Koledzy bronią kolegów

Łatwo zauważyć, że zagranica nie ma w PiS-ie dobrej opinii. Zaledwie kilka dni temu Andrzej Duda określił Unię Europejską „wyimaginowaną wspólnotą, z której dla Polaków niewiele wynika”. Niewiele później, podczas spotkania wyborczego w Szczecinie, premier Mateusz Morawiecki stwierdził: „niestraszne są [nam] te wszystkie pomruki z zagranicy. Pomruki naszych konkurentów politycznych, tych, którzy albo nie rozumieją zmiany, albo chcą doprowadzić do fragmentacji Polski, do rozczłonkowania jak dawne rozbicie dzielnicowe”. Swoje pięć groszy dorzucił w Szczecinie także Jarosław Kaczyński: „Z Niemcami mamy otwartą granicę. To bardzo dobrze, że jesteśmy sojusznikami w NATO i UE. Ale historia biegnie dalej i nikt nie wie, w jakim kierunku”. TVP już teraz prowadzi w serwisach informacyjnych, jakby na zapas, systematyczną antyniemiecką kampanię.

Obawa, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii, wydaje się w tym kontekście całkowicie naturalna. W ciągu ostatnich trzech lat polska prawica konsekwentnie portretowała Brukselę jako wroga narodu polskiego. Partia rządząca podważała legitymizację instytucji unijnych, na czele z Komisją Europejską. Jarosław Gowin zapowiedział, że rząd może nie zastosować się do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym. Kiedy polska KRS została zawieszona jako członek Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa z powodu upartyjnienia owej instytucji przez PiS, rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości Jan Kanthak stwierdził: „koledzy bronią kolegów”. Komu potrzebna jest Europa, której sens polega na tym, że koledzy bronią kolegów, a Polska na tym traci?

Polexit to dla PiS-u temat niewygodny. Jak wynika z najnowszego sondażu „Rzeczpospolitej”, 83 procent Polaków chce pozostać w UE, a tylko 11 procent chce ją opuścić. PiS zapewnia więc, że o żadnym wychodzeniu z Unii nie ma mowy. „Sugestie, że chcemy wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej, to oszustwa i manipulacje” – mówił jeszcze w zeszłym roku Jarosław Kaczyński. Mateusz Morawiecki chwalił się nawet ostatnio, że sam „negocjował przystąpienie do Unii Europejskiej dwadzieścia lat temu”, czym zadziwił wszystkich, którzy zajmowali się tym w rzeczywistości.

Drogi UE oraz PiS-u najpewniej będą się z czasem rozchodzić. Za rządów Jarosława Kaczyńskiego polskie państwo przypomina republikę bananową. | Tomasz Sawczuk

Sorry, tak wyszło

Stawkę dyskusji o polexicie trafnie zdefiniował ostatnio Witold Jurasz: mylą się zarówno ci, którzy sądzą, że PiS chce wyjść z UE, jak i ci, którzy uważają, że o Polexicie nie ma mowy. PiS nie chce opuszczać Unii – ale może swoimi działaniami doprowadzić do polexitu.

Nawet jeśli uznać politykę PiS-u za pełną dobrych intencji, w obecnym kształcie nie daje ona gwarancji, że do polexitu nie dojdzie. Po pierwsze, z wypowiedzi przedstawicieli obecnej władzy wynika, że pokojowa wspólnota europejska nie jest dla nich samodzielną wartością, ale pełni raczej rolę instrumentalną: środki unijne mają zadośćuczynić Polsce za II wojnę światową i Jałtę. Unia jest w tej wizji raczej czymś obcym niż czymś własnym, o co należy dbać. Kiedy wydamy już odpowiednią ilość unijnych pieniędzy, UE może nie być nam dłużej potrzebna. Polexit nie musi być więc opcją preferowaną, ale znajduje się w sferze możliwości.

Po drugie, drogi UE oraz PiS-u najpewniej będą się z czasem rozchodzić. Za rządów Jarosława Kaczyńskiego polskie państwo przypomina republikę bananową – partia rządząca może arbitralnie obsadzić Sąd Najwyższy własnymi ludźmi, klientelizm kwitnie na niespotykaną skalę, zaś telewizja publiczna transmituje rządową propagandę. Decyzje polityczne podejmuje z zaplecza rządu szeregowy poseł, który posiada pozaprawną władzę i nie ponosi prawnej odpowiedzialności.

