0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Gatunki i porachunki....

Gatunki i porachunki. Relacja z MFF w Wenecji 2018 [część 2]

Diana Dąbrowska

Uwagę podczas tegorocznej edycji Mostra del Cinema di Venezia przyciągnęli bracia Coen, Yorghos Lanthimos, Jacques Audiard oraz jedyna reżyserka w konkursie głównym, Jennifer Kent. Zwycięskim filmem okazała się zaś „Roma” Alfonsa Cuarona. Czy to przewidywalny werdykt? Czy festiwal można uznać za artystycznie spełniony i satysfakcjonujący?

75. edycja MFF w Wenecji przejdzie do historii jako „festiwal Netflixa, przydługich filmów i odrzutów z Cannes”. Takimi właśnie – dość złośliwymi – słowami stojący w wielometrowych kolejkach dziennikarze z całego świata określali imprezę jeszcze w jej trakcie. Trudno nie przyznać im racji – większość najbardziej interesujących tytułów konkursu głównego i sekcji Orizzonti wyprodukowały platformy streamingowe (z Netflixem na czele i Amazonem tuż za nim), a średnia długość walczącego o Złotego Lwa metrażu wynosiła ponad 135 minut. Wielokrotnie też podkreślano w rozmowach kuluarowych, że część prezentowanych dzieł odrzucono z selekcji głównej w Cannes i niejako „siłą rzeczy” zostały ochoczo przyjęte przez organizatorów festiwalu w Wenecji.

Prawdę mówiąc, obfitujący w reżyserskie sławy line-up niestety zawiódł. Wyczekiwane dzieła takich reżyserów jak Mike Leigh, László Nemes, Olivier Assayas, Luca Guadagnino czy Shinya Tsukamoto nie spełniły oczekiwań i – mimo iż w niektórych dało się znaleźć ślady intrygujących idei formalnych czy intelektualnych – nie odniosły na Lido spodziewanych triumfów. Wręcz przeciwnie – po projekcjach „Romy” Cuarona i „Faworyty” Lanthimosa (już drugiego dnia konkursowych zmagań!) kinofilskie apetyty zostały zaspokojone tylko połowicznie, a im bliżej zakończenia prestiżowej imprezy, tym łatwiej można było odgadnąć nazwiska potencjalnych wygranych. Z jednej strony można zatem stwierdzić, że jury pod przewodnictwem Guillerma del Toro i z Małgorzatą Szumowską w składzie dokonało wyboru dość przewidzianego i bezpiecznego. Z drugiej – warto podkreślić, że jurorskie gremium postawiło na filmy dla widzów „przystępne” w dobrym znaczeniu tego słowa; zwycięskie tytuły skłaniają do licznych refleksji, ale nie brak w nich sporej dawki humoru, wzruszeń czy ironii. To dzieła niezwykle osobiste, na swój sposób autentyczne i o wyraźnej autorskiej sygnaturze .

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie…

Tegoroczna Wenecja zaznaczy się w historii za sprawą słabości do westernów, filmów historycznych i kostiumowych. Wśród nagrodzonych pozycji nie znajdziemy ani jednego dzieła, którego akcja rozgrywałaby się współcześnie i którego tematyka odnosiłaby się wprost do teraźniejszości. Nagrodzeni za najlepszy scenariusz Joel i Ethan Coenowie zaprezentowali podzieloną na autonomiczne epizody westernową antologię. Choć tłem akcji wszystkich nowel „Ballady Bustera Scruggsa” jest mityczny Dziki Zachód, utrzymane zostały one w różnych konwencjach gatunkowych i stylistycznych – od musicalu w bez wątpienia najbardziej (dosłownie i w przenośni) przebojowym segmencie o przygodach tytułowego birbanta Scruggsa, przez horror, aż po dramat obyczajowy czy wręcz filozoficzno-egzystencjalny. Spajającą całość nicią jest jakże charakterystyczna dla twórczości braci Coen melancholia, sarkazm, przewrotność i nieprzewidywalność losu. Najsłynniejsi bracia współczesnego Hollywood uwielbiają się przecież kinem bawić. Rozliczne, intertekstualne nawiązania zarówno w tematyce, jak i estetyce ich dzieł tworzą napiętą strukturę, którą widz-detektyw czuje się w obowiązku rozwikłać. Ale ich erudycja idzie w parze z sardonicznym humorem. Bawią się z oglądającymi, poniekąd kpiąc z nich. Niemniej, jak to bywa u Coenów – wszystko, nawet kpina, posiada drugie, dialektyczne dno.

