Jakub Bodziony: W tym roku obchodzimy trzydziestolecie III RP. Będziemy świętować lepiej niż z okazji 11 listopada?
Rafał Woś: Trzeba odróżnić świętowanie od dyskutowania o ważnych rocznicach. Wspólne świętowanie ma na celu budowanie szerokiej społecznej podstawy, na której wszyscy stoimy i co do której się zgadzamy. W tym sensie rocznica 11 listopada była do tego lepszą okazją, niestety, raczej niewykorzystaną. Wolałbym, żebyśmy stali na gruncie 11 listopada i kłócili się o 1989 rok, a nie na odwrót.
Dlaczego?
Po pierwszego dlatego, że od powstania III RP minęło mniej czasu, dlatego ta data w znacznie większy sposób wpływa na naszą bieżącą sytuację polityczną i społeczną niż odzyskanie niepodległości przed stu laty. Jestem zwolennikiem rozdyskutowanego oblicza demokracji, dlatego życzyłbym sobie, żeby z okazji 30. urodzin III RP odbyła się dyskusja, a nie akademia ku czci. Rok 1989 jest różnie interpretowany – są jego kanoniczni, konserwatywno-liberalni wyznawcy, którzy uważają, że PRL była pod wszelkimi względami zła, potem przyszedł przełom i od tego czasu jest tylko lepiej. Ale są też tacy, którzy z różnych pozycji politycznych będą krytykować tę opowieść o wykładniczym wzroście i postępującym dobrobycie. W tej drugiej kategorii mieści się zarówno obecny prawicowy rząd, jak i ja sam, kiedy wskazuje na regres polityki gospodarczej w wielu dziedzinach życia, który dokonał się po 1989 roku. Dlatego w czerwcu życzyłbym sobie takiego intrygującego sporu.
Kto powinien wziąć udział w takiej debacie? Twórcy III RP, należący do „pokolenia podległości”, czy raczej „pokolenie niepodległości”, które urodziło się i wyrosło w nowym państwie?
W demokratycznym, dojrzałym społeczeństwie prawo głosu w publicznej debacie powinni mieć ludzie z różnych środowisk i pokoleń. To właśnie różnice wiekowe potrafią dużo bardziej dzielić niż poglądy polityczne. Wizja przemian ustrojowych w III RP po stronie „ojców założycieli” tego państwa będzie inna od wizji tych, którzy byli podmiotem, tworzywem tych przemian. Dla tych pierwszych jest to kwestia obrony własnego imienia i oceny ich wyborów. Sam byłem zbyt młody, żeby brać udział w tych przemianach, ale miały one wpływ na moje życie w latach 90. Dlatego potrzebny jest i jeden, i drugi głos. Bardzo niedobre jest to, że w wielu miejscach, gdzie powinna toczyć się taka debata, istnieje „pokoleniowy korek” – starsze pokolenia niezbyt chętnie chciały dopuszczać tych młodszych, a jeśli już, to wybierały takich na swój obraz i podobieństwo.
Czy przypadkiem nadal tak nie jest? Jarosław Kuisz w „Końcu pokoleń podległości” pisze, że język i sposób myślenia starszych pokoleń wciąż dominuje w debacie publicznej.
To siłą rzeczy ulega zmianie, bo nowe pokolenie napiera na stare. Tych młodszych, domagających się własnego głosu jest coraz więcej. Czasem uda im się dostać do zastanych instytucji, ale niekiedy są one głuche na zmiany. W takim przypadku powstają nowe agory, na których ta dyskusja się odbywa. Jedną z nich jest na „Kultura Liberalna”. Jak rozumiem, to jest przykład medium, które zrodziło się z niemożności zaistnienia na satysfakcjonujących warunkach w istniejących mediach, dlatego postanowiliście działać sami. Tej fali ojcowie III RP nie powstrzymają.
[promobox_publikacja link=”https://kulturaliberalna.pl/wydawnictwo/” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Jarosław Kuisz
Koniec pokoleń podległości” txt3=”29,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/01/Kuisz_OKŁADKA_front2-439×750-351×600.jpg”]
Na ile jednak te młodsze pokolenia wchodzą do debaty z własnym przekazem, a na ile wpisują się w narrację starszych? 50-letni premier Morawiecki, który na polskiej scenie politycznej wciąż uznawany jest za „młodego”, mówił, że dziś w Polsce walczą trzecie pokolenie UB z trzecim pokoleniem AK.
Akurat ten cytat traktuję jako publicystyczną retorykę obozu rządzącego. Myślę, że tym realnym podziałem w Polsce, z którym ludzie się identyfikują, jest stosunek do tego, co wydarzyło się roku 1989. W tym sensie można by parafrazować Morawieckiego i powiedzieć, że dziś drugie pokolenie ojców transformacji spiera się z kontestatorami tych osiągnięć. Sam jestem zdecydowanym krytykiem polskiej transformacji, głównie ze względów ekonomicznych, dlatego pozostaję w stałym sporze z ojcami i matkami polskich przemian. Większość z nich reaguje na to alergicznie i rozmowa jest niemożliwa. Niezmiennie, raczej szybciej niż później, pojawia się argument, że jestem zbyt młody, żeby się wypowiadać i co ja w ogóle wiem o tamtych czasach.
Czym ta opowieść młodszych pokoleń różni się od poprzedniej?
To jest widoczne na bardzo wielu polach. Dobrym przykładem jest podejście do Unii Europejskiej. Starsze pokolenie traktuje członkostwo w UE czy NATO jako ukoronowanie ich zawodowych i personalnych ambicji. Dlatego głównie trzeba pilnować tego, żeby nas z tej Unii nie wyprosili, bo przecież samo członkostwo to największa nobilitacja. A przecież wejście do Unii jest początkiem drogi, a nie jej końcem. Dlatego powinna się w Polsce odbyć realna dyskusja o naszym sposobie działania w Unii. Tego brakuje. Młodzi będą bardziej skłonni do ostrzejszych opinii w tych kwestiach i nie będą traktować Zachodu z nabożną uległością.
Można sobie wyobrazić dużo lepsze starsze pokolenie, zaciekawione tym, co młodzi mają do powiedzenia. Mnie dużo bardziej ciekawi, jak ludzie z mojego pokolenia i młodsi próbują przemawiać własnym głosem i opisują rzeczywistość swoimi kategoriami, a nie posługują się starszymi suflerami.
Jak to starsze pokolenie powinno zachowywać się wobec młodszych?
Nie paternalistycznie, a partnersko. Spotykają się ludzie z różnych pokoleń i razem tworzą tygodnik czy inne medium. Ale realnie je współtworzą, a nie tak, że jedna generacja podejmuje kluczowe decyzje, a druga tylko ubiera je w treść. Bardzo często starzy reagują zniecierpliwieniem i mówią, żebyśmy sobie założyli własne inicjatywy. Nie tak to powinno wyglądać. To w interesie tych starszych jest bycie otwartym na nowe pokolenie.
Bo?
Bo inaczej ich projekty odejdą wraz z nimi.