Trzy lata temu rozmowa z obecnym szefem PO wyglądała zupełnie inaczej. W ciemnym sejmowym gabinecie, trochę nerwowy, mówił zdawkowo i jakby niepewnie. Na nasze pytanie o to, co złego wydarzyło się w Platformie, odpowiedział, że… „porażki wyborcze”. Na uwagę, że porażki mają swoje przyczyny, odpowiadał, że wszystko ma przyczyny i skutki. Ostatecznie stwierdził, że Platforma musi przejść przez czyściec i trafnie przewidział, że Nowoczesna „nie jest strukturalnie gotowa do przygotowania kompleksowej alternatywy dla PiS-u” – ale nie mówił wiele więcej.
Tym razem Schetyna przywitał nas uśmiechnięty i odprężony, w przestronnym i jasno oświetlonym gabinecie w siedzibie Platformy Obywatelskiej. Na ścianie wisiała oprawiona w ramkę deklaracja o powołaniu Koalicji Europejskiej. Lider Platformy był spokojny i pewny siebie, o swoich planach opowiadał z przekonaniem. I trudno się dziwić. Inaczej niż trzy lata temu, notowania partii są dobre.
[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”31,50 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]
Matematyka i czas
W rozmowie, którą opublikujemy jutro w „Kulturze Liberalnej”, Schetyna jasno definiuje swój polityczny cel: w wyborach do Europarlamentu chce wygrać z PiS-em przynajmniej o jeden mandat. To pokazałoby, że władza partii Jarosława Kaczyńskiego powoli się sypie.
Metoda Schetyny także jest jasno zdefiniowana. Lider Platformy nie chce ścigać się z PiS-em na obietnice i w ogóle nie chce mówić za wiele o programie politycznym. W PO panuje przekonanie, że jeśli partia zgłosi zbyt konkretne postulaty, to PiS ogłosi je potem jako swoje, odbierając opozycji narzędzia działania.
Zamiast więc kusić Polaków mniej lub bardziej atrakcyjnymi propozycjami, Schetyna doszedł do wniosku, że trzeba zbudować największą siłę opozycyjną, a resztę załatwią do spółki matematyka i czas. Matematyka jest ważna, ponieważ duży blok wyborczy będzie premiowany przez ordynację wyborczą. Ale czas jest chyba jeszcze ważniejszy.
Wielu komentatorów narzeka, że Grzegorz Schetyna nie jest liderem wystarczająco charyzmatycznym albo że Platforma nie ma programu. Jednocześnie nie sposób nie dostrzec, że mimo krytyki Schetyna cierpliwie dopinał koalicję z kolejnymi partiami, aby doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie innej alternatywy wobec PiS-u niż największy blok opozycyjny pod jego przewodnictwem. Wtedy, wedle założenia, nikt nie będzie miał wyboru: jeśli nie będzie chciał poprzeć PiS-u lub zmarnować głosu, trzeba będzie poprzeć Koalicję. Schetyna podkreśla przy tym, że zasadnicze znaczenie miał dobry pomysł na konstrukcję tego bloku, złożonego z odpowiednio dobranych, godnych zaufania partnerów. Dlatego sceptycznie patrzy na możliwość bliskiej współpracy z Wiosną Biedronia.
Schetyna jak Tusk
Logika budowania koalicji wokół Platformy razi niektórych bezideowością. PO słynie z tego, że trudno ustalić, za czym się opowiada. W rozmowie pytaliśmy Schetynę o reakcję jego partii na PiS-owski postulat wprowadzenia programu Rodzina 500+. Platforma z początku straszyła przecież, że po jego wprowadzeniu zawali się budżet. Teraz lider PO twierdzi, że Jarosław Kaczyński ukradł jego partii pomysł. Czy to oznacza zmianę poglądów na politykę społeczną i gospodarczą? Czy Schetyna, podobnie jak kiedyś Tusk, został „trochę socjaldemokratą”?
Na tak postawione pytanie lider PO reaguje na dwa sposoby. Po pierwsze, mówi, że jest praktykiem, przez co można rozumieć, że w kwestiach polityki społecznej gotów jest na sporą dozę elastyczności i nie traktuje ich w sposób pryncypialny. Po drugie, zaznacza, że kosztami 500+ straszył nie on, ale Jacek Rostowski. Nie pierwszy raz Schetyna publicznie odcina się od epoki Tuska i Rostowskiego i odgranicza czas własnego szefowania partii od rządów poprzedników.
Schetyna doszedł do wniosku, że trzeba zbudować największą siłę opozycyjną, a resztę załatwią do spółki matematyka i czas. | Tomasz Sawczuk
Paradoks polega na tym, że podobieństwa między Schetyną a Tuskiem wydają się uderzające. Obecny lider PO, podobnie jak jego poprzednik, nie chce mieć „wizji”, a jego retoryka nie odbiega od tego, co kojarzymy z polityką „ciepłej wody w kranie”. Może się wydawać, że Schetyna buduje formację szerszą niż Tusk, ale pamiętamy, że Bartosz Arłukowicz przeszedł z SLD do PO jeszcze za czasów Tuska, a transferów z PiS-u też wtedy nie brakowało. Co więcej, jakimś magicznym sposobem zawsze wychodzi na to, że decyzje należą do Schetyny, a partie takie jak PSL i SLD grzecznie zasilają koalicję z Platformą, niezależnie od tego, na ile im się to opłaca.
Skoro Schetyna i Tusk są do siebie tak podobni, to jeszcze bardziej zastanawiająco wygląda zapowiedź utworzenia przez byłego premiera Ruchu 4 Czerwca. Schetyna mówi w rozmowie z nami, że nie chce rozumieć tej inicjatywy jako konkurencyjnej wobec Koalicji Europejskiej. Można jednak zapytać, do czego jest w takim razie potrzebna? Dlaczego Tusk nie zdecyduje się po prostu na wspieranie Platformy? Bo przecież między Tuskiem a Schetyną nie ma specjalnych różnic ideowych, są tylko ambicje i osobiste zadry. Były i obecny lider PO to pokłócone polityczne bliźniaki.
Morawiecki dołącza do Platformy?
Inna ciekawa historia, o której rozmawiamy ze Schetyną, dotyczy relacji między liderem Platformy a premierem Morawieckim. Obaj byli w latach 80. związani z radykalnym środowiskiem Solidarności Walczącej. Lider Platformy mówi w rozmowie, że do 2014 roku znał Morawieckiego jako Europejczyka i liberała, który z powodów koniunkturalnych odszedł do Kaczyńskiego. Ale jest zdania, że równie dobrze mogliby skończyć w jednej partii.
Źródeł konfliktu między Platformą a PiS-em Schetyna upatruje w kampanii wyborczej z 2005 roku, kiedy to PiS przeciwstawiło sobie Polskę solidarną oraz Polskę liberalną, narzucając polskiej polityce nowe ramy sporu. Potem ten konflikt miał się tylko pogłębiać i chociaż jego źródło było dość przypadkowe, to dzisiaj jest już realny.
Wszystkie te opowieści skłaniają do zadania pytania o naturę naszych podziałów politycznych. Czy po latach naprawdę wciąż jesteśmy politycznie zakładnikami biografii kilku osób? A może zalążki dzisiejszych różnic istniały już wcześniej i ujawniły się dopiero z czasem? Bywa tak, że idee i biografie splatają się w życiu w tak nierozerwalny sposób, że trudno odróżnić jedne od drugich.