[promobox_publikacja link=”https://www.motyleksiazkowe.pl/nauki-polityczne/34572-nowy-liberalizm-9788394995041.html” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Tomasz Sawczuk
Nowy liberalizm
” txt3=”34,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/09/sawczuk-1-423×600.jpg”]

Argumenty za atakiem na instytucje publiczne, które przedstawia PiS, nie są w Unii dla nikogo zrozumiałe – wystarczy przetłumaczyć PiS-owską nowomowę na inny język, aby zaczęła brzmieć absurdalnie. Trudno więc założyć, że PiS przekona całą Europę do swojej wizji polityki. Jeśli zaś w Europie zwyciężą ideologiczni pobratymcy partii rządzącej, Unia Europejska rozpadnie się lub przekształci nie do poznania.

Po trzecie, w takich warunkach polexit może nastąpić w sposób całkowicie spontaniczny i niewymuszony. PiS uważa, że opozycja i Bruksela to partia zewnętrzna, która gra do jednej bramki, knując przeciwko Polsce. Zaogniający się konflikt polityczny wraz z postępującą delegitymizacją instytucji unijnych i jakimś przygodnym kryzysem mogą doprowadzić do sytuacji, w której wyjście z UE zacznie wyglądać jak rozsądne rozwiązanie, kolejny krok na drodze do obrony „polskiego interesu”. Nie można wykluczyć, że opinia publiczna, oswojona w międzyczasie z ideą polexitu, będzie już na taką opcję gotowa. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

Trudno założyć, że PiS przekona całą Europę do swojej wizji polityki. Jeśli zaś w Europie zwyciężą ideologiczni pobratymcy partii rządzącej, Unia Europejska rozpadnie się lub przekształci nie do poznania. | Tomasz Sawczuk

Ale się nie cieszył…

W istocie, z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia już teraz w odniesieniu do sporu o przyszłość polskiej demokracji. Politycy opozycji od dawna przekonują opinię publiczną, że PiS chce obalić demokrację, podczas gdy politycy partii rządzącej zapewniają, że nic takiego nie ma miejsca. Powoduje to fundamentalny brak zrozumienia wzajemnych perspektyw i niejasność w kwestii tego, jakie procesy polityczne mają właściwie miejsce.

Podobnie jak w przypadku ewentualnego polexitu, PiS najpewniej nie chce obalić demokracji, napotyka jednak opór instytucjonalny i obywatelski wobec swojej polityki, z którym nie może się pogodzić. Partia radykalizuje więc konflikt i koncentruje władzę. W wyniku tych działań system polityczny odchodzi od modelu demokracji konstytucyjnej i przybiera postać bardziej autorytarną. Postępująca koncentracja władzy w rękach partii i radykalizacja konfliktu politycznego mogą samoczynnie doprowadzić do punktu, po którym wszystko potoczy w sposób naturalny – kolejne działania podejmowane w bieżącym interesie partyjnym sprawią, że system polityczny po prostu zacznie funkcjonować w zgodzie z nową logiką, niezależnie od takich czy innych intencji samych polityków.

Różnica polityczna nie zawsze wyraża się w tym, czego otwarcie chcemy – czasem lepiej opisuje ją to, na co się godzimy. Politycy PiS-u nie muszą być w sercu przeciwnikami demokracji, nie muszą także pragnąć wyjścia z UE. Wzorem Jarosława Gowina, który głosował za upartyjnieniem Sądu Najwyższego, „ale się nie cieszył”, mogą nie cieszyć się z takiego czy innego rozwoju wypadków – wystarczy, że przystaną na nowe okoliczności i pogodzą się z losem.

PiS musi więc wziąć odpowiedzialność za słowa i wybrać: nie może w dni parzyste walczyć z brukselskim uciskiem i atakować prawa obywatelskie, a w dni nieparzyste prezentować się jako miłośnik zachodniego konstytucjonalizmu i wspólnoty europejskiej. Na dłuższą metę, trzeba wybrać jedno albo drugie.

 

* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Max Skorwider