Natalia Woszczyk: Czy czterolatki się masturbują?

Agnieszka Stein: Oczywiście! Ba, są zdjęcia USG dziewięciomiesięcznych płodów, które się masturbują jeszcze w łonie matki.

Nie rozumiem. Jak płód może się masturbować?

Dokładnie tak jak po narodzeniu robi to człowiek. Sięga ręką do swoich narządów płciowych i ich dotyka. Powiedziałabym, że ludzie zaczynają się masturbować, odkąd wyrosną im ręce.

Zatem jest to całkowicie naturalne zachowanie dla dzieci? Jak w związku z tym rozumieć zapis WHO dotyczący edukacji seksualnej dzieci w wieku 0–4 lat, który mówi o nauce „czerpania radości z masturbacji”?

Przede wszystkim chodzi o to, żeby dzieci nie straszyć masturbacją i nie mówić, że jest ona czymś niedobrym. Dzieci same ją odkrywają i nie trzeba specjalnie tłumaczyć im o co w tym chodzi. Kluczem powinno być nieprzekazywanie komunikatów, które są dla masturbacji negatywnie obciążające.

Skoro dzieci same odkrywają masturbację, to po co dodatkowo jeszcze lekcje edukacji seksualnej na ten temat?

Powiedziałabym, że głównie dla rodziców. Kłopot polega na tym, że gdy dzieci się masturbują, to rodzice zaczynają się tym bardzo stresować i niepokoić. Próbują je straszyć, krytykować, wprowadzając bardzo dużo niepotrzebnego napięcia. Myślę, że wprowadzenie tego tematu do szkół miałoby służyć temu, żeby rodzice zwyczajnie nie wtrącali się w ten temat.

Edukacja seksualna służy też bezpieczeństwu dziecka. Jeżeli ktoś próbuje zaspokajać swoje fantazje seksualne za pomocą dziecka i je molestuje, to dziecko powinno wiedzieć, że naruszane są jego granice. | Agnieszka Stein

Skoro wystarczy, żeby rodzice „nie wtrącali się” albo przekazali podstawy wiedzy w domu, to po co jeszcze uczyć o tym dzieci w szkole?

Dla mnie idealną sytuacją byłoby, gdyby rodzice zaspokajali głód wiedzy dziecka w tej materii, ale gdy dwoje dzieci bawi się w szkole w pokazywanie sobie pup, to nauczyciel też musi na to zareagować. Dlatego nie można ograniczyć się tylko do sfery domowej. My, jako dorośli, oddzielamy sztucznie sferę seksualności od reszty rzeczywistości. A dzieci jednego dnia pytają się, jak wybuchają wulkany, a drugiego – jak się rodzą dzieci. Dla dziecka to są takie same tematy i nie można opowiadać o wulkanach, a jednocześnie milczeć na temat seksu.

Skąd u rodziców biorą się lęki dotyczące poznawania przez ich dzieci swojej seksualności?

Oczywiście z tego, że z nami – dorosłymi – nikt na tematy związane z naszą seksualnością nie rozmawiał. Dzisiaj bardzo ważnym elementem edukacji seksualnej jest wspieranie rodziców i rozmawianie z nimi. Również o tym, czym jest sama edukacja seksualna. Bo edukacja seksualna dla dzieci nie polega na tym, że siada się w kółku i pyta, jak kto się masturbuje, bo to byłoby naruszeniem ich granic. Mam poczucie, że my traktujemy tę tabelkę WHO, jak gdyby to był program nauczania. A to nie jest program nauczania, lecz matryca wiedzy dzieci! To znaczy: jaka wiedza jest adekwatna do wieku dziecka, nigdzie nie jest napisane, że będzie robiło się lekcje na ten temat!

Ilustracja: Piotr Kiezun

To jak według pani powinna wyglądać modelowa lekcja edukacji seksualnej dla dzieci na poziomie przedszkolnym czy później – szkoły podstawowej?

Na przykład w Holandii na poziomie przedszkola rozmawia się o tym, jak nazywają się różne części ciała i tłumaczy się, że ciała różnią się od siebie, ale wszystkie są OK. Edukacja seksualna zgodna ze standardami WHO ma polegać na tym, że dzieci nie będzie się straszyć masturbacją i mówić im, że od niej włosy wypadają. I tyle! Nam się edukacja kojarzy z przeprowadzeniem zajęć, a te standardy WHO nie składają się z samej matrycy. Matryca jest tylko informacją, która ma pokazywać, jak wygląda rozwój dzieci w danym wieku. Standardy są rozpisane na 36 stronach, a w Polsce dyskusja skupiła się na jednym zdaniu.

O czym zatem powinno się dyskutować, mając na myśli standardy WHO?

WHO kładzie ogromny nacisk na nieformalną edukację, która powinna mieć miejsce w domach. Edukacja formalna w szkołach ma za zadanie jedynie wspierać to, co przekazywane jest dziecku w domu. Bo więzi, uczuć, emocji przez edukację formalną przekazać się nie da i można przekazać je tylko w intymnej relacji, która ma na przykład rodzic i dziecko.

W jaki sposób szkoła miałaby wspierać tę domową edukację nieformalną?

Częścią nauczania zintegrowanego w klasach 1–3 jest nauka o najbliższym otoczeniu dzieci, czyli na przykład o tym, że są różne rodziny. I nie każdy ma mamę i tatę, niektórzy rodzice są po rozwodzie.

A niektóre dzieci mają dwóch ojców lub dwie matki…

Tak, a tego nie ma w bardzo stereotypowych podręcznikach szkolnych, gdzie tata leży na kanapie, a mama zmywa naczynia. To powinna być także rozmowa o podmiotowości drugiego człowieka i o tym, że trzeba umieć odmawiać, bo edukacja seksualna służy też bezpieczeństwu dziecka. Jeżeli ktoś próbuje zaspokajać swoje fantazje seksualne za pomocą dziecka i je molestuje, to dziecko powinno wiedzieć, że naruszane są jego granice.

Jak określiłaby pani cele edukacji seksualnej dla najmłodszych?

Wspieranie dziecka w rozwoju i opiekowanie się dzieckiem w sferze jego seksualności, a także ochrona przed negatywnymi komunikatami. My w Polsce mamy jakąś głupią ideę, że zachowanie seksualne trzeba spychać na jak najpóźniejszy wiek, przez co różne tematy porusza się z dziećmi za późno. A powinno się je poruszać wtedy, kiedy dziecko jest tym zainteresowane i zadaje pytania. A nie kiedy dorosły poczuje się z tą rozmową w pełni komfortowo.

My w Polsce mamy jakąś głupią ideę, że zachowanie seksualne trzeba spychać na jak najpóźniejszy wiek, przez co różne tematy porusza się z dziećmi za późno. A powinno się je poruszać wtedy, kiedy dziecko jest tym zainteresowane i zadaje pytania. A nie kiedy dorosły poczuje się z tą rozmową w pełni komfortowo. | Agnieszka Stein

Nie można powiedzieć, że w pewnym wieku jest za wcześnie na edukację seksualną?

Nigdy nie jest za wcześnie na wysłuchanie tego, co dziecko chce wiedzieć i czym się interesuje.

A interesuje się też swoją seksualnością.

Dokładnie. Jeżeli dziecko przychodzi do nas z pytaniem o seks, to znaczy, że już się czegoś na ten temat dowiedziało. Jeżeli my nie odpowiemy na to pytanie, to ono znajdzie tę odpowiedź gdzie indziej. Dociekliwość dzieci w kwestiach seksualnych wynika wyłącznie z ich ciekawości świata. Seks to wiedza o tym, jak działa świat, podobnie jak to, skąd się bierze kupa.

Natomiast dorośli tę naturalną seksualność fetyszyzują, co doskonale widać w dyskusji po przyjęciu karty LGBT. W kontekście edukacji seksualnej mówi się niemal wyłącznie o „seksualizacji dzieci”.

Seksualizacja to termin, który nie odnosi się wyłącznie do dzieci.

W tej dyskusji rozumiano ją chyba jako wystawienie dziecka na wszelkie możliwe deprawacje seksualne.

Co to bzdurą. Seksualność wiąże się z tym, że ludzie mają płeć. Seksualizacja oznacza robienie z drugiego człowieka obiektu seksualnego i traktowanie go w sposób przedmiotowy. Myślę, że reklamy, które widzimy codziennie na ulicach i które reklamują roznegliżowanymi kobietami płytki podłogowe, są większą seksualizacją niż zajęcia z edukacji seksualnej.