Synowie marnotrawni

O ile nagrodzeni za najlepszy scenariusz twórcy „Bartona Finka” postawili na efekciarską różnorodność, o tyle ogłoszony mianem „najlepszego reżysera” Jacques Audiard zdecydował się w „Braciach Sisters” na prostotę. Twórca nagrodzonych Złotą Palmą w Cannes „Imigrantów” znajduje właściwe proporcje między epickim kinem przygodowym a intymnym portretem skomplikowanej emocjonalnie relacji tytułowych braci. Bardziej niż do klasycznych westernów Johna Forda czy Johna Hustona, francuski autor sięga do dekady lat 70. i takich dzieł jak chociażby „Przełomy Missouri” Arthura Penna z Marlonem Brando i Jackiem Nicholsonem. Choć „Bracia Sisters” rozgrywają się w świecie westernów (akcja filmu została osadzona w XIX wieku w Oregonie), jest to głównie opowieść (a nawet przypowieść!) o uniwersalnej sile. Audiard w przeciwieństwie do Coenów nie dekonstruuje przez formalne zabiegi mitu Dzikiego Zachodu, ale ukazuje między wierszami historii o braterskiej miłości jego zmierzch. Rządząca się ogładą i konwenansem „nowa cywilizacja” wkracza w dzikie tereny i małymi kroczkami dokonuje wielkiej, „antropologicznej przemiany”. Francuski reżyser opowiada zatem o przejściu ze „stanu natury” do „świata kultury”, o stratach i ofiarach, które to znamionują wagę tej zmiany. Sukces „Braci Sisters” nie skupia się wyłącznie na narracyjnej sprawności Audiarda, to także wybitny popis aktorski tytułowego duetu. W ostatnich latach Joaquin Phoenix wielokrotnie udowodnił wszechstronność swojego talentu. John C. Reilly nie miał jednak tylu okazji, aby przypomnieć nam, jak wybitnym jest aktorem, co za sprawą stonowanej i dojrzałej roli u Audiarda z powodzeniem czyni.

Kill Bill spotyka Django

W klimatach okraszonego krwawą zemstą westernu porusza się również Jennifer Kent, jedyna reżyserka w selekcji tegorocznego konkursu głównego. W „Nightingale” dochodzi do niezwykłego sojuszu między kinem zemsty i kinem drogi, a także między dwoma wzgardzonymi przez wielką historię mniejszościami. Reprezentują je irlandzka kobieta polująca na brytyjskiego oficera oprawcę i czarnoskóry Aborygen występujący wpierw w roli jej podejrzanego przewodnika, następnie zaś najbliższego przyjaciela. Złożona opowieść Kent o uzyskiwaniu przez skrzywdzoną bohaterkę siły i samoświadomości nie stroni od naturalizmu i brutalności na miarę dzieł Quentina Tarantino. Wydaje się jednak, że w wizji australijskiej reżyserki nie mamy do czynienia z efekciarską „przemocą dla przemocy”, tylko z potrzebą oczyszczenia i wyrównania dziejowego rachunków. Claire, główna bohaterka, oddaje swoim katom ciosy z siłą równą tej, z jaką jej je zadawano. Świat kina daje kobiecie prawo do wymierzania symbolicznej sprawiedliwości – zarówno „przed”, jak i „za kamerą”.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Award Ceremony – Venezia 75 – Roma – Alfonso Cuaron © La Biennale di Venezia – foto ASAC.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 505

(37/2018)
11 września 2018

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj