Okładka „Pulsu Biznesu” z 12 października 2016 roku to prawdziwa gratka. Na zdjęciu trzy postaci: ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki, szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński oraz nowo nominowany szef Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanowski. Tytuł: „Takiego tercetu jeszcze nie było”. Jak pisał autor, Bartek Godusławski, „ten tercet ma zapewnić nowej ekipie równy rytm i płynną melodię w polityce gospodarczej”.
Od tej pory trochę się zmieniło. Z powodu oskarżeń o korupcję, jakie wysunął wobec szefa KNF miliarder Leszek Czarnecki, w ostatnim tygodniu Chrzanowski ustąpił ze stanowiska. Krótko po tym, jak aferę ujawniła „Gazeta Wyborcza”, premier Morawiecki stwierdził, że Chrzanowskiego polecił do KNF prezes NBP, Glapiński. Pojawiły się więc pytania, czy również Glapiński nie będzie musiał pożegnać się z posadą. I tercet się rozpadł.
Zarzut, który Czarnecki stawia Chrzanowskiemu, jest prosty: szef KNF-u miał wymuszać na Czarneckim zatrudnienie zaprzyjaźnionego prawnika w zamian za przyjazne potraktowanie przez Komisję należącego do miliardera banku. Miało chodzić nawet o kwotę 40 milionów złotych w ciągu trzech lat.
W sprawie jest jednak wiele znaków zapytania. Nie znamy w pełni intencji stron. Nie znamy szczegółowego harmonogramu wydarzeń. Nie wiemy, czy Chrzanowski działał na własną rękę (co wydaje się wątpliwe). Jest także wiele okoliczności dodatkowych. Prezes KNF wspomina w trakcie rozmowy nagranej przez Leszka Czarneckiego, że szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Zdzisław Sokal – zasiadający w KNF jako przedstawiciel prezydenta Andrzeja Dudy – chodził do rządzących z pomysłem przejęcia znajdującego się przez pewien czas w kłopotach finansowych banku miliardera za symboliczną złotówkę. Okazało się też, że podsuwany Czarneckiemu prawnik został już zatrudniony z rekomendacji szefa KNF w Plus Banku należącym do innego miliardera, Zygmunta Solorza.
Niektórzy przekonują, że w związku z wagą i złożonością sprawy Sejm powinien powołać komisję śledczą do jej wyjaśnienia. Rzeczniczka PiS-u, Beata Mazurek, natychmiast wykluczyła jednak taki scenariusz i stwierdziła, że „sens powoływania komisji śledczej jest wtedy, gdy nie działają organy państwa”, tymczasem „tutaj organy państwa działają, sprawą zajmuje się prokuratura, zajmują się służby”. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zdecydował tymczasem o przeniesieniu śledztwa do Katowic i ogłosił, że zamierza objąć je osobistym nadzorem. „Rzeczpospolita” podała, że Ziobro miał nakazać śledczym zbadać sprawę „do spodu”.
W zamyśle polityków partii rządzącej, osobisty nadzór polityczny nad instytucjami powinien dawać gwarancję, że każda poważna afera zostanie rzetelnie wyjaśniona. Po trzech latach kumulowania władzy przez PiS trudno jednak w to uwierzyć. | Tomasz Sawczuk
Problem polega na tym, że w obecnej sytuacji zapewnienia takie trudno traktować poważnie. To właśnie w tak wrażliwych sprawach wychodzą na jaw przykre konsekwencje ręcznego sterowania państwem przez PiS. W zamyśle polityków partii rządzącej, osobisty nadzór polityczny nad instytucjami powinien dawać gwarancję, że każda poważna afera zostanie rzetelnie wyjaśniona. Po trzech latach kumulowania władzy przez PiS trudno jednak w to uwierzyć. Można raczej dojść do wniosku, że osobisty nadzór ministra nad sprawą KNF zmniejsza szanse na bezstronne śledztwo, niż je zwiększa!
Tylko w ostatnich dniach media opisywały „folwark”, jaki urządził sobie w Suwałkach wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński, między innymi zmuszając lokalnych policjantów do… przebierania się za agentów Służby Ochrony Państwa. Prokuratura na razie milczy. Nawet w sprawie dotyczącej zagrożenia dla zdrowia i życia jednej z najważniejszych osób w państwie, czyli wypadku samochodowego byłej premier Beaty Szydło, prokuratura najwyraźniej staje na głowie, aby nie ustalić nic konkretnego, co mogłoby obciążać służby podległe obecnej władzy. Nie inaczej jest w sprawie nierozliczonej afery upadających SKOK-ów. Nierozliczone pozostały także liczne przypadki nepotyzmu i korupcji politycznej, o których pisała w ostatnich trzech latach prasa. Listę można ciągnąć. A Ziobro? W ramach osobistej krucjaty, minister sprawiedliwości od wielu lat próbuje zemścić się na lekarzach, którym przypisuje odpowiedzialność za śmierć swojego ojca.
Bezstronne śledztwo byłoby w interesie PiS-u jedynie w sytuacji, w której partii rządzącej zależałoby na istnieniu silnych i niezależnych od partii instytucji, ale tak najwyraźniej nie jest. PiS prowadzi od trzech lat akcję wrogiego przejęcia państwa i trudno uwierzyć, że będzie samo siebie z tego tytułu ścigać. Jarosław Kaczyński może ubierać zmiany dokonywane w Polsce przez PiS w podniosłe terminy „odzyskiwania suwerenności”, jednak w praktyce władza podlega coraz mniejszej kontroli.
Partia rządząca zapowiada od jakiegoś czasu akcję obłudnie określaną mianem „repolonizacji mediów” i widać teraz, w jakim celu – po jej przeprowadzeniu mechanizmów kontrolnych byłoby jeszcze mniej. Jacek Karnowski z prorządowego tygodnika „Sieci” nie musiał czekać na żadne śledztwo i z góry wykluczył jakiekolwiek związki afery w KNF z partią rządzącą. Może takie związki istnieją, a może nie. Sprawa zapewne jest bardziej skomplikowana, niż wygląda na pierwszy rzut oka. Ale właśnie o to chodzi: jak jest naprawdę, trzeba dopiero ustalić. A tym celu potrzeba niezależnego śledztwa, którego obecny rząd nie gwarantuje.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: klimkin; Źródło: Pixabay.com [CC0]