Czy Jarosław Kaczyński jest winny?

Dyskusja o znaczeniu śmierci prezydenta Adamowicza ogniskuje się jak na razie wokół dwóch kwestii. Po pierwsze, jest gniew na to, że tak okropne wydarzenie mogło w ogóle mieć miejsce. Zamordowanie polityka to straszny czyn, który powinien się spotkać z bezwarunkowym, uniwersalnym potępieniem. Prezydent miasta reprezentuje wszystkich jego mieszkańców, niezależnie od przekonań – symbolizuje państwo, którego instytucje powinny chronić prawa i wolności każdego. Wydaje się, że potępienie przemocy w polityce jest kwestią na tyle podstawową, że nie powinno być tu żadnych nieporozumień. Nie ma zgody na przemoc.

Po drugie, jest kwestia odpowiedzialności. Dyskusja o tym, czy zbrodnia na Pawle Adamowiczu jest mordem politycznym, pozostaje tak emocjonalna, ponieważ ostatecznie sprowadza się do jednej kwestii: czy odpowiedzialność za nią ponosi Jarosław Kaczyński? Oczywiście, w tej sprawie nie wszyscy mogli się zgodzić.

[promobox_publikacja link=”https://www.motyleksiazkowe.pl/nauki-polityczne/34572-nowy-liberalizm-9788394995041.html” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Tomasz Sawczuk
Nowy liberalizm

Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt3=”27,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/12/nowy_liberalizm_2-1-423×600.jpg”]

Jastrzębie i gołębie

Rodzi się zatem pytanie o to, co z tym gniewem począć: wygasić go czy podsycić? Po stronie liberalnej, w kwestii politycznej odpowiedzialności za zabójstwo prezydenta Adamowicza dochodzi do sporu między dwiema intuicjami.

Z jednej strony, trudno mieć wątpliwości, że hejt na opozycję ze strony rządowych mediów mógłby przyczynić się do podobnej tragedii. Nawet zwolennicy PiS-u nie mogą powiedzieć, że jest to niemożliwe. Gniew odczuwany przez wiele osób po zabójstwie prezydenta Adamowicza, a skierowany w stronę obozu rządzącego, ma zatem dobre podstawy i nie można go tak po prostu zignorować.

Z drugiej strony, w 2010 roku były członek PO zamordował polityka PiS-u. Czy gdyby dzisiaj wydarzyła się podobna zbrodnia, należałoby mówić od razu, że jest to wynik opozycyjnej nagonki na rząd?

Ilustracja: Marta Zawierucha

Mieliśmy więc do czynienia z, odpowiednio, dwiema reakcjami na zaistniałą sytuację. Osoby, które od razu przesądziły o tym, że mieliśmy do czynienia z „mordem politycznym”, wyrażały w praktyce życzenie, by dało się łatwo określić bezpośredni związek między rządami PiS-u a czynami mordercy. Chcą one ponad wszelką wątpliwość dowieść moralnego bankructwa rządzącej prawicy. Tym sposobem PiS stałoby się w ich oczach już nie tylko autorytarną partią, która chce rozmontować demokrację, ale i partią, na której spoczywa odpowiedzialność za morderstwo – a zatem partią całkowicie skompromitowaną, która nie ma prawa rządzić. Tym samym uformowałaby się swego rodzaju opozycja totalna 2.0.

Z kolei osoby, które apelowały w pierwszych dniach o większą powściągliwość w ocenach, sugerowały przede wszystkim, że tego rodzaju odpowiedzialności nie można przypisać w pięć minut po wydarzeniu, bez dodatkowej wiedzy. Nadawanie wydarzeniu sensu na bazie życzeniowo dobranych przesłanek nie różni się specjalnie od budowania kolejnej teorii spiskowej, w której wszystko, niezależnie od dowodów, układa się w logiczną całość. Jeśli interesuje nas prawda, to wydaje się, że postawa taka jest dość naturalna, chociaż spotkała się z wrogą reakcją ze strony opozycyjnych jastrzębi.

PiS nie zdało politycznego egzaminu

Jeśli chodzi o obóz rządzący, zachowanie polityków PiS-u po morderstwie nie było w pełni adekwatne do sytuacji. Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki opublikowali co prawda po tweecie, ale trudno uznać, że zareagowali stosownie do wagi wydarzenia. W normalnych warunkach powinni co najmniej wystąpić w telewizji publicznej z orędziem, w celu bezwarunkowego potępienia przemocy oraz uspokojenia sytuacji. W sytuacji optymalnej, mogliby zrobić znacznie więcej.

Nie ma także usprawiedliwienia dla nieobecności Jarosława Kaczyńskiego, Ryszarda Terleckiego oraz Beaty Mazurek podczas sejmowej minuty ciszy w intencji prezydenta Adamowicza. Zasługuje na dodatkowe potępienie i sugeruje złą wolę fakt, że PiS nie wystosowało w tej sprawie przeprosin, w których zapewniono by o powadze sytuacji.

