„Birgit Nilsson: The Great Live Recordings”

By uczcić setne urodziny Birgit Nilsson [1918–2006], wytwórnia Sony wydała zestaw 31 płyt CD, na których znajdziemy spektakle zarejestrowane na żywo w latach 1953–1976 z udziałem tej śpiewaczki. Nilsson, choć relatywnie często bywała zapraszana do studia nagraniowego przez najwybitniejszych dyrygentów operowych, to raczej nie była zbyt wielką miłośniczką śpiewania do mikrofonu – wolała warunki sceny, w których mogła swobodnie kreować wielkie role bez obaw, że coś będzie trzeba powtórzyć, bez konieczności czekania na zielone światło z reżyserki, by przeżywać chwile uniesienia w duecie miłosnym (i w otoczeniu aparatury). Co istotne, prezentowany w tym wydawnictwie repertuar Wagnerowsko-Straussowski, w którym Nilsson występowała najczęściej, należy do najbardziej wymagających. Potrzebni byli do niego najwybitniejsi śpiewacy, dlatego w tamtych latach, gdy nie brak było dobrych głosów dramatycznych, rejestracje wokalne na żywo w zasadzie nie ustępują poziomem nagraniom studyjnym, a już na pewno bywają od nich ciekawsze.

W komplecie tym znajdziemy kilka prawdziwych rarytasów, takich jak nagrania z koncertów w Sztokholmie czy Sydney, wykonania „Zamku Sinobrodego” Bartóka czy „Kobiety bez cienia” Straussa. Nie zabrakło oczywiście innych jej popisowych ról Straussowskich, jak Salome i Elektra, w których interpretacje Nilsson uchodzą za niedościgniony wzór. Z szerokiego włoskiego repertuaru tej śpiewaczki trafiła do zestawu Turandot, która obok dwóch poprzednio wymienionych określana jest często jako voice killer, ponieważ niejedna śpiewaczka trwale nadwyrężyła sobie na nich głos.

Portret Nilsson nie byłby pełen bez pokazania jej ról Wagnerowskich: Elzy i Zyglindy (w których występowała na początku kariery i z którymi jest mniej kojarzona), a przede wszystkim Brunhildy i Izoldy (są aż trzy nagrania „Tristana i Izoldy” – z roku 1957, 1967 i 1973). Podsumowując swoją karierę, Nilsson skwitowała: „Dzięki Izoldzie stałam się sławna, a dzięki Turandot bogata”. Było to możliwe dzięki wspaniałej technice wokalnej, niezawodnemu wysokiemu c , inteligencji i muzykalności. La Nilsson, dosłownie: „ta (jedyna) Nilsson”, jak określa się ją w świecie operowym, to więcej niż sopran dramatyczny – to fenomen wokalny. Specjalizowała się w wielkich trudnych rolach, które kreowała z łatwością i fantazją, zaproponowane przez nią rozwiązania interpretacyjne bywały przełomowe, a jej maestrię szczególnie można docenić właśnie w rejestracjach na żywo.

Francesca Caccini, „La liberazione di Ruggiero dall’isola d’Alcina”.

Paul V an Nevel słynie z poszukiwań historycznomuzycznych i wynajdywania zapomnianych utworów; jest też Belgiem i również dlatego nazwano go „Herkulesem Poirotem muzyki dawnej” [Hercules Poirot of early music]. Skojarzenia detektywistyczne dodatkowo wzmaga fakt, że jego pasja popchnęła go kilka razy do radykalnych posunięć, za które został surowo ukarany przez wymiar sprawiedliwości, po tym jak podprowadził kilka rękopisów muzycznych z biblioteki w Bolonii, za co odsiedział pewien czas w więzieniu. Van Nevel jednak, podobnie jak Poirot, jest najwyższej klasy specjalistą, znanym z tego, że wymaga od muzyków, z którymi pracuje, świetnego przygotowania i poświęcenia w realizowaniu jego wizji. W styczniu 2016 roku zarejestrowano na żywo pod jego batutą „La liberazione di Ruggiero dall’isola d’Alcina” [Wyzwolenie Ruggiera z wyspy Alcyny] Franceski Caccini.

Dzieło to zajmuje w historii opery wyjątkowe miejsce z kilku powodów. Caccini skomponowała 16 utworów tego typu, ale to właśnie „La liberazione” jest jedynym zachowanym w całości, a także jednym z niewielu pochodzących z początku XVII wieku. W tamtych czasach normą było współautorstwo oper, w przypadku „La liberazione” mamy zaś do czynienia nie dość, że tylko z jednym twórcą, to na dodatek jest to pierwsza opera, która wyszła spod pióra kobiety. Po raz pierwszy wykonano ją w roku 1625 podczas wizyty królewicza Władysława Wazy na dworze we Florencji. Medyceusze zadbali o wyjątkowo bogatą oprawę teatralną dzieła, by uhonorować w ten sposób polskiego następcę tronu i jego świtę. Opera ta została zamówiona przez dwie regentki (matkę i babkę), rządzące za młodego Ferdynanda II. W zamierzeniu dzieło to, wystawione w obecności dwóch następców tronu, miało charakter dydaktyczny – pokazywało tryumf rozumu i umiejętność panowania nad emocjami, a także gloryfikowało takie cnoty, jak odwaga, męstwo czy wierność. Zdaniem badaczy sukces tego spektaklu i późniejsza korespondencja Władysława z Francescą Caccini były przyczyną zawitania do Polski opery jako gatunku. Co ciekawe, według dzisiejszych muzykologów przedstawiony w niej świat – zdominowany przez kobiety – jest odbiciem życia na ówczesnym dworze florenckim.