[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/03/19/szulecki-norwegia-polska-edukacja-seksualna/” txt1=”Czytaj również tekst Kacpra Szuleckiego” txt2=”Bajki o żelaznym wilku LGBT: polskie teorie, norweska praktyka”]

Inną falę oburzenia wywołało wśród przeciwników karty LGBT uwzględnienie w lekcjach edukacji seksualnej tematów innych orientacji seksualnych. Prawica uznaje, że to przekaz ideologiczny, a nie edukacyjny.

Jakkolwiek byśmy nie twierdzili, to są dzieci, które wychowują się z rodzicami będącymi w związkach jednopłciowych i temu zwyczajnie nie da się zaprzeczyć. Ideologią nie można nazwać tego, że w życiu dzieje się tak, że ludzie jednej płci są w związku. Ja nie mówię, że to dobrze lub źle. Tak po prostu jest. I myślę, że na lekcji edukacji seksualnej można powiedzieć, że to, w jakim związku dana osoba jest, powinno stanowić decyzję tej właśnie osoby.

Pojawiały się także głosy, że rodzice obawiają się „mody na bycie gejem”.

Z tego, co wiem, to osoby nieheteronormatywne są wielokrotnie bardziej narażone na dyskryminację, na poniżanie i życie w tajemnicy. Żeby stało się to „modne”, osoby nieheteronormatywne powinny mieć w życiu lepiej niż hetero. A nie mają, bo albo ze strachu często nie ujawniają się ze swoją orientacją seksualną, albo muszą liczyć się z wyzwiskami i szykanami ze strony chociażby swoich rówieśników. Jeżeli dziecko jest homoseksualne to dlatego, że takie się urodziło, a nie dowiedziało się tego na lekcji edukacji seksualnej.

Seksualizacja oznacza robienie z drugiego człowieka obiektu seksualnego i traktowanie go w sposób przedmiotowy. Myślę, że reklamy, które widzimy codziennie na ulicach i które reklamują roznegliżowanymi kobietami płytki podłogowe, są większą seksualizacją niż zajęcia z edukacji seksualnej. | Agnieszka Stein

Jak jednak zachęcić rodzica o poglądach kształtowanych przez Kościół, który o karcie LGBT wypowiedział się jako o szerzeniu deprawacji seksualnych, do posłania swojego dziecka na takie zajęcia?

Dzieci i tak wiedzą, że istnieje nieheteronormatywny świat. Na lekcjach edukacji seksualnej można je nauczyć, żeby takich osób nigdy nie krzywdzić ani nie dyskryminować. Ja bym starała się z takim rodzicem porozmawiać o jego obawach, ale nikogo też nie można do edukacji seksualnej zmuszać. Chodzi o to, żeby była oferta takiej edukacji, a nie przymus. Ale na lekcjach języka polskiego nauczyciel też nie może śmiać się z osób homoseksualnych czy pozwalać na takie żarty uczniom.

Kwestia edukacji seksualnej może być problemem międzypokoleniowym. Osoby w moim wieku, a tym bardziej nasi rodzice – byliśmy pozbawieni rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach. Czy to nie jest jedna z przyczyn sprzeciwu? Skoro my poradziliśmy sobie bez wsparcia placówek oświatowych, to poradzą sobie z tym także nasze dzieci.

Różnie sobie poradziliśmy, a najlepszym na to dowodem jest to, jak dużo jest przemocy, molestowania. Jeżeli czytam dyskusję w internecie o tym, że muzycy uprawiali seks z 14-latkami i im wydawało się to normalne, to stwierdzam, że jednak mamy spore braki w edukacji seksualnej.

A mimo to nie chcemy się douczyć.

Seksualność jest taka sferą, w której łatwo jest sterować strachem. Można zwyczajnie ludzi nastraszyć jakimś tabu, czy mityczną „seksualizacją”. Jak ktoś próbuje kontrolować społeczeństwo, to zajmuje się seksualnością. Tym, kto z kim śpi i co robi w łóżku.

Seks jest narzędziem władzy?

Bardzo skutecznym.