Gdy 15 lipca rządowa agencja kontroli bezpieczeństwa leków ogłosiła wyniki kontroli w potężnej firmie farmaceutycznej Changchun Changsheng Biotechnology, informacja o nieprawidłowościach i karze nie została podchwycona przez opinię publiczną. Inspekcja wykazała „szokujące nieprawidłowości”, fałszowanie raportów z testów szczepionki przeciw wściekliźnie, a także wprowadzenie do obrotu 250 tysięcy wadliwych szczepionek DPT. Bomba wybuchła, dopiero gdy bloger (czy raczej grupa blogerów) ukrywający się pod pseudonimem Bestia (Shouye) napisał na WeChacie długi oskarżycielski tekst sięgający do innych niechlubnych przypadków z dziejów firmy, który łączył łamanie prawa i standardów z korupcją oraz niejasnymi powiązaniami z wysokimi urzędnikami.

Chińczycy z niedowierzaniem przyjęli informację, że po raz kolejny ich dzieci zaszczepiono szkodliwą, wadliwą lub w najlepszym razie nieskuteczną szczepionką. Rodzice ponad 250 tysięcy niemowląt z prowincji Szantung zastanawiają się, co zrobić: czekać na zalecenia władz czy powtarzać szczepienie? A może nie trzeba? A jeśli tak, to kto zagwarantuje bezpieczeństwo preparatu? Może wziąć sprawy we własne ręce i na własną rękę doszczepić dziecko w prywatnej placówce zagraniczną szczepionką?

Co więcej, problem nie dotyczy wyłącznie rodziców z jednej prowincji. Ojcowie i matki, jak Chiny długie i szerokie, rozmyślają, czy czasem brak informacji o wątpliwych szczepionkach w ich rejonie to wyłącznie kwestia braku nagłośnienia problemu. Ten produkt leczniczy ma w Państwie Środka wyjątkowego pecha – praktycznie co roku wybucha afera szczepionkowa. W 2016 roku okazało się, że miliony dawek przechowywano w zrujnowanym, rozgrzanym magazynie zamiast w chłodniach; w 2015 roku ponad 400 dzieci w prowincji Henan rozchorowało się do zanieczyszczonej dawce; w 2014 roku zmarło 17 dzieci po wadliwej szczepionce na żółtaczkę typu B; w 2011 roku zmarło jedno dziecko i wiele się poważnie rozchorowało po szczepionce na odrę. To wyłącznie nagłośnione przypadki, a biorąc pod uwagę ścisłą kontrolę mediów można być pewnym, że było ich znacznie więcej, ale władze zdążyły zablokować rozprzestrzenianie się informacji i zamknąć, kijem lub marchewką, usta rodzicom.

Rozżaleni Chińczycy zwracają uwagę, że kontrola państwowa zakończyła się jedynie karą w wysokości około 500 tysięcy dolarów (śmieszną sumą w przypadku koncernu farmaceutycznego) i dopiero po błyskawicznym rozprzestrzenieniu się w sieci postu władze zainterweniowały z adekwatną mocą – wstrzymały produkcję i sprzedaż wszystkich szczepionek producenta i aresztowały piętnaście osób z zarządu, łącznie z właścicielką Gao Junfang. Na światło dzienne zaczęły wychodzić coraz to nowe wątki – wyroki za łapówki wręczane przez znaczących pracowników firmy, olbrzymie kwoty przeznaczane na marketing i promocję, prawdopodobne powiązania z rządowymi agencjami. Changsheng to obecnie druga co do wielkości chińska firma farmaceutyczna, która sporo skorzystała na wyrzucaniu z rynku zagranicznych producentów szczepionek, na przykład Sanofi Pasteur. Chińczycy zadają pytanie: jak to możliwe, że w tak olbrzymiej firmie nie przestrzegano procedur i fałszowano dokumentację? I zadają kolejne, jeszcze ważniejsze pytanie – jak to możliwe, że rządowe organy kontroli nie egzekwują przestrzegania prawa i zadbać o bezpieczeństwo obywateli? Rodzice są do tego stopnia rozżaleni, że 30 lipca w Pekinie odbyła się przed bramą Narodowej Komisji Zdrowia niewielka demonstracja, impreza w Chinach balansująca na granicy przyzwolenia służb.

Media publiczne przez kilka dni sympatyzowały z lękiem i złością obywateli, agencja Xinhua opublikowała artykuł z mocnym tytułem „Niech stracą majątki, ci którzy nie produkują bezpiecznych szczepionek”, nawołując do bezwzględnego traktowania oszustów i krętaczy. Odezwał się premier Li Keqiang – obiecał, że państwo zajmie się skutecznie problemem i nawet przewodniczący Xi Jinping wojażujący po Afryce znalazł chwilę, żeby stwierdzić, że afera jest „ohydna i szokująca”, i obiecać, że „śledztwo zostanie doprowadzone do samego końca”. Cóż, obywatele i internet pamiętają, że dwa lata temu premier obiecał dokładnie to samo…

Po kilku dniach cenzura odzyskała pewność siebie – organy w Pekinie uznały, że dość tego bezhołowia, w związku z czym znikać zaczęły z portali i komunikatorów krytyczne wpisy i komentarze dotyczące szczepionek. W oficjalnych mediach, takich jak „The Global Times”, czy „China Daily”, pojawiły się teksty nawołujące do rozwagi w języku i emocjach, bo „może to doprowadzić do chaosu”, i wezwanie do „powstrzymania rozprzestrzeniania się szkodliwych informacji”. Nihil novi – to typowe podejście do zarządzania drażliwymi informacjami w Chinach, o czym pisałam tutaj.

Chiny od dawna mają kiepską renomę, jeśli chodzi o bezpieczeństwo żywności i leków. Najgłośniejszy i najtragiczniejszy skandal miał miejsce w 2008 roku, kiedy melamina w mieszance dla niemowląt doprowadziła do śmierci sześciorga dzieci i ponad 300 tysięcy zachorowań. Poza podkopaniem zaufania obywateli wobec własnego kraju, skandale związane z produkcją leków mogą przeszkodzić Chinom w osiągnięciu jednego z celów strategii „Made in China 2025”, której częścią miał być eksport farmaceutyków.

Jak to osiągnąć, skoro sami Chińczycy wolą słono zapłacić za zagraniczne leki, a najbogatsi będą latać szczepić dzieci w Hongkongu?