Łukasz Pawłowski: Jastrzębie-Zdrój jest największym miastem w Polsce bez dostępu do kolei pasażerskich. Kiedy linię zamknięto?
Krzysztof Gadowski: To się działo stopniowo. W roku 1991 było 17 albo 18 pociągów, ale w 1996, jeśli dobrze pamiętam, już tylko 6. Później ta liczba dalej spadała. W 2001 roku zostały dwa połączenia. Później je także zlikwidowano.
ŁP: Jakie było uzasadnienie?
My cały czas się z PKP ścieraliśmy o zasadność i niezasadność tego działania. Chcieliśmy kolej zatrzymać. Wiadomo, Jastrzębie było kiedyś uzdrowiskiem, więc kolej była utrzymywana, bo ludzie przyjeżdżali do zdroju. Później przyszedł boom komunikacyjny, ludzie kupowali samochody. A kolej traciła na konkurencyjności, bo do Katowic samochodem jechało się poniżej godziny, a koleją ponad dwie! I to z przesiadkami! Ci, którzy nie mieli samochodów, przesiedli się do PKS-ów, a potem do prywatnych przewoźników. Pociągiem jeździło mniej ludzi, bo było to niewygodne: przesiadanie się po drodze, mały komfort i długi czas. Jeśli ktoś chciał dojeżdżać na studia czy do pracy, musiałby tracić cztery godziny na sam transport.
ŁP: Ostatnią linię z Jastrzębia do Zebrzydowic likwidowano w 2008 roku, czyli za rządów PO, której pan był już wówczas posłem. Rozumiem, że argumentacja była taka sama – ludzie nie jeżdżą, więc likwidujemy. Pan podzielał taki sposób myślenia?
Nie podzielałem nigdy argumentów na rzecz likwidowania kolei. Oczywiście uważam, że nie ma sensu utrzymywać kolei, która potrzebuje dwóch godzin, żeby przejechać 65 kilometrów do Katowic. Bo tym połączeniem nikt nie będzie chciał jechać. Jeśli nie będzie inwestycji, jeśli kolej nie poprawi infrastruktury, to nie ma w ogóle o czym rozmawiać. Jak nie będzie bezpośredniego połączenia, to jakby nie było go wcale.
Absurdem było jednak to, że większość przewozów kolejowych, szczególnie w kierunku Katowic, to były przewozy węgla kamiennego. A zatem infrastruktura była. Drenowano kopalnie, szkody górnicze powstawały, a żadna z opcji politycznych nie zrekompensowała nam tej straty w wystarczającym stopniu.
Kolej traciła na konkurencyjności, bo do Katowic samochodem jechało się poniżej godziny, a koleją ponad dwie! I to z przesiadkami! | Krzysztof Gadowski
Michał Blus: Ale po co to wszystko? Skoro mieszkańcy przesiadają się do samochodów, to czy to połączenie jest w ogóle potrzebne?
Mieszkańcy chcą kolei, wielokrotnie mi to mówili. Nie można zamykać okna na świat. W Jastrzębiu mieszka prawie 90 tysięcy ludzi i nie każdy ma samochód. Młodzież dojeżdżająca do szkół nie jeździ koleją nie tylko dlatego, że jej nie ma. Bo jeśli ma być, to musi być bezpośrednie połączenie, ma się w godzinę dojeżdżać do Katowic. Teraz jesteśmy odcięci od bezpośredniego dojścia do kolei Jeździmy do Zebrzydowic, jeździmy do Wodzisławia…
ŁP: No właśnie, czy to nie rozwiązuje problemu? To są miejscowości oddalone od kilka, kilkanaście kilometrów.
Widział pan drugie tak duże miasto jak Jastrzębie, które nie ma dostępu do pasażerskiej kolei?
ŁP: Nie widziałem, bo w Polsce to największe takie miasto.
Miliony ton węgla wyjeżdżają od nas koleją, a państwa nie stać, by mieszkańcy także mogli z kolei korzystać? Obecnie mówimy o rządzie PiS-u, ale każda opcja która będzie miała środki unijne, powinna czuć się w obowiązku, aby to połączenie uruchomić.
ŁP: Ale to nie odpowiada na nasze pytanie. Skoro ludzie mają już samochody, są też prywatne przewozy – to po co? Co się zmieniło od lat 90., kiedy kolej likwidowano?
