Powodów takiej sytuacji można upatrywać przede wszystkim w fakcie, że teatr planuje spektakle ze stosunkowo małym wyprzedzeniem. (Może się to zresztą okazać zaletą, bo przecież trudno przewidzieć formę, w jakiej wykonawca będzie za kilka lat). Co naturalne, agentom zawsze zależy na tym, aby ich podopieczni nie tylko śpiewali za dobre stawki, lecz także występowali na premierach, ze względów prestiżowych. W umowach precyzuje się więc nierzadko z góry wynegocjowane terminy spektakli. Skutkuje to przede wszystkim tym, że śpiewaków nie można wymienić na innych, nawet jeśli okażą się nieskuteczni. Dyrygentom ogranicza się – a wręcz w praktyce odbiera – wpływ na kształt obsad, przez co bywają oni zmuszeni pracować z tym, co narzuca impresariat teatru. Impresariat z kolei często działa pod presją reżyserów spektakli, którym nierzadko zupełnie nie zależy na tym, jak się śpiewa, a priorytetem staje się prezencja.
Usłyszenie najnowszej warszawskiej „Toski” z II obsadą było więc szansą, by zamazać niedobre wrażenia muzyczne z występu Swietłany Kasjan (rola tytułowa) i Massima Giordana (Cavaradossi), którzy w dużej mierze zmarnowali premierowy wieczór pod względem muzycznym, a częściowo i aktorskim.
Rozumiemy, że osoby odpowiedzialne za dobór obsad w TW–ON nie oparły się dobremu wrażeniu, jakie może wywrzeć dorobek Massima Giordana, który śpiewał tę rolę w Rzymie, Londynie, Wiedniu, Berlinie i Hamburgu. Na warszawskiej premierze „Toski” wystąpił jednak w złej kondycji, wynikającej w dużej mierze z tego, że śpiewa prawdopodobnie za dużo jak na swoje zmniejszające się możliwości, a do tego wybiera nieodpowiednie role. Z wyżej opisanych powodów nie zastąpiono go Mickaelem Spadaccinim, zakontraktowanym do II obsady. A szkoda. Spadaccini, którego głos z natury wydaje się lepiej pasować do roli wojowniczego malarza, zaprezentował dużo wyższy poziom od Giordana. Nadal nie był to idealny Cavaradossi, ale tenor wykazał się dużą muzykalnością, którą częściowo skompensował niedostatki wokalne, a także inteligencją, która pozwoliła mu wybrnąć z kilku kryzysowych sytuacji. Świadom swoich możliwości, dobrze obliczył siły i starał się odwrócić uwagę od mankamentów pogłębieniem wyrazu dramaturgicznego, w sposób, który mieści się w tradycji wykonawczej „Toski”.
Podobna sytuacja, co w przypadku Massima Giordana, dotyczy również Swietłany Kasjan – ona także niejednokrotnie występowała już jako Tosca w różnych europejskich teatrach (głównie włoskich), choć nie tak prestiżowych jak jej kolega. O ile jednak Spadaccini był tylko trochę lepszy od Giordana, o tyle w przypadku partii tytułowej różnica między wykonawczyniami była ogromna. Miejsce niewydolnej Kasjan zajęła w drugiej obsadzie Ewa Vesin, która okazała się objawieniem tej produkcji.
Ewa Vesin jako Tosca zaprezentowała wszystkie walory swojego głosu. Repertuar werystyczny zdaje się dla niej bardzo odpowiedni. Vesin nie szafowała głosem, choć przy naturalnych warunkach tej śpiewaczki, a zwłaszcza w tej partii, mogła pojawić się pokusa pójścia w ten sposób na interpretacyjne skróty. Śpiewaczka często odpowiednie napięcie uzyskiwała nie za pomocą dużego wolumenu, a dzięki trudniejszej technicznie cichszej dynamice. Na przykład w przebojowej arii „Vissi d’arte” po dość szybko osiągniętym forte dużą część arii zaśpiewała w kontemplacyjnej, skupionej dynamice rozpiętej między mezzopiano a piano, pięknie kształtując frazy.
