Projekt polityczny Roberta Biedronia nabiera rumieńców i ma szansę stać się stałym elementem sceny politycznej. Niejasna jednak pozostaje przyszłość listy lewicowej, a kalendarz wyborczy nie jest ułożony szczęśliwie. Wybory europejskie, w Polsce powszechnie uznawane za mniej ważne od pozostałych, będą jednocześnie testem przed starciem o władzę w parlamencie. Jakiekolwiek zmiany w składzie ewentualnych koalicji wyborczych pomiędzy europejskim majem i parlamentarną jesienią będą trudne do zakomunikowania. Wyborcze listy opozycji do PE będą zatem układane pod hasłem obrony Polski przed PiS-em.

W takiej sytuacji jesteśmy o krok dalej od traktowania wyborów do Parlamentu Europejskiego w sposób poważny, uwzględniający fakt, że Unia Europejska to nie tylko symbol i element polityki wewnętrznej, ale wspólnota, którą tworzymy i która może rozwijać się różnymi drogami. Istnieje możliwość, że na wspólnej liście Koalicji Obywatelskiej znajdzie się Platforma, Nowoczesna i PSL, a być może również SLD – wówczas głosy z jednej listy będą mogły potencjalnie rozłożyć się na co najmniej trzy frakcje w Parlamencie Europejskim, z których każda prezentuje odmienną wizję rozwoju Europy. Do wyborów parlamentarnych taka lista może wystartować z perspektywą korzyści dla wszystkich, choć realnie największym beneficjentem będzie partia najsilniejsza, której pozycji nie zaszkodzi nawet zdobycie paru mandatów przez partie współtworzące listę.

Wybory majowe będą pierwszym poważnym testem dla struktur Roberta Biedronia. Tutaj pojawia się pierwszy mankament. Wszelkie postulaty nowego ruchu odnoszą się przede wszystkim do Polski. Tematyka UE również się tam pojawia, brakuje natomiast głębszej refleksji nad tym, czym ma być Unia i jakie jest miejsce Polski w jej strukturach. Kampania nowej partii może być bliźniaczo podobna do kampanii Koalicji Obywatelskiej. Do tej pory mocnym akcentem w narracji Roberta Biedronia było krytykowanie dominacji PiS-u i anty-PiS-u, dystansowanie się od obu ugrupowań, punktowanie błędów zarówno Kaczyńskiego, jak i Schetyny. Jak to przełożyć na wybory europejskie? Oczywiście, wojna z Brukselą jest dla Polski szkodliwa, trudno tu jednak o symetrię. W zakresie przekazu negatywnego jest jasne, że za osłabianie Polski odpowiada PiS. W jaki sposób natomiast partia Biedronia ma odróżnić się od Platformy, która w kampanii na pewno będzie skupiać się na wytykaniu błędów swoich konkurentów?