W Jastrzębiu jeden przewoźnik prywatny obstawił busami połączenia. Ale jako że jest to firma prywatna, właścicielowi musi się to opłacać. Bilet do Katowic kosztuje już w tej chwili bodaj 12 złotych w jedną stronę. Ale jaki to komfort podróży? W busiku, ciasno, większego bagażu wziąć nie można, a jak jest więcej ludzi, to jeździ się na stojąco. Czy tak ma wyglądać transport zbiorowy w prawie stutysięcznym mieście? Chyba nie. Powinniśmy wybudować infrastrukturę, a marszałek województwa powinien postawić na tych torach kolej śląską. Przecież tam wcale dużo nie trzeba. To nie są setki milionów złotych, istnieją już przecież nasypy, które wymagają modernizacji.
[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/09/25/karol-trammer-kolej-polska-wywiad-pkp/” txt1=”Czytaj również wywiad z Karolem Trammerem” txt2=”Mieszkańcy chcą kolei. Nie można zamykać okna na świat”]
ŁP: To ile potrzeba?
Potrzeba około 76 milionów złotych.
ŁP: Kilka miesięcy temu jako poseł zgłaszał pan poprawkę do budżetu na ten cel. Ale wówczas prosił pan o 5 milionów złotych.
Żeby przygotować inwestycje potrzebne są ekspertyzy, analizy ekonomiczne, uporządkowanie kwestii własności gruntów itp. Później dopiero potrzebne są środki na realizację tej inwestycji.
MB: To były pieniądze na przygotowanie?
Tak. Mówiłem, że to dopiero pierwszy etap. Przeanalizowanie sytuacji, aby wiedzieć, co przygotować. Może trzeba będzie wykupić jakiś grunt. To trzeba wiedzieć przed inwestycją. Nie można żądać więcej niż to, co jest w stanie wykorzystać kolei w danym roku. Gdybym podał większą sumę, rząd powiedziałby, że wziąłem te kwotę z księżyca! Trzeba poruszać się w granicach możliwości wykorzystania tych środków w danym roku.
ŁP: A mimo to większość sejmowa pana poprawkę odrzuciła. Dlaczego?
Nie wiem. Może dlatego, że to ja ją zgłaszałem jako poseł PO? Opozycyjne poprawki są dziś po prostu odrzucane. Poszedłem jednak dalej, była przecież nie tylko ta poprawka. Dochodziłem do źródła: byłem w dyrekcji PKP, oglądałem plany, przedstawiano mi środki, możliwości, kiedy i w jakiej perspektywie, pokazano mi ścieżkę formalnego zaangażowania marszałka województwa. Nie ukrywam, że kilka rzeczy przedstawiłem marszałkowi, pani prezydent miasta też się zaangażowała, podpisała już z marszałkiem umowę o współpracy. Ale PKP musi wykazać wstępne zaangażowanie. Rozmawiałem z jednym z wiceprezesów, okazało się, że w dłuższej perspektywie czasowej ta inwestycja może być zrealizowana, ale w tej chwili nie ma takiego projektu.
MB: Dlaczego rządowe plany inwestycyjne nie uwzględniają na przyszłe lata inwestycji w Jastrzębiu?
Nie wiem, ale pan wiceprezes dał mi nadzieję, że różnie się to jeszcze może skończyć, choć zaznaczył, że w obecnej perspektywie unijnej PKP nie uwzględniło tego projektu. Dziś te pieniądze są przeznaczone na inne przedsięwzięcia, ale różnie jeszcze może wyglądać sposób ich realizacji. Mówił mi, że jakieś pieniądze mogą zostać po planowanych przetargach; w innym przypadku może zabraknąć środków na realizację danego projektu, wtedy rezygnuje się z tego przedsięwzięcia, a środki mogą być przeznaczone na inne działanie. Tak więc ważne jest, aby mieć przygotowany gotowy projekt.
MB: Pan twierdzi, że miasto ma gotowe plany, a marszałek województwa jest gotowy do współpracy. Ale niespełna rok temu Andrzej Bittel, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa, mówił coś innego: „Materiał studialny opracowany przez Urząd Miasta Jastrzębie-Zdrój w ramach projektu INTERREG pn. «Analiza odtworzenia linii kolejowej w Jastrzębiu-Zdroju», nie został do tej pory przekazany do PKP PLK i Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, w związku z czym odniesienie się do jego treści nie jest w tej chwili możliwe”. Czy coś się zmieniło?