Van Nevel wspaniale czuje dramaturgię tego utworu, z jednej strony zakorzenionego w kontrapunkcie późnego renesansu, a z drugiej będącego już dziełem w zupełnie nowym stylu barokowym. Ekspresyjna kolorystyka brzmienia, detale instrumentacji oraz mnogość rytmów tanecznych i polifonia zdradzają najwyższej klasy rzemiosło kompozytorskie. Caccini, według źródeł będąca także wyśmienitą śpiewaczką, potrafiła nadać przeplatającym się recytatywom i ariom wdzięczny rysunek melodyczny i efektowną oprawę instrumentalną z dbałością o właściwy afekt. Van Nevel zaś znakomicie wie, jak wykorzystać ten potencjał.

„Cecilia Bartoli: Antonio Vivaldi”

Wydana w 1999 roku płyta „The Vivaldi album” wyznaczyła nowe standardy w wykonawstwie opery barokowej i w traktowaniu albumów przez artystów w kategoriach świadomej całościowej kreacji. Cecilia Bartoli wcześniej kojarzona głównie z Rossinim i Mozartem dzięki ariom z oper Vivaldiego stała się ikoniczną wykonawczynią muzyki barokowej. Tym samym zapoczątkowała renesans dzieł scenicznych weneckiego kompozytora. Marilyn Horne zauważyła wtedy: „Vivaldi żyje dzisiaj dzięki Cecilii Bartoli”. Po upływie niemal dwudziestu lat Bartoli zawitała do studia nagraniowego z kolejnym pakietem dziesięciu wyśmienitych arii jego autorstwa.

Bartoli – nie tylko diva scen operowych, lecz także, jak pokazują ostatnie okładki jej płyt, mistrzyni Photoshopa – tym razem pokazuje muzykę Vivaldiego od bardziej lirycznej strony. Nie wychodzi to może aż tak spektakularnie jak 20 lat temu, choć oczywiście nie brakuje tu brawurowych arii takich jak te, na których Bartoli zbudowała kiedyś swoją renomę – jej znakiem firmowym stały się wirtuozowskie tryle. Głos śpiewaczki się zmienił, brzmienie skrajnych rejestrów zdaje się mniej skontrastowane, ale żywiołowy temperament i komunikatywność przekazu pozostały bez zmian.

Perfekcjonizm Bartoli owocuje na tej płycie przemyślanymi interpretacjami; wszystko rodzi się tu z tekstu w sposób oczywisty, a jednocześnie wyrafinowany. Album jest nie tylko symbolicznym powrotem do muzyki Vivaldiego, ale też albumem zdjęć podszytym nostalgią. Jak to przeważnie bywa w przypadku tej śpiewaczki, wydano go z dużą dbałością o stronę wizualną: urozmaicono go szeregiem zdjęć Bartoli z kilku dziesięcioleci. Bartoli i Decca świętują trzydziestolecie współpracy w istnie barokowy sposób.

Georges Bizet, „Les pêcheurs de perles”.

Spośród utworów Bizeta, absolutnie żaden pod względem liczby wykonań nie może równać z „Carmen”, warto jednak pamiętać o uroczej partyturze „Poławiaczy pereł”, z której jedynie dwa fragmenty – romans Nadira (tenor) „Je crois entendre encore” i duet Nadira z Zurgą (baryton) „Au fond du temple saint” – zyskały dużą popularność, a ich nagrania trudno zliczyć. Być może braku większego zainteresowania tą operą należy upatrywać w niezbyt udanym, bardzo konwencjonalnym libretcie. Typowy trójkąt miłosny rozgrywający się w malowniczej, egzotycznej scenerii wybrzeża Cejlonu może nieco nudzić i mimo zaledwie czwórki bohaterów można się pogubić w tej trzyaktowej operze. Wielką zaletą tego utworu jest z wdziękiem i lekkością skomponowana muzyka; obok wymienionych hitów znaleźć tu można kilka udanych scen chóralnych i solowych, subtelną melodykę oraz trochę wyrafinowanych pomysłów instrumentacyjnych. Zdecydowanie jest to materiał dla dyrygenta lubującego się w detalach i uważnie słuchającego śpiewaków. Takim właśnie jest Alexandre Bloch, któremu powierzono kierowanie całym przedsięwzięciem z udziałem Orkiestry Narodowej z Lille.

