Szanowni Państwo!

Prezydent Andrzej Duda „będzie odpowiadał za zniszczenie sądownictwa w Polsce” przed Trybunałem Stanu – zapowiedziała na antenie Tok FM posłanka PO Izabela Leszczyna. „Za łamanie Konstytucji prezydent Andrzej Duda powinien stanąć przed Trybunałem Stanu”, to już słowa Katarzyny Lubnauer wypowiedziane na antenie RMF FM.

Od dłuższego czasu opozycja otwarcie zapowiada, że po odzyskaniu władzy ma zamiar czołowych polityków PiS-u – na czele z Jarosławem Kaczyńskim, Andrzejem Dudą i Beatą Szydło – pociągnąć do odpowiedzialności karnej za naruszenie Konstytucji. Jednocześnie obiecuje szybkie odwrócenie wszystkich kontrowersyjnych przepisów.

Tymczasem mija dokładnie rok od czasu, kiedy tysiące osób protestowały przed Pałacem Prezydenckim przeciwko forsowanej przez PiS reformie sądownictwa, domagając się od Andrzeja Dudy jej zawetowania.

Za ogromny sukces zeszłorocznych protestów należy uznać już samą aktywizację obywateli, którzy tłumnie wyszli na ulice. Bez wątpienia bezpośrednim skutkiem obywatelskiego sprzeciwu było zawetowanie przez prezydenta dwóch ustaw: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Zeszłotygodniowe zgromadzenia przed Sądem Najwyższym pokazują jednak, że zwycięstwo, choć bezsprzeczne, było sukcesem co najwyżej połowicznym. Mimo początkowych nadziei, wkrótce okazało się, że nowa wersja starej reformy niewiele różni się od poprzedniej.

I tak, 3 lipca weszła w życie ustawa o Sądzie Najwyższym, która oznacza koniec piastowania stanowiska przez pierwszą prezes SN Małgorzatę Gersdorf i jedenastu sędziów, którzy przekroczyli wiek 65 lat i nie dostarczyli prezydentowi oświadczenia o chęci dalszego orzekania. Decyzja o złożeniu takiego oświadczenia oznaczałaby w praktyce podporządkowanie się przez sędziów nowej ustawie. Czyli prawu, które bezpośrednio łamie wyrażoną w Konstytucji RP zasadę nieusuwalności sędziów. Z drugiej strony w polskim porządku prawnym obowiązuje zasada domniemania konstytucyjności. W normalnych okolicznościach kontrowersyjną ustawę można by odesłać do Trybunału Konstytucyjnego. Problem w tym, że od dłuższego czasu okoliczności normalne nie są.

Zatem, po faktycznym sparaliżowaniu przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, scenariusz dla Sądu Najwyższego wydaje się podobny. I chociaż pierwsza prezes przy wsparciu protestujących może przychodzić do Sądu Najwyższego aż do końca swojej kadencji, czyli do 2020 roku, to należy uświadomić sobie, że wymiar sprawiedliwości będzie funkcjonował według wizji i zapewne pod dyktando PiS-u. W związku z brakiem możliwości skorzystania ze środka zapobiegawczego w postaci kontroli konstytucyjności ustawy przez Trybunał Konstytucyjny sędziowie w końcu będą musieli podporządkować się obowiązującej literze prawa i zwyczajnie ustąpić.

„Prawo to jest przede wszystkim walka na argumenty. Jeden ma lepsze, drugi ma gorsze. W wojnie na argumenty chodzi o to, kto kogo przekona”, mówi profesor Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Natalią Woszczyk. „Ale w naszym konflikcie prawnym nie całkiem o to idzie. Tu jest jeszcze manipulacja i siła. […] Siła może polegać na tym, że się do czegoś kogoś zmusi. Przejawem siły może być też to, że ktoś ma ostatnie zdanie. Wtedy argumentacja tego kogoś musi wygrać, niezależnie od tego, czy przekonała i czy jest słuszna”.

Powstaje pytanie: czy wymiar sprawiedliwości w Polsce da się jeszcze uratować? Nadzieję można pokładać w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej, do którego wniosek o zbadanie zgodności ustawy z prawem wspólnotowym może skierować Komisja Europejska, jeśli polskie władze nie odwrócą ostatnich zmian w Sądzie Najwyższym. Ingerencja w wiek emerytalny sędziów, prowadząca do ich usunięcia, może stanowić bowiem zagrożenie dla praworządności, która stanowi jedną z podstawowych zasad prawa unijnego, którego Polska zobowiązana jest – choćby wbrew woli i przekonaniom rządzących – przestrzegać. Polskie władze próbują przekonywać, że Trybunał Sprawiedliwości UE nie ma prawa wypowiadać się w sprawach dotyczących systemu sądownictwa w krajach członkowskich. Jeszcze do niedawna faktycznie nie było to jasne, ale pod koniec lutego Trybunał wydał wyrok, który rozwiewa wszelkie wątpliwości w tej kwestii i ma prawo badać, czy przepisy państw członkowskich nie naruszają niezawisłości sędziów.

