Obecne czasy wymagają od nas bujnej wyobraźni, bo tylko ona może jeszcze prześcignąć rzeczywistość. Pomyślmy więc, że Adam Mickiewicz żył w III wieku przed naszą erą w Egipcie i tam napisał „Pana Tadeusza”, a do nas poemat ten doszedł w postaci kilkudziesięciu cytatów u późniejszych autorów i fragmentów zachowanych na papirusach.
Inwokacja narodowego eposu wyglądałaby w tej sytuacji mniej więcej tak:
Litwo, oj[……] moja, ty jesteś [……..]owie,
ile cię trzeba [………………] ten ty[…] [s..?] […..…]owie,
….] cię stracił. Dziś […]ść [………….]j ozdobie
widzę i opisuję, bo tęsknię [……………….].
Panno ś[…………..] bronisz Często[……….]
[kilkanaście wersów zupełnie zniszczonych, można odczytać słowo „powiekę”]
gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
gdzie panieńskim [………]ęciel […] pała.
Wers ze „świerzopem” zachowałby się w całości, ponieważ byłby często cytowany przez gramatyków ze względu na osobliwość tej nazwy. O fabule całego poematu wiedzielibyśmy tyle, że zawierała opisy licznych walk między zwaśnionymi rodami i jakieś wątki romansowe, ale mimo długotrwałych wysiłków nowoczesnych badaczy nie udałoby się definitywnie ustalić, kim była Telimena – matką Tadeusza, czy jego starszą siostrą.
Właśnie w takiej postaci mamy dziś do czynienia z większością utworów literackich antycznej Grecji i Rzymu. Nie dajmy się zwieść kompletności „Iliady”, „Antygony” i „Eneidy”. To są wyjątki. Szacuje się, że z całego antycznego piśmiennictwa zachowało się w całości sześć do ośmiu procent. Tak więc do siedmiu tragedii Sofoklesa, które czytamy w pełnej postaci, trzeba dodać przeszło sto, z których mamy po kilka, kilkadziesiąt wersów lub same tytuły (nie przeszkadza to jednak niektórym uczonym rekonstruować ich fabuły tak, jakby po kryjomu przeczytali całość). Dwóm eposom homerowym towarzyszyło co najmniej kilkanaście innych, po których pozostały niewyraźne ślady w postaci wzmianek i urwanych wersów. We fragmentach, streszczeniach i urywkach zachowały się również utwory jednego z najciekawszych twórców epoki hellenistycznej, Kallimacha z Cyreny (ok. 320/310–240 p.n.e.), pierwszego w dziejach Zachodu poety-erudyty. W serii „Biblioteka Antyczna” wyszedł właśnie drugi tom jego „Dzieł poetyckich”, wydany bardzo starannie, co jest zwyczajem tej serii i jej redaktorki.
Jednak dla czytelnika, który zna antyk z pism Jana Parandowskiego, Zygmunta Kubiaka i Roberta Gravesa, zetknięcie z poszarpanymi fragmentami poematów Kallimacha, które w dodatku obudowane zostały obszernym aparatem filologicznym i szczegółowymi przypisami, może być lekkim wstrząsem. Tamci autorzy, zgodnie z manierą zeszłowieczną, prezentowali publiczności widok antyku tak, jak gdyby nasza wiedza o tej epoce była kompletna i bezdyskusyjna. Szczątki Kallimacha są na tym tle widokiem nieprzyjemnym i uświadamiają patrzącemu, jak naprawdę wyglądają podstawy dwudziestowiecznych sugestywnych obrazów, w których Grecy i Rzymianie sprawiają wrażenie sąsiadów zza miedzy albo z dzielni.