Osobiście wraz z wiceprezydentem Jastrzębia-Zdroju przekazaliśmy projekt do zarządu PKP w dniu 28 listopada 2017 roku.
ŁP: Czy ogłoszenie przez obecny rząd planów budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego – który ma łączyć wielkie lotnisko z drogami szybkiego ruchu i szybką koleją – coś zmieniło w państwa sytuacji?
Nie zmieniło nic. To są tylko mrzonki. Rząd mówi na przykład: „my to zrobimy do roku 2023, a to do 2025”, ale jest przecież jakaś oś czasowa i dany proces inwestycyjny wymaga realnych czynów, jakichś przygotowań. Tego nie ma. Jest propaganda obietnic, którą sieje PiS.
Nie podzielałem nigdy argumentów na rzecz likwidowania kolei. Oczywiście uważam, że nie ma sensu utrzymywać kolei, która potrzebuje dwóch godzin, żeby przejechać 65 kilometrów do Katowic. Bo tym połączeniem nikt nie będzie chciał jechać. Jeśli nie będzie inwestycji, jeśli kolej nie poprawi infrastruktury, to nie ma w ogóle o czym rozmawiać. | Krzysztof Gadowski
MB: Zatem pieniądze są, ale nie ma woli działania i żadnego planu?
Są potężne środki z Unii Europejskiej na modernizację kolei. Remontuje się przecież tory i wymienia tabor. Rozumiem, że są jakieś projekty i należy jej realizować. Ale tory może nam wybudować tylko PKP. A pociąg na tych torach może postawić już ktoś inny. Potrzebna jest jednak infrastruktura. Dziś nie trzeba długiego odcinka – 8 kilometrów. Nawet nasyp jest prawie gotowy.
ŁP: Mówimy o 8 kilometrach torów?!
Tak. Z Pawłowic do Jastrzębia. Może jeszcze plus 2 kilometry, aby zrobić pętle. To pierwszy krok, ważny i konieczny, by kolej wróciła do Jastrzębia-Zdroju. Później może dalej do Wodzisławia Śląskiego, aby nie był to ślepy tor.
MB: Są także dalsze plany obecnej pani prezydent, Anny Hetman?
To obecna prezydent Anna Hetman powiedziała po wyborach: „Jastrzębie potrzebuje kolei do przewozów pasażerskich. Jastrzębie na tej sieci kolei żelaznych powinno być obecne, mieszkańcy dziewięćdziesięciotysięcznego miasta na to zasługują”. Poprzedni prezydent nic w tej kwestii nie zrobił.
Pani prezydent opracowała analizę otworzenia linii kolejowej w Jastrzębiu-Zdroju w ramach środków INTERREG ze stroną czeską. Materiały te zostały przesłane do marszałka Sejmu oraz Ministerstwa Infrastruktury. Podpisała wstępne porozumienie z marszałkiem województwa śląskiego o wsparcie tego projektu. Są plany rozbudowy w kierunku Czech, ale nitki do Wodzisławia na razie nie ma. To jest wariant ogólny, do szerszej analizy ekonomicznej.
MB: To znaczy, że dziś pozostaje państwu liczyć, że w PKP nie wszystkie zaplanowane inwestycje uda się zrealizować, a wtedy znajdą się środki na Jastrzębie – Zdrój?
Nie chcemy budować kolei w Jastrzębiu kosztem innych przedsięwzięć. Wierzmy w to, że uda się zabezpieczyć środki unijne jeszcze w tej perspektywie na rozpoczęcie naszej inwestycji.
Nie możemy rezygnować. Z mojej strony będzie większe zaangażowanie, jeśli po wyborach samorządowych władza lokalna będzie chciała w tym kierunku działać. Przygotowujemy projekty techniczne. Jako wiceprezydent Jastrzębia realizowałem kiedyś projekt Drogi Głównej Południowej. Najpierw musiałem zabiegać o środki, potem podpisywać umowę z marszałkiem, a także sięgać po środki unijne. My tę drogę wybudowaliśmy w Jastrzębiu, ale powiat wodzisławski i raciborski nie ruszyły z miejsca. Potrzebne są chęć działania i wola współpracy – bez tego nic się nie zmieni.