettmanna. Dobiera utwory o brytyjskiej, a wręcz londyńskiej proweniencji, z których część była mu muzycznym tłem do dojrzewania w latach 90. ubiegłego wieku w mieście będącym tyglem narodów, który zrodził zróżnicowaną scenę muzyczną, czego Orbison nie boi się oddać na swojej składance.
Za ostatnią dotychczas odsłoną serii stoi Lena Willikens, zyskująca od kilku lat międzynarodowe uznanie rezydentka klubu Salon Des Amateurs w Dusseldorfie. Ryzykuje najwięcej najbardziej subiektywnym konceptem, który dzięki temu staje się najciekawszym z pięciu. DJ-ka przekracza granice geograficzne, gatunkowe i epokowe, by zaprezentować zestaw utworów artystów przede wszystkim młodych i szerzej nieznanych, których łączy tylko jedno: wielokrotne wykorzystanie tych utworów w jej didżejskich miksach. „Selectors 005” jawi się więc jako najbardziej osobista z osobistych kompilacji w serii, za jednym zamachem promująca autorski styl DJ-ki i zaprzyjaźnionych młodszych artystów.
Selektorzy wśród DJ-ów
Składanki z serii „Selectors” sugerują, że ich kompilatorzy nie są przeciętnymi DJ-ami techno czy house’owymi. Ich profil pozwalają zrozumieć nie tylko rytualne zapewnienia o miłości do muzyki, na które stać każdego DJ-a, lecz także rzut oka na dzisiejszą scenę klubową. Jej rewolucyjną cechą w kontraście do zeszłego wieku są obniżone koszty startu. Jeszcze w latach 90. DJ musiał zainwestować nie tylko znaczny kapitał w kolekcję winyli, lecz także sporo czasu w naukę miksowania z ich wykorzystaniem. Postęp technologiczny ułatwił jednak skrajnie techniczną stronę didżejki: skrzynki z płytami gramofonowymi zastępują pen drive’y z mp3, a przejściami między utworami można obarczyć automat. DJ może spełniać swoje zadanie, podpiąwszy smartfona do soundsytemu.
DJ-e jako konkurenci w branży rozrywkowej zareagowali na postęp technologiczny walką o uznanie i wyróżnienie z tłumu, a jako grupa zawodowa kultywowaniem swego etosu. Każdy DJ prędzej czy później staje przed pytaniem: co zrobić, by dalej zapraszano mnie na występy? Strategii przetrwania jest wiele: jedni grają tak, by nikogo nie zniechęcić, inni podchwytują po kolei najnowsze mody. Kto był choć raz na letnim festiwalu, zauważył zapewne jakieś „show audiowizualne” czy „set z choreografią na żywo”, czyli próby wyróżnienia się otoczką okołomuzyczną.
Selektorzy bardziej niż za przykazaniami show-biznesu podążają za didżejskim etosem, w którym od paru lat przesuwają się akcenty. Pokaźnych rozmiarów kolekcja płyt i umiejętność obsługi miksera już nie wystarczają. Ambitni DJ-e coraz mocniej muszą stawiać na lata doświadczenia, dogłębną wiedzę i/lub autorską wizję. Swoją erudycję mogą specjalizować w konkretnych gatunkach, jak MCDE czy Andy Votel, znany z… zamiłowania do tureckiej muzyki alternatywnej. Autorską wrażliwość natomiast ciągle poszerzają, włączając do swoich setów coraz to nowe utwory czy gatunki. Lena Willikens czy Young Marco potrafią cudzą muzykę tak dobrać i wpasować w kontekst, by zbudować z niej nową jakość. Te właśnie właściwości, jak można wnioskować z serii „Selectors”, czynią z nich selektorów.