Jeśli reakcje na ostatnie wydarzenia ograniczyć się mają do głębokiej zadumy, to w pustkę polityczną wejdzie Jacek Kurski ze swoimi nihilistycznymi kolegami. | Tomasz Sawczuk

Tego zaś, co dzieje się w ostatnich dniach w telewizji publicznej, nie sposób wręcz komentować. Materiał o morderstwie prezydenta Adamowicza, który wyemitowały w dniu jego śmierci „Wiadomości”, w którym sugerowano, że wszystkiemu winni są politycy PO, był przejawem moralnej degrengolady zespołu pracującego przy tym programie. A podobnych przypadków było w ostatnich dniach więcej. W tej sprawie nie ma akurat wątpliwości co do odpowiedzialności prezesa TVP Jacka Kurskiego. Nie ma także wątpliwości w kwestii odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego, który stawia pieczęć na nienawistnych komunikatach wypływających od wielu miesięcy z telewizji publicznej.

Nie można także zignorować faktu, że tego rodzaju postępowanie po stronie obozu rządzącego nie zaczęło się wczoraj. PiS przez lata okłamywało obywateli w sprawie katastrofy smoleńskiej. Sam Jarosław Kaczyński wyzywał opozycję od morderców i kanalii. Z czasem PiS coraz bardziej staje się cyniczną partią władzy – i nawet jej wyborcy muszą to w końcu zauważyć. Nie zmieni tego wezwanie do narodowego pojednania, które wystosował z przy okazji obchodów urodzin Wincentego Witosa premier Morawiecki. Do czasu, co najmniej, dymisji Jacka Kurskiego brzmi ono fałszywie i pozostaje treściowo puste.

Trzy wskazówki na przyszłość

W tym kontekście, nawoływania do powściągliwości mogą się oczywiście wydać przejawem donkiszoterii. Można się spodziewać, że jeśli reakcje na ostatnie wydarzenia ograniczyć się mają do głębokiej zadumy, to w powstałą w ten sposób pustkę polityczną wejdzie Jacek Kurski ze swoimi nihilistycznymi kolegami. Nic dziwnego, że wielu opozycyjnych aktywistów obawia się takiego scenariusza.

Jeśli postawy opozycyjnych jastrzębi i gołębi uznać za niewystarczające same w sobie, to może warto się zastanowić, czy istnieje sposób na wypracowanie stanowiska, które korzystałoby z tego, co w obu postawach cenne. Mogą się nam w tym celu przydać trzy proste wskazówki.

Po pierwsze, musimy rozumieć, że w demokracji potrzebny jest pewien społeczny podział pracy. Rolą polityków oraz mediów jest zachowywać się odpowiedzialnie w obliczu wydarzeń generujących wielkie emocje. Gdyby po każdym zabójstwie politycznym albo zamachu terrorystycznym, takim jak atak na redakcję „Charlie Hebdo” z 2015 roku, dochodziło do eskalacji politycznych wojen, to ludzie szybko skoczyliby sobie do gardeł. Rola liderów politycznych jest w tym kontekście szczególna – muszą stabilizować demokrację.

Po drugie, nie musimy dążyć do pojednania. Już w książce „Nowy liberalizm” pisałem, że w demokracji nie chodzi o zakończenie sporu, ale o to, by stał się cywilizowany – i przekonanie to pozostaje aktualne. Mam świadomość, że zwolennicy PiS-u oraz zwolennicy PO często nie uważają tych drugich za cywilizowanych. Ale dla wszystkich powinno być jasne, że jeśli odrzucimy samo dążenie do cywilizowania polityki, zostanie tylko naga siła.

Dla wszystkich powinno być jasne, że jeśli odrzucimy samo dążenie do cywilizowania polityki, zostanie tylko naga siła. | Tomasz Sawczuk

Po trzecie, mamy moralny obowiązek prawdomówności. Mówienie prawdy nie oznacza jednak mówienia tego, co nam się wydaje, nawet jeśli wierzymy w to bardzo mocno. Oznacza to mówienie w taki sposób, jakbyśmy najpierw odpowiedzieli już w wyobraźni na zastrzeżenia zgłoszone przez adresatów naszej wypowiedzi. Prawda nie jest względna, ale nie istnieje poza kontekstem konwersacji. Nie ustalimy jej, jeśli będziemy dogmatycznie obstawać przy swoim.

W imię prawdomówności, jastrzębiom wyjaśniam więc od razu, że nie trzeba odwoływać się w tych kwestiach do żadnych symetrystów, do których się zresztą nie zaliczam. To Václav Havel, postać zapewne bliska wielu osobom po stronie liberalnej, mówił, że demokratom powinna po autorytaryzmie przyświecać zasada: „nie być tacy jak oni”. Gołębiom powiem, że zasady Havla nie trzeba interpretować w trybie zbyt heroicznym. Dążenie do politycznej zgody nie ma dzisiaj wielkiej przyszłości, chociaż dążenie do zmiany reguł gry wydaje się potrzebne.

Zwolennikom partii rządzącej może zaś dać do myślenia, że w obliczu politycznej tragedii władza nie złagodziła tonu, a wręcz zaostrzyła kurs. Wyborcy PiS-u powinni wymusić odpowiedzialną postawę na swoich reprezentantach. Możemy za sobą nie przepadać, ale to nasz wspólny kraj, prawda?