W wyborach samorządowych duże partie schodzą na drugi plan. Jak przypominał w „Kulturze Liberalnej” Adam Gendźwiłł, Polacy jako najważniejsze traktują wybory na poziomie gminy, gdzie dominują komitety lokalne. PiS wystawiło w gminach najwięcej kandydatów ze wszystkich partii ogólnokrajowych, a mimo to zgłosiło kandydatów na wójta jedynie w połowie gmin! Dla większości Polaków najważniejsze jest więc to, co wydarzyło się w ich miastach i wsiach, a czego często nie widać w chwili zamknięcia lokali wyborczych.
Partie krajowe dominują na poziomie sejmików wojewódzkich i to właśnie tego poziomu dotyczą exit polls, które media publikują zaraz po wyborach. Ale nawet i w tym przypadku wynik partii w skali kraju nie przekłada się na nic konkretnego – ważna jest liczba mandatów, którą lista wyborcza zdobyła w danym województwie.
Wyniki powyborczych sondaży dają nam jednak pewne informacje, które mają znaczenie także dla polityki krajowej. Jeśli wyniki sondaży się potwierdzą, PiS otrzyma 32 procent głosów, a Koalicja Obywatelska 25 procent. Dwa największe komitety uzyskały zatem w wyborach do sejmików wyniki porównywalne z tymi sprzed czterech lat, przy czym Platforma trochę straciła, a PiS trochę zyskało – prawdopodobnie wygrało w dziewięciu sejmikach wojewódzkich na szesnaście.
Partia rządząca nie miała pomysłu na to, jak wygrać w większych miastach. Jeśli wziąć pod uwagę wysiłek kampanijny Patryka Jakiego w Warszawie, jego wynik – 30 procent głosów i zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w pierwszej turze – można wręcz uznać za katastrofalny. | Tomasz Sawczuk
PiS może uznać ten wynik za umiarkowany sukces, ale znacznie poniżej apetytu. Od trzech lat partia rządząca toczy wojnę przeciwko III RP i dowodzi, że w Polsce trzeba dokonać rewolucyjnych zmian. Kaczyński przekonuje jednocześnie, że realizuje swoją politykę w imieniu ludu i niejednokrotnie w przekazie politycznym odwołuje się do nacjonalistycznej retoryki. Mobilizacja partii była więc duża. PiS wystawiło rekordową liczbę kandydatów, a media publiczne prowadziły w okresie kampanii zdecydowane działania propagandowe na rzecz partii rządzącej.
Odzew ludu na ten rodzaj mobilizacji można więc ocenić jako dość słaby. Agresywna taktyka PiS-u miałaby sens jedynie wtedy, gdyby partia była w stanie zmobilizować dostatecznie wielu wyborców, aby sprawować władzę samodzielnie. W praktyce, łatwiej wygrać jedne wybory krajowe niż tysiące wyborów lokalnych. Co więcej, ze względu na polaryzację polityczną na scenie krajowej, PiS ma mniejsze możliwości koalicyjne niż konkurencja. Partia rządząca nie miała także pomysłu na to, jak wygrać w większych miastach. Biorąc pod uwagę wysiłek kampanijny Patryka Jakiego w Warszawie, jego wynik – 30 procent głosów i zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w pierwszej turze – można wręcz uznać za katastrofalny.
Z drugiej strony, jeśli opozycja nie zaoferuje w przyszłości bardziej atrakcyjnej oferty, PiS może z czasem wzmacniać swoją pozycję. Poparcie dla Koalicji Obywatelskiej nie robi bowiem na tym tle dobrego wrażenia. Trzy lata po ostatnich wyborach i mimo wspólnego startu z Nowoczesną, rezultat głównej siły opozycyjnej można określić jako co najwyżej przyzwoity. KO wygrała w dużych miastach, minimalnie wygrała z PiS-em także w średnich (50–200 tysięcy mieszkańców). Zarazem Koalicja Obywatelska wygrała jedynie w grupie wiekowej 30–39 lat. Niepokojące, że uzyskała słaby wynik (18 procent) w grupie 18–29 lat, gdzie nieproporcjonalnie dobrze wypadł komitet Kukiz ’15 (9 procent, czyli dwa razy więcej niż we wszystkich grupach łącznie). PiS przegrało w dużych miastach, ale niekoniecznie z KO, często były to bowiem komitety lokalne albo weterani samorządowi, którzy rządzą miastem od wielu lat i startowali z dobrej pozycji.
Wynik PSL-u trzeba ocenić jako powyżej oczekiwań. Okazuje się, że w terenie ludowcy w dalszym ciągu są dla wielu osób atrakcyjnym wyborem i nie stracili głosów na rzecz PiS-u, nawet mimo intensywnych wysiłków partii rządzącej. Niezły wynik uzyskali Bezpartyjni Samorządowcy (6 procent), co może przełożyć się na możliwości koalicyjne w sejmikach.
Przebieg wyborów sugeruje, że wbrew popularnym obawom polska demokracja jeszcze nie upadła. Kandydaci opozycji wygrali w wielu miejscach Polski i widać wyraźnie, że to od samych obywateli zależy, kto będzie rządził w Polsce po wyborach parlamentarnych. | Tomasz Sawczuk
Niewątpliwie najgorzej wypadła lewica. Choć od poprzednich wyborów minęły trzy lata, nie wykorzystała ona tego czasu na poważniejsze wzmocnienie sił. Wystąpiła podzielona i słabo widoczna, co skończyło się źle, szczególnie w obliczu silnej polaryzacji na dwa bloki na scenie krajowej. SLD osiągnęło dość słaby wynik (6 procent) w wyborach do sejmików. Największej porażki doznała jednak partia Razem. Rafał Matyja przekonywał w rozmowie z „Kulturą Liberalną”, że partia młodej lewicy powinna skoncentrować się na kampanii w dużych miastach, gdzie byłoby jej łatwiej przyciągnąć elektorat. Stało się jednak inaczej, a w wyniku niezrozumiałej decyzji, w Warszawie nie startowała ona nawet pod własnym szyldem, na prezydenta miasta nie kandydował też jej nieformalny lider Adrian Zandberg.
Przebieg wyborów sugeruje, że wbrew popularnym obawom polska demokracja jeszcze nie upadła. Kandydaci opozycji wygrali w wielu miejscach Polski i widać wyraźnie, że to od samych obywateli zależy, kto będzie rządził w Polsce po wyborach parlamentarnych. Konfliktowość PiS-u utrudnia mu budowanie koalicji, a samorządów nie da się łatwo przejąć od góry – ludzie bardziej ufają polityce lokalnej niż krajowej.
W planie ogólnym, PiS wciąż jest mocne i opozycja potrzebuje więcej pomysłowości, aby je pokonać. Na bardziej szczegółowe podsumowania przyjdzie jednak czas, gdy będziemy mogli przeanalizować wyniki wyborów samorządowych w całej Polsce.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: oficjalny profil Rafała Trzaskowskiego na Facebooku.