Selektorów, a tym samym samozwańczą elitę zawodową. Przywiązani do etosu, gardzą „głosowaniem nogami” publiki czy wskaźnikiem dochodu. Etos, rzecz jasna, nie ewoluuje sam z siebie, selektorzy i liderzy opinii w branżowych mediach chętnie mu pomagają. Dziennikarze, którym zależy na utrzymaniu poziomu sceny, podkreślają celowo różnice pomiędzy elitą DJ-ów, w tym selektorami, a przeciętniakami i celebrytami. Wiedzą, że jeśli normy sceny opadną do poziomu stereotypowego gwiazdora, którego występ ogranicza się do naciśnięcia „play” na mikserze i skakania razem z tłumem przez resztę seta, stracimy na tym wszyscy.
Niech nam żyje selektor naszego klubu
Funkcje selektorów daleko wychodzą bowiem poza podstawową dla DJ-a: wyróżnienie z szumu tła bodźców, na które warto zwrócić uwagę. Owszem, stoją pomiędzy twórcami a odbiorcami muzyki, wybierając z pękających w szwach archiwów te kompozycje, które uznają za wartościowe. Ocalają od zapomnienia utwory z epok czy gatunków, które zbiorowa pamięć sceny sprowadziła do kilku żelaznych hitów. Potrafią je ponadto zaprezentować tak, by jak najwięcej z nich wycisnąć. Jako zaprawieni w bojach DJ-e wiedzą, że umiejętnie zbudowany kontekst wydobywa najlepsze cechy z kompozycji. Dlatego ich najważniejszą funkcję można określić jako kuratorską. Opowiadają muzykę wciąż na nowo, wyszukując coraz to nowe połączenia, przecierając nowe szlaki na muzycznej mapie świata.
Dzięki selektorskiej samozwańczej elitarności składanki „Selectors” i ich miksy na żywo przypominają wystawy sztuki przygotowane przez kuratora o wyrazistej wizji. Choć sam nie stworzył żadnego dzieła, inni znawcy bez trudu potrafią dostrzec jego zamysł w doborze dzieł, komentarzu czy zestawieniu ich w nowatorskim kontekście. I tak jak nie wyobrażamy sobie galerii sztuki bez kuratora, nie warto wyobrażać sobie sceny klubowej bez selektorów. Można oczywiście się bez nich obejść. Wystarczy w klubie zainstalować program komputerowy, który zastąpi DJ-a, dobierając utwory na podstawie tempa i tonacji, a w Zachęcie wystawić 50 najnowszych dzieł, które łączy kilka powierzchownych cech. Selektor i kurator zaprezentują je jednak w odpowiednim kontekście i zderzą ich znaczenia tak, by obcowanie z nimi wniosło jak najwięcej do życia widza.
Selektorzy, łącząc na coraz to nowe sposoby muzyczne kropki, przyczyniają się do jeszcze jednego zbawiennego skutku: przeciwdziałają fragmentaryzacji sceny. Doszliśmy bowiem do etapu, w którym fani trance’u i psytrance’u, gatunków pokrewnych, jak sugerują ich nazwy, bawią się na odrębnych festiwalach. Otrzymują tam muzykę mocno przyciętą do ram konkretnego stylu, standardowe połączenia muzycznych kropek. Nie ma nic złego w respektowaniu gatunkowych założeń, lecz gdy się je petryfikuje, sam gatunek traci, zaczyna zjadać własny ogon i w końcu umiera. Selektorzy fanów konkretnych brzmień oswajają z innymi, poszerzając ich horyzonty. Dokładają tym samym swoją cegiełkę do integracji sceny. Jak pokazują kompilacje „Selectors”, wierzą w różnorodność. Oby potrafili nią zarazić słuchaczy – dla dobra i rozwoju ni mniej, ni więcej, tylko całej sceny elektronicznej.
Young Marco, Joy Orbison i Lena Willikens wystąpią na tegorocznej edycji festiwalu Dekmantel w Amsterdamie.
Albumy:
Selectors 001: Motor City Drum Ensemble, wyd. Dekmantel 2016,
Selectors 002: Young Marco, wyd. Dekmantel 2017,
Selectors 003: Marcel Dettmann, wyd. Dekmantel 2017,
Selectors 004: Joy Orbison, wyd. Dekmantel 2017,
Selectors 005: Lena Willikens, wyd. Dekmantel 2018.