Szaleństwo na punkcie kotów nie ominęło Chin. Choć tradycyjnie mniej poważane od psów i innych „pożytecznych” zwierząt, w ostatnich latach przebojem opanowały chiński internet i domy młodych przedstawicieli szeroko pojętej klasy średniej. Młodzi Chińczycy, często jeszcze bez partnerów i dzieci, coraz częściej zakochują się w kotach i poświęcają im coraz więcej uwagi i troski. Ponieważ utrzymanie futrzaka kosztuje – jak mam, a najczęściej mam rasowego, to dbam i kupuję najlepszą karmę, najdroższe witaminy i najszykowniejsze drapaki i zabawki, a rachunki od weterynarza to czysta zgroza – niektórzy muszą zadowolić się oglądaniem kotów w internecie. Takie spędzanie czasu dorobiło się nawet swojej nazwy „wąchanie cyfrowego kota” i od mniej więcej roku pojawia się coraz częściej w chińskich mediach. Oswojony i rozpoznany temat w ostatnich tygodniach stał się na nowo przedmiotem dyskusji w związku z pewną pracą magisterską.
Prace dyplomowe, czy w Chinach, czy w Polsce, rzadko są czytane, a jeszcze rzadziej powszechnie dyskutowane. Ten rzadki wyczyn przypadł w udziale pewnej magistrantce z Uniwersytetu Zhejiang w Hangzhou, której praca pod tytułem „Nieistniejące koty – tożsamość i fantazje miłośników wąchania cyfrowych kotów” rozpaliła umysły rzesz kocich fanów. Przyznajmy, sam tytuł zapowiada pochylenie się z lupą nad potrzebami emocjonalnymi całkiem sporej grupy ludzi, nic więc dziwnego, że kociarze zainteresowali się treścią. Cóż, autorka nie pogłaskała ich po główkach…
Wang Chang na sześćdziesięciu trzech stronach swojej pracy (niestety udało mi się przeczytać tylko kilka stron wniosków końcowych opublikowanych w internecie) wiąże rosnącą popularność kotów – żywych i wirtualnych – z różnymi problemami społecznymi trapiącymi młodych Chińczyków. Wychodząc od analizy językowej, pierwszy znak z wyrażenia „wąchanie kota” xi mao pojawia się też w złożeniach „palić papierosy” xi yan, czy „zażywać narkotyki” xi du, autorka stawia tezę, że jest to rodzaj uzależnienia, psychicznego opium, które pomaga w rozładowaniu napięć i frustracji. Wylicza różne czynniki jej zdaniem doprowadzające do chorobliwej miłości do kotów, miedzy innymi samotność młodych ludzi w wielkich miastach, słabe relacje interpersonalne, narastający nihilizm i cynizm młodego pokolenia, które woli wybrać łatwiejszą relację ze zwierzęciem niż z drugim człowiekiem, brak poczucia sprawczości i kontroli nad swoim życiem, a także duchową pustkę. Chang wypuściła się nawet na dość grząskie obszary i powiązała fascynację kotami z brakiem wolności słowa i politycznej partycypacji! Sięgając po różne teorie tłumaczące najnowsze zjawiska społeczne, udowadnia, że kot stał się symbolem reprezentującym tęsknoty i niezrealizowane dążenia, zaczął służyć jako narzędzie pomagające w ucieczce od mało przyjaznego świata i pomagać w eskapizmie od brutalnej rzeczywistości. Trzeba tu dodać, że wirtualne koty czy cokolwiek innego występuje w Chinach o niebo częściej niż na przykład w Polsce, bo Chińczycy obecnie są forpocztą zmian technologicznych i dużą część swojej pracy, aktywności czy zainteresowań przenieśli już w świat cyfrowy.
.
Jak łatwo się domyślić, chińscy kociarze nie poczuli się komfortowo, czytając, że ich więź ze zwierzakiem, którą postrzegali jako czystą i altruistyczną miłość, nie do końca nią jest i być może stoją za nią czynniki, których nie są świadomi. Część właścicieli odebrała tezy autorki jako atak i próbę zdyskredytowania ważnej dla nich sfery życia, część wzruszyła ramionami i z uśmiechem wróciła do głaskania i sprzątania kuwety, część wszczęła larum – patrzcie, czym zajmują się na uniwersytetach, w głowach im się poprzewracało.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą – szeroki oddźwięk, jaki wzbudziła praca magisterska poświęcona kotom, pokazuje, że ogólnoświatowa przecież moda na słodkie kotki, które rządzą w mediach społecznościowych nie tylko w Chinach, to coś więcej niż zachwyt nad tymi pięknymi zwierzętami. Sama, mimo czasowej nieobecności czworonoga w domu, jestem zagorzałą kocią fanką i przyznaję, poczułabym się nieswojo, gdyby ktoś skomentował przywiązanie do mojego byłego czy przyszłego futrzaka jako objaw nihilizmu i cynizmu. Niemniej jednak, fakt jest faktem, dawniej w Chinach kotów nie hodowano tak powszechnie i nie traktowano ich z taką atencją i miłością. Niech więc będą sobie symbolem czegokolwiek, skoro obie strony zyskują na ludzko-kocich relacjach, choć kto wie, może autorka słynnej na pół Chin pracy magisterskiej ma rację, twierdząc, że to zwiastun końca, a „świat nie zakończy się hukiem, tylko długim miauuuuu…”