Podobnie jak partia orkiestry, role solowe w „Poławiaczach pereł” stawiają miejscami niemałe wymagania. Potrzebny jest tu tenor liryczny z łatwością poruszający się w górze skali i z perfekcyjną intonacją, która zwykle jest najtrudniejsza do osiągnięcia. Musimy pogodzić się z faktem, że drugiego Leopolda Simoneau już nie będzie; niektórzy dyrygenci nie ustają wszakże w poszukiwaniach odpowiedniego śpiewaka do roli Nadira. W tym nagraniu z jego partią mierzy się Cyrille Dubois i rezultat jest miejscami naprawdę dobry. Świetnie kontrastuje z nim głosowo Florian Sempey jako jego antagonista; niezłe wrażenie robi też Julia Fuchs w roli Leïli. Trójka głównych bohaterów to przedstawiciele młodej generacji śpiewaków francuskich, którzy w ostatnich latach intensywnie zaczęli rozwijać swoje kariery. Dodatkowym atutem tej realizacji jest dbałość wytwórni Pentatone o jakość płyt pod względem reżyserii dźwięku.

Bohuslav Martinů, „What Men Live By” i „Symfonia nr 1”.

Martinů miał w osobie Jiříego Bělohlávka, niedawno zmarłego wybitnego dyrygenta, wielkiego miłośnika i propagatora swojej twórczości. Jednym z ostatnich projektów, w którym Bělohlávek brał udział, było wykonanie krótkiej opery kameralnej Martinů „Czym żyją ludzie”. Libretto tego arcydziełka napisanego na początku lat 50. XX wieku w czasie, kiedy kompozytor mieszkał w USA, oparte jest na noweli Lwa Tołstoja. Opowiada o samotnym starszym szewcu, który mieszka w piwnicy, skąd przez okna może obserwować jedynie nogi przechodzących chodnikiem ludzi.

Bělohlávek znakomicie rozumie przekaz Tołstoja, świetnie umie oddać atmosferę noweli oraz idiom muzyki Martinů. Lapidarne, wpadające w ucho melodie nawiązujące do czeskiej muzyki ludowej, fantazja instrumentacyjna podporządkowana symbolizmowi, różnorodność faktur i harmonii ujęte w neoklasyczne formy stanowią o wyjątkowości dzieła oraz jego wykonania, ponieważ wydają się specjalnością zarówno kompozytora, jak i dyrygenta. Do tego dochodzi różnorodność stylizacji i gra różnymi konwencjami, których rodowodu można szukać z jednej strony w średniowiecznych misteriach, a z drugiej w surrealizmie.

Pod batutą Bělohlávka wykonujący tę partyturę muzycy Czeskiej Filharmonii brzmią porywająco i bardzo precyzyjnie. Dyrygent prowadzi narrację w bardzo klarowny sposób. Soliści są znakomicie przygotowani i świetnie rozumieją konwencję dzieła Martinů, a całość wieńczą atrakcyjne głosy, zwłaszcza Ivana Kusnjera w roli szewca Martina. Wszyscy cechują się staranną dykcją i mimo iż nie są rodowitymi Anglikami i czasem można usłyszeć u nich obcy akcent, tekst jest zrozumiały.

Płytę uzupełnia napisana przez Martinů dziesięć lat wcześniej „Symfonia nr 1”, która znakomicie współgra z „Czym żyją ludzie” pod względem nastroju, a także gestu muzycznego. Niewątpliwie jest to jedno z najciekawszych wydawnictw płytowych 2018 roku – nie tylko ze względu na staranne wykonanie, ale również dlatego, że to premiera fonograficzna tej interesującej miniatury operowej. Sam Bělohlávek zachęca do zapoznania się z efektami jego pracy nad tą partyturą w krótkim filmie.

 

Płyty wymienione w tekście:

„Birgit Nilsson: The Great Live Recordings” [Sony, 2018].

Franceska Caccini, „La liberazione di Ruggiero dall’isola d’Alcina”. Wykonawcy: Michaela Riener, Achim Schulz, Sabine Lutzenberger, Axelle Bernage, Katelijne Van Laethem, Matthew Vine, Bernd Oliver Fröhlih, Huelgas Ensemble; dyrygent: Paul Van Nevel. [Deutsche Harmonia Mundi / Sony, 2018]

„Cecilia Bartoli: Antonio Vivaldi”. Wykonawcy: Cecilia Bartoli, Ensamble Matheus; dyrygent: Jean-Christophe Spinosi. [Decca, 2018]

Georges Bizet, „Les pêcheurs de perles”. Wykonawcy: Julie Fuchs, Cyrille Dubois, Florian Smpey, Luc Bertin-Hugault, Les Cris de Paris, Orchestre National de Lille; dyrygent: Alexander Bloch. [Pentatone, 2018]

Bohuslav Martinů, „What Men Live By” i „Symfonia nr 1”. Wykonawcy: Ivan Kusnjer, Peter Svoboda, Jan Martiník, Lucie Silkenová, Ester Pavlů, Jaroslav Březina, Josef Špaček, Lukáš Mareček, Orkiestra Filharmoni Czeskiej i Martinů Voices; dyrygent: Jiří Bělohlávek. [Supraphon, 2018]