Co konkretnie mają robić te rzesze „Klementyn Suchanow”? Pisać na każdym murze „sądy pomścimy”? Spuszczać benzynę z samochodów polityków PiS-u? Obrzucać farbą ich biura poselskie lub zatykać zamki drzwi wejściowych klejem szybkoschnącym? Rzucić pracę lub – jeśli pracują w urzędach lub spółkach skarbu państwa – pracować jak najgorzej? Ignorować wszelkie decyzje sądów, a mandaty wypisywane przez policję palić na oczach funkcjonariuszy? Czego chce od Polaków pani profesor i – co najważniejsze – na jaki efekt liczy?
W dyskusjach na temat tak zwanego obywatelskiego nieposłuszeństwa, którego symbolem jest od niedawna Klementyna Suchanow, to właśnie brak odpowiedzi na to pytanie najbardziej rzuca się w oczy. Zamiast zastanawiać się tylko i wyłącznie nad tym, czy policja powinna, czy nie powinna zakuwać w kajdanki kogoś, kto pisze sprayem po budynku Sejmu, ja chciałbym wiedzieć, po co ten ktoś robi tę konkretną rzecz? Jaki jest w tym wypadku najlepszy możliwy scenariusz? Wyobraźmy sobie, że Suchanow przedziera się przez szpaler policji, pisze nie raz, a dziesięć razy to samo zdanie. Że to samo, tylko od wewnątrz robi przewieziony w bagażniku posłanki Joanny Schmidt Paweł Kasprzak. I co? Ludzie nagle przestaną popierać PiS, Grzegorz Schetyna zacznie budzić zaufanie, a posłowie i senatorowie PiS-u wyjdą z budynku parlamentu z rękoma podniesionymi do góry?
Ale załóżmy, że zgodnie z życzeniem profesor Środy w kraju pojawiają się tysiące osób tak zdeterminowanych jak Klementyna Suchanow. Załóżmy, że antyrządowe hasła wypisują na murach, okupują sądy, urzędy i siedziby państwowych banków, wdzierają się do budynku telewizji publicznej, blokują drogi, tory, stacje benzynowe, a nawet pasy startowe na lotniskach – krótko mówiąc, paraliżują kraj. Co wtedy? Czego mogą się domagać? Przecież nie odnowy życia publicznego, sprawiedliwości społecznej, poprawy relacji z Unią Europejską czy odwrócenia wszystkich ustaw zagrażających porządkowi demokratycznemu. To cele zbyt ogólne i mgliste, a ich realizacja musiałaby potrwać miesiące, jeśli nie lata. Mogą domagać się tylko jednego – odsunięcia PiS-u od władzy, a zatem przyspieszonych wyborów. Kto w nich zwycięży? Zapraszam do lektury sondaży. W jednym z najnowszych, przeprowadzonym pod koniec czerwca przez Ibris dla Onetu, PiS notuje największy wzrost poparcia i z wynikiem 37,8 procent wygrywa wybory do Sejmu.
W odróżnieniu od czasów PRL i pierwszej „Solidarności” – do których tak lubią nawiązywać pamiętający te czasy przeciwnicy rządu – ostatecznym celem opozycji nie jest wymuszenie na władzy ustępstw, ale jej całkowita zmiana. Jak ta zmiana ma się dokonać? Mam nadzieję, że przynajmniej w tej kwestii wszyscy się zgadzamy – w drodze wyborów, a nie zamachu stanu. Jeśli tak, to niezależnie od tego, jakich metod protestu nawołują przeciwnicy rządu, opozycja musi zdobyć dla swojej oferty większościowe poparcie. Nie ma drogi na skróty.