Szybkimi krokami zbliża się 11 listopada, kulminacja ustanowionego przez Sejm „Roku Jubileuszu 100-lecia Odzyskania Niepodległości”. Zdawać by się mogło, że taka rocznica musi wywołać zażarte debaty nie tylko historyczne – o dziedzictwo II RP i całego XX wieku – lecz także całkiem bieżące – o znaczeniu suwerenności, o kształcie państwa i ramach wspólnoty. Niestety, do tej pory głucho w debacie publicznej o jakiejkolwiek pogłębionej refleksji związanej z jubileuszem, choć była ona zapowiadana i wyglądana od dawna. Przykładowo w 2014 roku, przy okazji 25-lecia wyborów czerwcowych 1989 roku, ówczesny prezes IPN Łukasz Kamiński twierdził, że namysł nad doświadczeniami poprzedniej niepodległości jest nieodzowny. Wychodzi jednak na to, że nie wiemy, co począć z niepodległością odzyskaną przed stuleciem, tak samo jak nie do końca radzimy sobie z niepodległością współczesną.

Niby w zeszłym roku wystartował rządowy program „Niepodległa”, oparty na wielu słusznych założeniach. Stał się jednak przede wszystkim dysponentem środków finansowych na poszczególne mniej lub bardziej udane projekty, a nie zaproszeniem do ogólnopolskiej debaty. Niby na ulicy lub przy okienku pocztowym atakują nas ciągle biało-czerwone symbole, lecz ich przekaz bądź jest ciężkostrawny, bądź grzęźnie w bladym rytuale patriotycznych schematów. Niby wreszcie nastąpiło wmurowanie kamienia węgielnego pod Muzeum Historii Polski – tyle że staraniem ministra kultury zamienione zostało w wyborczy wiec Patryka Jakiego.

A jeśli już rzeczywiście sięgamy do przeszłości, to w miejsce namysłu mamy naręcze sloganów i mitów. Facebookowy fanpage i strona internetowa programu „Niepodległa” doskonale to ilustrują. Zamieszczane na nich wpisy przyjmują formę bądź nostalgiczno-sentymentalną, bądź hurraoptymistyczną. Osiągnięcia kulturalne, techniczne i sportowe ścielą się gęsto, a refleksję zastępują opowieści o sporcie i modzie. II Rzeczpospolita jawi się tam jako mityczna kraina szczęśliwości, oglądana z przyciemnianych sepią okien luxtorpedy, której tory jakimś dziwnym trafem omijają błota Polesia czy biedaszyby Zagłębia.

Co więcej, kraina, która najwyraźniej wciąż gdzieś trwa w równoległej rzeczywistości, bo wzmianki o jej końcu znaczonym datami 1 i 17 września 1939 roku na profilu nie uświadczymy. Okres dwudziestolecia międzywojennego w tej sztampowej, ale bardzo powszechnej optyce, to czas sukcesów wieńczących wysiłki oraz polityki, którą prowadzili jeden przez drugiego mężowie stanu i wybitni patrioci. Miejsca na pluralizm, głębokie ideowe konflikty i rozbieżności między nimi, a także na bolączki socjalne, trudności ekonomiczne, wyzwania demokracji i doświadczenie autorytaryzmu – brak. Tak samo, jak brak trudnego i cennego doświadczenia wielokulturowości, wieloetniczności i zmagań z polską tożsamością.

II Rzeczpospolita jawi się w powszechnym odbiorze jako mityczna kraina szczęśliwości, oglądana z przyciemnianych sepią okien luxtorpedy, której tory jakimś dziwnym trafem omijają błota Polesia czy biedaszyby Zagłębia. | Iza Mrzygłód, Łukasz Bertram

Przestrzeni na zastanowienie się nad rolą kolejnych 50 lat polskiej historii nie ma już zupełnie. Polska Rzeczpospolita Ludowa często postrzegana jest przecież bądź jako kilkudziesięcioletnia wyrwa w polskich dziejach, bądź jako arena manichejskiej walki między wyalienowanymi z narodu „onymi” a patriotycznymi „nami”, co doskonale ilustrował głośny spot IPN-u. Co więcej, od kilku lat mamy do czynienia z tendencją do utożsamienia pozytywnych bohaterów tamtego czasu głównie z tymi, którzy z komunistyczną władzą walczyli zbrojnie – o zagrożeniach związanych z taką narracją pisaliśmy już kiedyś na łamach „Kultury Liberalnej”.

Tymczasem oba te integralne etapy historii naszego państwa i społeczeństwa, wraz z dzielącym je czasem II wojny światowej, stanowią doskonałe laboratorium dla namysłu nad współczesnością. W tej historycznej przestrzeni przyglądać się można polskim zmaganiom z nowoczesnością, budową zarówno demokracji, jak i jej zaprzeczenia, palącym kwestiom społecznym, pytaniom o naszą zbiorową tożsamość – czy raczej: tożsamości. Wszystkie te wyzwania nie utraciły swojej aktualności, a w targanej kryzysami Europie znalezienie odpowiedzi na nie wydaje się tym bardziej palące.