Eva Vesin jako Toska zaprezentowała całościową kreację i europejski poziom wokalny, jaki na scenie TW–ON niezbyt często można usłyszeć. | Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski
Wiele detali interpretacji roli Toski w wykonaniu Vesin było pomysłowych i wysublimowanych. Świetnie poprowadziła duety ze Scarpią i Cavaradossim, objawiając przy tym spory temperament aktorski. Scarpia został przez nią trochę zdominowany, co w sensie dramaturgicznym także można uznać za logiczne. Vesin zwracała również uwagę dobrą dykcją. Czasem – i z umiarem – pozwalała sobie na to, do czego prowokowała Renata Tebaldi, mówiąc o wykonawstwie oper werystycznych: „czasem trzeba zrobić coś wbrew głosowi”, by wypaść lepiej, bardziej przekonująco, naturalniej. Niefolgowanie zbyt często tej pokusie świadczy o dojrzałości artystycznej i wyobraźni. Eva Vesin jako Toska zaprezentowała całościową kreację i europejski poziom wokalny, jaki na scenie TW–ON niezbyt często można usłyszeć.
Nie jest jednak regułą, że drugie obsady są lepsze w przypadku wszystkich z ról; to byłoby zbyt proste. W przypadku tego spektaklu z tego uogólnienia wyłamuje się rola Scarpii, podczas premiery w satysfakcjonujący sposób zaśpiewana przez Mikołaja Zalasińskiego. W II obsadzie wykonywał ją Krzysztof Szumański, który ze względu na średnie predyspozycje w tym akurat kierunku, chyba niepotrzebnie sięga po cięższy repertuar i większe role. Może najpierw powinien dopracować swoją technikę wokalną, by podejść do nich efektywniej, z większym repertuarem środków wyrazu? Tych ostatnich nieco mu brakuje, sądząc po tym, jak zaprezentował się w roli Scarpii; poza tym baryton trochę ginął w zbyt gęstej orkiestracji i niekoniecznie należy za to winić dyrygenta, który starał się dawać śpiewakom odpowiednią przestrzeń. Niemniej wydaje się, że Szumański to dobry śpiewak, tyle że może (na razie?) lepiej, żeby został przy lżejszym repertuarze Mozartowsko-Rossiniowskim.
O Tadeuszu Kozłowskim, który stanął za pulpitem, pisaliśmy już w poprzedniej recenzji. Zaproponowane przez niego wyważone tempa i dynamika miały nie tylko znaczenie dla śpiewaków (zresztą w II obsadzie zdecydowanie bardziej przewidywalnych metrycznie), ale i dla orkiestry, której w wielu miejscach udało się zagrać równiej, lepiej i spokojniej niż tydzień wcześniej. Kozłowski dbał, by nie przejaskrawić barw w głośnych kulminacjach i starał się o miękkie, stopliwe brzmienia, które znakomicie podkreślały komponent liryczny, nostalgiczny u bohaterów. Mimo pewnych niedokładności (dęte blaszane), zwłaszcza w trzecim akcie udało się orkiestrze zbudować poruszającą atmosferę, do tego stopnia, że można było nie zwrócić uwagi na mankamenty arii „E lucevan le stelle” Cavaradossiego (śpiewak niestety tylko częściowo, ale z korzyścią dla efektu podjął próbę „odrysowania” kształtu fraz zaproponowanych przez orkiestrę). Ta gwiazda znowu nie zaświeciła najjaśniej, ale do wspominanej poprzednio „dzielności promieniowania” Tadeusza Kozłowskiego ze świetnym skutkiem dołączył się blask Ewy Vesin. Już choćby dla nich dwojga warto usłyszeć ten spektakl.
Opera: „Tosca”
libretto: Giuseppe Giacosa, Luigi Illica
muzyka: Giuseppe Puccini
dyrygent: Tadeusz Kozłowski
reżyseria: Barbara Wysocka
soliści: Ewa Vesin, Mickael Spadaccini, Krzysztof Szumański, José Fardilha, Jasin Rammal-Rykała, Adam Kruszewski, Mateusz Zajdel, Michał Piskor, Artur Żołnacz
Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego–Opery Narodowej
Teatr Wielki–Opera Narodowa, 1 marca 2019 roku.
Zdjęcia pochodzą z próby generalnej II obsady. © Krzysztof Bieliński.
Ewa Vesin (Tosca), Mickael Spadaccini (Cavaradossi), Krzysztof Szumański (Scarpia)