W tym miejscu wybrzmiewa potrzeba głębszej narracji o Europie. Lider ruchu mówił o niej między innymi w rozmowie z „Kulturą Liberalną, nie podając jednak konkretów. Opowieść reprezentowana przez środowiska liberalne: otwarte granice, dostęp do usług, zniesienie opłat za roaming to miłe elementy życia, do których albo się przyzwyczajamy, albo z jakichś powodów ich istnienie jest dla nas obojętne. Jasne jest, że ciekawy skądinąd projekt Janisa Warufakisa – łączący poparcie dla głębokiej integracji z krytyką obecnego modelu zarządzania wspólnotą – może się przebić w Grecji czy Niemczech, ale w Polsce (gdzie do jego ruchu przyłączyła się Partia Razem, walcząca dziś raczej o to, aby po tegorocznych wyborach pozostać na scenie politycznej) będzie ona co najwyżej ciekawostką, o znaczeniu podobnym do eurosceptycznego Libertasu z 2009 roku. Postulaty Warufakisa będą na pewno kontrowersyjne dla części elektoratu Biedronia, nie wiadomo też, czy sam lider ruchu byłby skłonny je podzielać. Publiczne wypowiedzi lidera są oszczędne, odwołują się do tego, co może łączyć jego zróżnicowany elektorat. Wśród doradców Biedronia znalazło się miejsce dla osób związanych ze środowiskami progresywnymi społecznie i socjalnymi gospodarczo. Nie było dotąd badań poglądów osób deklarujących poparcie dla Roberta Biedronia. O ile lider ruchu jest opisywany jako polityk lewicowo-liberalny, na grupie dyskusyjnej powiązanej z jego stroną internetową, do której jak dotąd zapisało się 7 tysięcy osób, charakterystyczne są bardziej wypowiedzi reprezentujące nurt, który przyjął do wiadomości Hayeka i Friedmana jako autorów ożywczych koncepcji, ale niespecjalnie interesuje się nawet streszczeniami Piketty’ego. Nie znaczy to, że ruch, na którego program wpływ ma profesor Maciej Gdula, Michał Syska z Ośrodka Myśli Społecznej im. Lasalle’a czy prezes Fundacji Kaleckiego będzie ruchem głoszącym postulaty neoliberalne. Istnieje natomiast ryzyko, że po stworzeniu programu bliższego niekoniecznie socjaldemokracji, ale nowoczesnemu liberalizmowi socjalnemu, część elektoratu Biedronia odwróci się od tego ruchu, co może zachwiać jego pozycją. Chyba że decydująca okaże się charyzma lidera, co z kolei nie sprzyja opieraniu się w kampanii do PE na merytorycznych hasłach dotyczących wizji Europy, a tym samym spycha nowe ugrupowanie w pułapkę, „jak krytykować PiS razem z PO, ale pokazać, że nasze krytykowanie jest ożywcze dla dyskursu”.

Możliwe jednak jest zbudowanie narracji opartej na tym, że problemem Unii jest z jednej strony nacjonalizm i tendencje autorytarne (co na polskim gruncie można przełożyć na krytykę PiS-u), z drugiej jednak sama Unia ma problemy z demokracją. Z niektórymi krajami można rozmawiać z pozycji siły – przez lata jedynymi działaniami było tutaj gospodarcze pacyfikowanie państw Południa, teraz jest szansa (choć nadal musimy trzymać rękę na pulsie), że działania Komisji Europejskiej ukróciły zakusy PiS-u na przejęcie sądownictwa. Nadal jednak nie podjęto zdecydowanych działań wobec Węgier, gdzie standardy demokracji zostały naruszone już w dużo większym stopniu, a całość odbywa się przy przyzwoleniu Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Fidesz. Jest tutaj przestrzeń do krytykowania postawy frakcji, do której przynależą PO i PSL. Oczywiście, sama diagnoza wymagałaby uzupełnienia o elementy pozytywne – z jakim programem chcemy iść do Europy, z kim chcemy w niej współpracować. Gdyby udało się wypracować tutaj sensowny kompromis, a projekt Biedronia nadal miałby poparcie gwarantujące wprowadzenie swoich przedstawicieli do PE, byłby to największy sukces postawy proeuropejskiej w historii polskich wyborów do tej instytucji.

Jeżeli projekt Biedronia już w maju ma odróżnić się od największych ugrupowań, nie może powielać ich narracji. Wypracowanie własnego sposobu mówienia o Europie, ustalenie i jasne zakomunikowanie, w jakim celu Biedroń chce wprowadzić ludzi do PE i z jakimi ruchami europejskimi jest gotów współpracować, jest konieczne, aby pierwsza kampania tej partii pokazała, że jej nowa jakość nie kończy się na obsłudze mediów społecznościowych i nowej w polskiej polityce formie spotkań otwartych z sympatykami. Jeżeli nowa partia przyłączy się do spektaklu robienia z wyborów do PE jedynie dodatku do krajowej polityki, będzie to niepokojący sygnał.

 

*/ Tekst wyraża poglądy autora.

**/ Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: materiały prasowe Roberta Biedronia.