„Argumentacja opierała się między innymi na wskazaniu, że sądy krajowe są sądami europejskimi w takim rozumieniu, że na co dzień stosują i interpretują prawo unijne”, mówi prawnik, Piotr Bogdanowicz, w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Tatianą Barkovskiy. „W przypadku braku niezawisłości sędziów stosowanie i wykładnia prawa unijnego może być nieprawidłowa. Należy pamiętać, że w prawie unijnym obowiązuje zasada wzajemnego zaufania, to znaczy zakładamy, że w każdym państwie członkowskim sądy są niezawisłe”. Jeśli – co niewykluczone – Trybunał Sprawiedliwości UE (potocznie nazywany Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości) uzna, że polskie sądy nie są niezawisłe – będzie to miało gigantyczne konsekwencje praktyczne i otworzy furtkę do podważania rozmaitych decyzji podejmowanych przez polskie sądy. Wówczas na przykład każda firma procesująca się w Polsce z lokalnym kontrahentem będzie mogła argumentować, że niekorzystny dla niej wyrok polskiego sądu nie może być uznany.

Jak te wszystkie szkodliwe i wątpliwe pod względem zgodności z Konstytucją zmiany wprowadzane przez PiS odwracać? Platforma Obywatelska zapowiada, że w po odzyskaniu władzy przedstawi „nadzwyczajny akt prawno-konstytucyjny” – określany mianem „Aktu Odnowy Rzeczpospolitej”. „Ewentualne zwycięstwo wyborcze opozycji w 2019 roku i odsunięcie PiS-u od władzy natychmiast spotka się z ograniczeniami – Sąd Najwyższy, najprawdopodobniej zdominowany przez PiS, może nie uznać wyniku wyborów, a Trybunał Konstytucyjny nowych ustaw. Poza tym prezydent Andrzej Duda będzie wykonywał swoją funkcję do lata 2020 roku”, mówi wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak w rozmowie z Karoliną Wigurą i Łukaszem Pawłowskim. „W związku z tym na poziomie prawnym i politycznym należy stworzyć plan, dzięki któremu PiS zostanie efektywnie odsunięte od władzy”, twierdzi Siemoniak.

Ale nawet jeśli założymy, że Platforma – czy szerzej: partie opozycyjne – uzyskają większość w przyszłym parlamencie, to czy wprowadzenie takiego „aktu” jest w ogóle możliwe? „W mojej ocenie nie jest możliwe wydanie jednego aktu «wyczyszczającego» wszystko”, twierdzi Bogdanowicz. „Musimy pamiętać, że nowy rząd będzie się musiał mierzyć z lustrzanymi zarzutami. Czyli: jeśli będzie chciał na przykład odwoływać sędziów, którzy zostali powołani niezgodnie z prawem, ponieważ w ich wyborze uczestniczyła Krajowa Rada Sądownictwa składająca się z członków, którzy zostali wybrani niezgodnie z prawem, to może naruszać te same przepisy, których używa się w obecnej sytuacji, a więc, że sędziowie są nieusuwalni”.

Podobnego zdania jest profesor Łętowska: „Teraz narzekamy, że to 18 procent tych, którzy głosowali, urządza nam ten cały tartak na kółkach. A chcemy działać tak samo? Demokracja jest w pewien sposób mądra. Jeżeli się ją uczciwie traktuje, to ona wolno, ale skutecznie zapewnia dobrą legitymizację. Wolałabym mieć lepszą legitymizację, a nie robić rewolucję, która spodoba się garstce ludzi, i mieć kolejny problem na dziesiątki lat”.

Takie postawienie sprawy – przyznanie, że odkręcanie zmian wprowadzonych przez PiS będzie trudne i zajmie dużo czasu – nie jest oczywiście specjalnie atrakcyjne pod względem politycznym. Z drugiej jednak strony, czy składanie wyrazistych, ale niemożliwych do spełnienia obietnic, jak zdaje się robić Platforma Obywatelska, to lepsza strategia? Nawet jeśli PO osiągnie sukces, szybko może wywołać zniecierpliwienie wyborców zawiedzionych brakiem szybkiego działania. Co ciekawe, z tego niebezpieczeństwa najwyraźniej zdaje sobie sprawę Tomasz Siemoniak, bo w rozmowie z „Kulturą Liberalną” przyznaje: „Jedną z rzeczy, które ciążą na Platformie – trochę na wyrost, ale ciążą – jest niespełnienie obietnic, zarzut, że Tusk jakieś rzeczy obiecał, a PO ich nie spełniła. To wychodzi w różnych badaniach, również wśród młodych ludzi. W rezultacie panuje wśród nas teraz takie przekonanie, że nie możemy obiecać niczego, czego nie spełnimy”.

Platforma faktycznie jest bardzo ostrożna w formułowaniu obietnic stricte programowych, ale zapowiedzi surowego rozliczenia obecnej partii nie pozostawiają wątpliwości. Ich spełnienie może być znacznie trudniejsze niż to się politykom opozycji wydaje.

Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”