Politycy Prawa i Sprawiedliwości regularnie przypominają wyborcom, że PiS realizuje obietnice. W praktyce bywa z tym jednak różnie. Wszyscy pamiętają, że ministrem obrony narodowej miał zostać Jarosław Gowin, a nie Antoni Macierewicz. Niektórzy pamiętają, że PiS zapowiadało „pakiet demokratyczny”, który miał pozytywnie wpłynąć kulturę polityczną w parlamencie.
Jest jednak pewna obietnica, o której pewnie mało kto pamięta, a której wagę trudno przecenić. Partia Jarosława Kaczyńskiego głosiła przed wyborami parlamentarnymi, że władza potrzebuje niezależnych i sprawnych instytucji kontrolnych. Władzą, która miała się wymknąć spod kontroli, był oczywiście rząd Donalda Tuska.
I tak, w programie PiS-u z 2014 roku czytamy: „Do charakterystycznych rysów sprawowania władzy przez ekipę Donalda Tuska należy «unieszkodliwianie» instytucji szeroko rozumianej kontroli, które mogą wskazywać na błędy rządzących oraz przeszkadzać im w korzystaniu z władzy, stosowaniu niedemokratycznych metod i praktyk czy zawłaszczaniu państwa w interesie jednej partii i grup związanych z jej politykami”. Instrumenty tej polityki to „ograniczanie prawnych i finansowych możliwości działania (np. kazus IPN), zmiany personalne na kierowniczych stanowiskach (NIK, RPO, CBA, GUS, IPN, NBP, TK) oraz permanentne lekceważenie instytucji i brak zainteresowania wykorzystaniem jej potencjału na rzecz usuwania patologii”.
Ową krytyczną ocenę rządów Platformy kończyła deklaracja: „Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości taki stosunek do instytucji kontrolnych będzie należeć do przeszłości. Będziemy szanować ich niezależność i sprzyjać efektywności ich działań”.
Tyle teoria. W praktyce, brak poszanowania dla niezależnych instytucji to jeden z charakterystycznych rysów obecnej władzy. Weźmy urząd prezydenta. Gdy tylko Andrzej Duda ośmielił się zawetować dwie ustawy, których celem była partyjna czystka w sądownictwie, Jarosław Kaczyński od razu pojawił się na okładce największego prawicowego tygodnika, a tytuł głosił: „Czy prezydent jest z nami?”. PiS wyciągał ręce nie tylko po Trybunał Konstytucyjny czy Krajową Radę Sądownictwa, ale nawet po czasopismo naukowe „Przegląd Sejmowy”, w którym mogłyby się pojawić krytyczne oceny działań obecnych władz.
Podporządkowując sobie kolejne instytucje kontrolne w imię rzekomej woli ludu, partia rządząca nie tylko narusza normy konstytucyjne, lecz także łamie obietnice, które sama składała. | Tomasz Sawczuk
PiS nie tylko nie szanuje niezależnych instytucji, ale traktuje je jak otwarcie wrogie – niezależność od rządu oznacza służenie interesom własnym lub obcym, ale na pewno nie polskim. Dość powiedzieć, że politycy PiS-u oskarżali Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara o związki z prawnikami… Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Obrazu dopełnia ostatni punkt tej historii: w wyniku nacisków politycznych ZUS wycofał z sądu wniosek, na podstawie którego Sąd Najwyższy zadał Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytania prejudycjalne, które miały w zamyśle pozwolić na zbadanie zgodności PiS-owskich czystek w Sądzie Najwyższym z prawem unijnym.
Jedno porównanie może pomóc unaocznić problem. W Stanach Zjednoczonych od ponad roku trwa śledztwo specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który bada między innymi związki kampanii Donalda Trumpa z rosyjskimi służbami. Prezydent Trump oczywiście najchętniej pozbyłby się Muellera, wielokrotnie określał on jego śledztwo mianem „polowania na czarownice” . Prawnie rzecz biorąc, nie jest całkiem jasne, czy może to zrobić – na pewno byłaby to decyzja niezwykle kontrowersyjna. Politycznie, byłaby to decyzja absolutnie skandaliczna. Wielu komentatorów sądzi, że taki ruch oznaczałby w praktyce, iż prezydent stawia się ponad prawem. Władza Trumpa pozostaje więc efektywnie ograniczona. W międzyczasie Mueller doprowadził do oskarżenia lub skazania już ponad 30 osób.
Jakże inaczej wygląda sytuacja w Polsce! Niezależne śledztwo wobec osób na szczytach władzy wydaje się dziś czymś właściwie nie do pomyślenia. Trudno wyobrazić sobie także, aby Trybunał Konstytucyjny mógł wydać niewygodne dla rządu orzeczenie. Nie traktują go już poważnie nawet prawicowi komentatorzy. Krajowa Rada Sądownictwa, która powinna w teorii strzec niezależności sądownictwa, jest dzisiaj podporządkowana rządzącym. Z Sądu Najwyższego właśnie usunięto kilkudziesięciu sędziów. Wśród ich następców znajdzie się wielu znajomych Zbigniewa Ziobry. Nawet zwolennicy prawicy, którzy uważają, że wszystkie z owych posunięć PiS-u da się uzasadnić na gruncie prawa, powinni być zdania, że w dobrze urządzonym państwie po prostu nie wolno postępować w ten sposób.
PiS może zbywać tego rodzaju krytyki i przekonywać opinię publiczną, że w państwie nie dzieje się nic złego. Warto więc pamiętać i o tym: podporządkowując sobie kolejne instytucje kontrolne w imię rzekomej woli ludu, partia rządząca nie tylko narusza normy konstytucyjne, lecz także łamie obietnice, które sama składała.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Piotr Drabik [CC BY 2.0], Źródło: Wikimedia Commons