„W Polsce nie ma pojęcia państwa jako abstrakcyjnej idei dobra wspólnego. W Polsce wszystko jest spersonalizowane – są konkretni ludzie, którzy w oczach swoich zwolenników to państwo uosabiają. Każdy twierdzi, że jest Polakiem, że chce dobra Polski, ale nikt w tę Polskę nie wierzy”, powiedział w rozmowie ze mną dr Marek Naczyk, politolog z Uniwersytetu Oksfordzkiego zajmujący się reformami systemów emerytalnych.

Ukochany Naród i to okropne państwo

Jarosław Kuisz z kolei pisał, że samo zestawienie ze sobą pojęcia „polskości” i „emerytur” brzmi absurdalnie. To pierwsze kojarzy się bowiem przede wszystkim z dramatycznym zrywem, wielkim, ale jednocześnie krótkotrwałym poświęceniem. To drugie wymaga trudnego i żmudnego procesu budowania systemu instytucji, a także – co najważniejsze – powszechnej wiary, że owe instytucje, podobnie jak państwo, mają charakter trwały. Polacy, mimo tak ochoczo demonstrowanego patriotyzmu, tej wiary nie mają. Są dumni – z pisanego zawsze wielką literą – Narodu i w Naród wierzą. W państwo – pisane już literą małą – nie bardzo.

Kiedy Fundacja Kaleckiego opracowała raport pokazujący, że w najbliższym czasie obsługa systemu emerytalnego może pochłaniać blisko jedną trzecią PKB i doprowadzić Polskę na skraj bankructwa, żadna z głównych partii nie podjęła tematu. W pewnym sensie jest to zrozumiałe, bo to, po pierwsze, zagadnienie bardzo trudne i wymagające mówienia o kosztach dla obywateli, a po drugie, mimo całej swojej dramaturgii… niespecjalnie ludzi interesujące. „Gdzieś podskórnie część z nas czuje, że tych emerytur wcale nie będzie”, mówił wówczas Dariusz Standerski, współautor raportu.

Polacy, mimo tak ochoczo demonstrowanego patriotyzmu, są dumni – z pisanego zawsze wielką literą – Narodu i w Naród wierzą. W państwo – pisane już literą małą – nie bardzo. | Łukasz Pawłowski

Trudno się zresztą dziwić, skoro „nie za bardzo w państwowe emerytury” wierzy nawet trzykrotny premier, a potem wicepremier polskiego rządu Waldemar Pawlak. I dodaje, że stara się „sobie zabezpieczyć tę przyszłość i przez oszczędzanie, i przez dobre relacje ze swoimi dziećmi”, bo to pewniejsza polisa ubezpieczeniowa niż „chimeryczne państwowe rozwiązania”.

Nie ma podstaw, by sądzić, że zdanie Pawlaka jest w tej kwestii całkowicie odosobnione. Wiara w osobiste relacje rodzinne jest znacznie silniejsza niż wiara w państwo o rzekomo dumnej tysiącletniej historii. Taka postawa może się wydawać zabawna, ale w rzeczywistości pokazuje fundamentalny problem kulturowy. Bez jego przezwyciężenia żadne poważne reformy państwa nie mogą mieć miejsca. Zwłaszcza obecnie, kiedy wielkie cele odgórnie kształtujące polską politykę przez ostatnie trzydzieści lat – czyli wejście do struktur „Zachodu” – zostały już osiągnięte, a przy okazji rozmaitych kryzysów sama wiara w „mit Zachodu” należy już do przeszłości.

Obywatel, czyli kto?

Z debatą o reformie systemu emerytalnego jest więc trochę jak z debatą o zmianie Konstytucji, którą także w ramach „Spięcia” już toczyliśmy. Wymaga ona, po pierwsze, choćby minimalnego konsensusu co do tego, że faktycznie mamy problem. Po drugie, w miarę jasnych deklaracji ze strony głównych sił politycznych, jak zamierzają sobie z tym problemem poradzić. Po trzecie, jasnego zobowiązania, że raz wypracowane rozwiązania przetrwają dłużej niż do kolejnych wyborów. Żaden z tych warunków nie jest dziś w Polsce spełniony. A jakby tego było mało, obie strony politycznego sporu całkowicie delegitymizują państwo, którym rządzą lub chcą rządzić.

Konia z rzędem temu, kto będzie potrafił pogodzić wojenną retorykę polityczną z pomysłem wypłacania emerytur obywatelskich. Jak sama nazwa wskazuje, muszą one opierać się na jakimś poczuciu wspólnoty obywatelskiej. | Łukasz Pawłowski

Premier Mateusz Morawiecki z akceptacją powtarza „opinię”, że dziś toczy się w Polsce walka trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB. Niemal codziennie słyszymy, że wymiar sprawiedliwości – od sądów po policję – jest gęsto przetkany tajemniczymi postkomunistami, że przez ostatnie lata Polską rządziła mafia, której dopiero ten rząd zabrał pieniądze „na dzieci”, że każdy, kto ma zdanie odmienne od polityków PiS-u, jest przedstawicielem – jeśli nie wspomnianego już „postkomunizmu” – to tajemniczej elity, która Polskę ma za nic.

Konia z rzędem temu, kto będzie potrafił pogodzić tę wojenną retorykę z pomysłem wypłacania emerytur obywatelskich. Jak sama nazwa wskazuje, muszą one opierać się na jakimś poczuciu wspólnoty obywatelskiej. Tymczasem dziś nawet partia, która „obywatelskość” ma w nazwie, jak ognia unika posługiwania się tym pojęciem. A w kwestii systemu emerytalnego ma do zaproponowania przede wszystkim… dołożenie trzynastej emerytury. I tyle.

A to tylko element znacznie większych problemów. Polskie społeczeństwo już dziś dramatycznie się zmienia. I proces ten będzie się jedynie pogłębiać – nie tylko na skutek masowej emigracji młodych Polaków, lecz także przybywających na ich miejsce migrantów z Ukrainy oraz, stopniowo, także z innych, znacznie bardziej egzotycznych z naszej perspektywy miejsc. Jak w tych nowych warunkach zdefiniujemy obywatelskość i – co ważniejsze – jak zamierzamy przekonać Polaków, do solidarności z tak rozumianymi współobywatelami?

Dach bez fundamentów

W tej sytuacji demograficznej i politycznej nawet radykalne pomysły, jak wprowadzenie równej i niskiej emerytury obywatelskiej „dla wszystkich” w połączeniu ze zniesieniem obecnych przywilejów emerytalnych, co proponuje „Nowa Konfederacja”, to rozwiązania sensowne jedynie z wąskiego punktu widzenia. Pozwalają załatać dziurę finansową, ale wiary Polaków w system nie przywrócą. Podobnie jak nie powstrzymają polityków przed „poprawianiem” systemu dla doraźnych korzyści politycznych.

Wszystko to nie znaczy, że tematu w ogóle nie należy podejmować. Dyskusje nad szczegółowymi propozycjami reform systemu emerytalnego w Polsce przypominają spór o to, jakimi dachówkami pokryć dach domu, który nie ma nawet fundamentów. Ale, paradoksalnie, to właśnie dzięki debacie o dachówkach, może w końcu ów brak fundamentów w ogóle zauważymy.

*/ Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.