Kallimach to autor bardzo szczególny w literaturze starej Grecji. Działał w sytuacji, w której pamięć kulturowa Greków poddawana była nieznanym wcześniej czynnikom. W ptolemejskim Egipcie znajdowali się oni na wychodźstwie z ojczyzny, która po podbojach Aleksandra straciła dla nich rangę „środka świata”. W Aleksandrii, w czasie, gdy Kallimach był dzieckiem, z rozkazu Ptolemeusza II powstała Biblioteka, sławna w późniejszych epokach głównie z legend o jej zniszczeniu przez Arabów (w rzeczywistości zniszczyli ją raczej chrześcijanie), ale ważna przede wszystkim dlatego, że była pierwszym zasobem spisanych tekstów pełniącym funkcje archiwum, repozytorium i laboratorium kultury, oderwanego od jej rzeczywistego życia, które albo już się skończyło, albo toczyło się gdzie indziej. Kallimach był pracownikiem Biblioteki Aleksandryjskiej. Jednym z jego dzieł był katalog jej zbiorów, liczący sto dwadzieścia ksiąg, czyli zwojów, bo taką postać miały wtedy książki (zachowało się z niego dwadzieścia pięć urywków). To zestawienie jest bardzo istotne – poeta, który jest bibliotekarzem, ma zupełnie inny modus tworzenia niż poeta-pieśniarz, poeta-performer czy poeta-działacz społeczny. Jego twórczość nie ma zadań do bezpośredniego wykonania, nie musi porywać słuchaczy ani przekazywać wiedzy istotnej dla zbiorowości społecznej. W XX wieku nieco podobny jest przypadek Philipa Larkina. „Nieco”, ponieważ Larkin, choć także bibliotekarz, nie zasłynął jako erudyta.
Kallimach i jego liczni koledzy czerpali materiał do swoich utworów z setek tysięcy zwojów zgromadzonych w Bibliotece. Ocenia się, że zawierała ona wszystko lub niemal wszystko, co powstało w dziedzinie sztuki słowa oraz wszelkich nauk w kulturze greckiej – i tylko greckiej, ponieważ Grecy w hellenistycznej diasporze konsekwentnie ignorowali kultury miejscowe, nawet tak bogate, jak egipska. Królowie Egiptu z dynastii Ptolemeuszy, którzy byli fundatorami i opiekunami Biblioteki, łożyli na nią wielkie kwoty i dbali o stały przyrost jej zbiorów. Dla erudytów-szperaczy musiał to być raj. Nie tylko zresztą dla nich – to w Bibliotece powstała filologia, nauka o ustalaniu tekstów. Właśnie tam „Iliada” i „Odyseja” przybrały kształt, w którym poznawały je wszystkie późniejsze epoki, ponieważ badacze aleksandryjscy mieli możliwość porównywania wielu wersji eposów i zredagowali na tej podstawie ich jednolity kształt. Biblioteka była częścią Muzejonu, instytucji uznawanej za pierwszy w dziejach instytut badawczy działający na zasadzie mecenatu państwowego. Muzejon gromadził uczonych ze wszystkich krain greckiej ojkumeny i ze wszystkich dziedzin wiedzy. To tam Eratostenes, krajan Kallimacha i dyrektor Biblioteki, obliczył promień Ziemi, myląc się tylko o kilka procent – był on geografem, astronomem i poetą, zajmował się tyloma dziedzinami, że złośliwi koledzy nadali mu przezwisko „Beta”, uznając, że przy takim rozdrobnieniu nie może być „Alfą” w żadnej z nich. Prawo zaś stanowiło, że każdy statek zawijający do portu aleksandryjskiego, który ma na pokładzie książki, musi je zdać w depozyt do Biblioteki. Tam dokonywano odpisów, po czym zwracano na okręt… odpisy, a oryginały pozostawały na miejscu.