Nie jest oczywiście tak, że dyskusja na te tematy to ziemia całkowicie jałowa. Należy docenić wysiłki uczonych, publicystów, artystów i aktywistów, którzy starają się opuścić utarte jeszcze w latach 80. koleiny myślenia o II RP i czarno-białą narrację antykomunistyczną. Zresztą również wśród inicjatyw objętych patronatem „Niepodległej” znajdziemy perełki, takie jak cykl łódzkich wystaw o międzywojennej awangardzie czy akcja „Zabytkomania” zachęcająca do eksploracji własnej okolicy i docenienia także dziedzictwa przyrodniczego. Do takich działań należy również ogłoszony niemal rok temu pomysł Zbigniewa Gluzy i zespołu Ośrodka KARTA uruchomienia niezależnego od programu rządowego projektu „Nieskończenie Niepodległa”, który przypominałby ważne momenty nie tylko z dwudziestolecia międzywojennego, lecz z całego XX wieku. Nie chodzi tu jedynie o wzniosłe upamiętnienie przełomowych wydarzeń czy rzetelną rekonstrukcję ich uwarunkowań, ale o skłonienie do zastanowienia nad kondycją polskiego społeczeństwa na przestrzeni ostatnich dziesięciu dekad. Poczynając od stycznia tego roku, na łamach różnych mediów, ukazywały się przygotowywane przez KARTĘ materiały; zaś kilka dni temu opublikowana została „Księga Stulecia Niepodległości” próbująca spojrzeć na punkty zwrotne ostatniego stulecia oczami ich świadków i zaprosić współczesnego odbiorcę do własnej, nienarzuconej odgórnie interpretacji.

Prawdziwa „niepodległość” jako zbiorowa wartość skrzeczy i wierzga. Daje poczucie wspólnoty, a jednocześnie gryzie, przypominając o sprawach trudnych i haniebnych. | Łukasz Bertram, Iza Mrzygłód

Propozycję KARTY odbieramy jako bliską naszemu sposobowi myślenia o historii i jej związkach ze współczesnością. Nie oznacza to, że identyfikujemy się z każdym wyrażonym przez jej inicjatorów sądem. My również uważamy jednak, że „niepodległość” jest jednym z najważniejszych kluczy do zrozumienia, jak Polacy myśleli i myślą o samych sobie. Zgadzamy się również, że nie jest ona czymś, co można przypiąć do jednej konkretnej daty, umocować na stabilnym piedestale i świętować z bezpiecznego dystansu. Dlatego też w najbliższych tygodniach zaprezentujemy cykl artykułów poświęconych różnym zjawiskom i wydarzeniom polskiego XX wieku, zwracając szczególną uwagę na ich społeczno-ekonomiczny wymiar.

Naszej propozycji towarzyszy przekonanie, że „niepodległość” sama w sobie, jako hasło ze sztandaru, nie znaczy aż tak wiele, by traktować ją jako pełne zwieńczenie dążeń zbiorowości. Prawdziwa „niepodległość” jako zbiorowa wartość skrzeczy i wierzga. Daje poczucie wspólnoty, a jednocześnie gryzie, przypominając o sprawach trudnych i haniebnych. W jej ramach mieszczą się problemy, które często gubią się pośród napuszonych słów, pokornych pokłonów i tromtadrackich gestów. Taka niepodległość to zarówno emancypacja narodowa, jak i społeczna, tak wolność, jak i równość; to głos grup społecznych bądź mniejszościowych, czy też skazanych przez tradycyjną historiografię na milczenie: kobiet, chłopów, Poleszuków, robotników Nowej Huty. To również umiejętność rezygnacji z fetyszu absolutnej suwerenności na rzecz ponadnarodowej wspólnoty bezpieczeństwa i praw obywatelskich. Taka niepodległość – to przestrzeń dla godnego życia oraz do otwartej i krytycznej refleksji i gotowości do reinterpretacji. Jeśli bowiem chcemy budować pluralistyczną, inkluzywną społeczność opartą na tych wartościach, jednym z warunków jest możliwość dokonywania tego samorządnie.

Dlatego właśnie teksty publikowane przez nas na łamach „Kultury Liberalnej” dotykać będą kwestii takich jak wyzwania stojące przed rodzącą się II Rzeczpospolitą, budowa jej ekonomicznych podstaw stabilnego bytu, zacofanie i nowoczesność w świetle Wielkiego Kryzysu oraz znaczenie państwa jako aktywnego aktora. Przez pryzmat Testamentu Polski Walczącej spojrzymy na przewartościowania, które przyniosła II wojna światowa. Zastanowimy się nad powojenną modernizacją i awansem społecznym, dynamiką niesuwerenności PRL wobec ZSRR, oporem i przystosowaniem społeczeństwa do ram tworzonych przez komunistów, ideami „Solidarności”, a także nad tym, kto był przegranym, a kto zwycięzcą transformacji.

Chcemy, żeby nasze teksty służyły rozwijaniu pogłębionej refleksji nad kluczowymi polskimi wyzwaniami lat 1918–2018. Będziemy starać się znaleźć język, dzięki któremu możliwe byłoby opowiedzenie o nich pokoleniu, dla którego niepodległość jest czymś naturalnym, przezroczystym i – pozornie – niewymagającym namysłu lub, co gorsza, abstrakcją niedotykającą ich codziennego doświadczenia.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Jakub Szymczuk / KPRP. 

 

Tekst powstał dzięki wsparciu finansowemu Fundacji Towarzystwa Dziennikarskiego „Fundusz Mediów”.