Biblioteka i Muzejon były chyba idealnym środowiskiem dla umysłów twórczo-kontemplatywnych (z wyjątkiem momentów, kiedy następowały przewroty pałacowe lub nowy władca uznawał uczonych za darmozjadów i rozpędzał ich, jak to uczynił Ptolemeusz VIII w 145 roku p.n.e.). Ale twórcy nowych tekstów literackich mieli w tej sytuacji zadanie nieco paradoksalne. „Nowość” oznaczała tu świadome usytuowanie się wobec tego, co powstało przedtem i było dostępne jako ślad tekstowy. W tej sytuacji powstawanie tekstów przestało być odpowiedzią na aktualne zapotrzebowania wspólnoty: potrzebę słuchania eposów, recytowania wierszy na sympozjonach, oglądania przedstawień teatralnych. W to miejsce weszła „sztuka dla sztuki” – pisano poezje, których głównym zadaniem było określenie się wobec tego, co powstało uprzednio. W ten sposób doszło do wysunięcia na pierwszy plan „oryginalności” dzieła. To jeden z ciekawszych paradoksów w ewolucji literatury: „oryginalność” jest sprzężona z „wtórnością”, ponieważ świadomość tego, że się jest (lub nie jest) oryginalnym, wynika z dobitnego uprzytomnienia sobie własnej przeszłości. A gdzie można ją sobie uprzytomnić dobitniej niż w bibliotece?
Dzieła Kallimacha, powstałe w naszkicowanych tu okolicznościach, odznaczają się wyjątkowo skomplikowaną w odbiorze treścią. Autor ten wyszukiwał bowiem najrzadsze wersje mitów, najmniej znane słowa, najbardziej niepospolite przenośnie. Czynił tak właśnie po to, aby oryginalnie odróżnić się od wszystkich poprzedników, których nie mógł ani zobaczyć, ani usłyszeć, ale mógł ich za to dokładnie, po wielekroć odczytywać. Sam pisał już tylko „do czytania” – niuanse jego wierszy trudno byłoby wychwycić przy wykonaniu ustnym. Grecka literatura hellenistyczna przypomina trochę barok i postmodernizm – jej istotą jest gra z tradycjami i konwencjami prowadzona w gabinecie luster. Wiele jej utworów to szarady, erudycyjne łamigłówki wymagające od czytelnika nie tylko dużej wiedzy, ale i pomysłowości interpretacyjnej. „Grupa docelowa” poetów aleksandryjskich raczej nie była szeroka. W XIX i XX wieku literatura hellenistyczna była z tych wszystkich powodów lekceważona jako twórczość podrzędna wobec pomnikowych dokonań epoki archaicznej i klasycznej, od Homera po Eurypidesa. Uznawano ją za wtórną, słabą, jałową, dekadencką.
Ale dziś coraz częściej dostrzegamy, że Kallimach jest nam pod wieloma względami bliski – jest to autor świadomie manewrujący między swoją problematyczną teraźniejszością a pamięcią o utraconej przeszłości zgromadzoną w zarchiwizowanych zasobach tekstowych. Niestety, ponieważ jego utwory nawet w pełnej postaci musiały być trudne w lekturze (i musiałyby być nimi dla nas), czytanie ich fragmentów przypomina oglądanie pojedynczych kawałków układanki przedstawiającej jakiś obraz wielce bogaty w szczegóły. Możemy dostrzec pojedyncze detale, ale nie mamy szans na zrekonstruowanie całego obrazu, zwłaszcza dlatego, że był on konstruowany według przemyślnie wykoncypowanych zasad, tak, aby odróżnić się od wszystkich obrazów uprzednich. Z pofragmentowanego „Pana Tadeusza” zrozumielibyśmy niewiele. Ile więc możemy zrozumieć z „Przyczyn” Kallimacha?
Książka:
Kallimach, „Dzieła poetyckie”, tom II, „Przyczyny”, „Jamby”, „Pieśni”, „Hekale”, „Fragmenty z dzieł nieznanych”, przełożyły, wstępami i przypisami opatrzyły Agnieszka Kotlińska-Toma i Emilia Żybert-Pruchniewska, Biblioteka Antyczna, tom 55, Instytut Studiów Klasycznych, Śródziemnomorskich i Orientalnych Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2017.