Właśnie upubliczniono dane statystyczne dotyczące zeszłorocznej liczby urodzin w Chinach. Dla władz były pewnie przykrym zaskoczeniem, ale dla zwykłych obywateli zapewne tylko smutnym potwierdzeniem tego, co doskonale wiedzą – w Chinach obecnie mało kogo stać na drugie dziecko, więc nie sprowadza się ich na świat. Niesławna polityka kontroli urodzin w swojej najdrastyczniejszej formie oficjalnie przestała obowiązywać w 2016 roku. Rząd łaskawie pozwolił każdej parze na urodzenie drugiego dziecka – koniec z pisaniem podań, płaceniem kar, desperackim szukaniem wśród przodków przedstawiciela mniejszości narodowych (one nie podlegały takim ograniczeniom, jak najliczniejsza narodowość Han). W chińskich mediach publikowano optymistyczne prognozy, jak to zniesienie zakazu zwiększy liczbę urodzin i jak pomoże rozwiązać narastające problemy demograficzne, o czym pisałam już rok temu.

Wbrew oczekiwaniom władz, Chińczycy nie skorzystali z pozwolenia i nie przyjęli modelu rodziny 2+2. Drugich dzieci rodzi się o wiele, wiele mniej, niż zakładali rządzący, co więcej – drastycznie spadła również liczba urodzin pierworodnych. | Katarzyna Sarek

Spodziewano się, że w pierwszym roku liczba urodzin znacznie skoczy – dla wielu par w średnim wieku był to ostatni moment i rzeczywiście – w 2016 roku urodziło się aż o 1,3 miliona dzieci więcej niż rok wcześniej. Skok w słupkach okazał się jednak jednorazowy. Już dane za 2017 rok nie mogły cieszyć decydentów – liczba urodzin wyniosła 17,58 miliona i choć wśród nich aż 51 procent noworodków miało już rodzeństwo, to w porównaniu z poprzednim rokiem w całych Chinach pojawiło się o 640 tysięcy mniej dzieci. To jednak nic w porównaniu z ogłoszonymi 3 marca danymi za rok 2018. Otóż w Chinach w ubiegłym roku przyszło na świat zaledwie 15,23 miliona dzieci, co stanowi najniższy wynik od 1949 roku, porównywalny do liczb z początków XX wieku. Rządowi demografowie mocno przeszacowali swe prognozy, oczekiwali bowiem od 20 do 22 milionów urodzin. Wbrew oczekiwaniom władz, Chińczycy nie skorzystali z pozwolenia i nie przyjęli modelu rodziny 2+2. Drugich dzieci rodzi się o wiele, wiele mniej, niż zakładali rządzący, co więcej – drastycznie spadła również liczba urodzin pierworodnych.

Przyczyn jest wiele i nie są one specjalnie zaskakujące – najważniejszą są bardzo wysokie koszty wychowania dziecka, obecnie porównywalne do tych ponoszonych przez rodziców na Zachodzie, podczas gdy pensje są wciąż zdecydowanie nieporównywalne. Można się zastanawiać, czy dwujęzyczne przedszkole, lekcje pianina, malarstwa i korepetycje do nocy są faktycznie tym, czego potrzebuje dziecko, jednak chińscy rodzice do projektu „potomek” podchodzą bardzo poważnie i na edukację potrafią wydać każde pieniądze. Poza pieniędzmi dochodzą też takie drobiazgi jak koszmarnie drogie mieszkania, niska dostępność żłobków i przedszkoli, dyskryminowanie kobiet w na rynku pracy, krótkie urlopy macierzyńskie czy brak jakiejkolwiek polityki społecznej nakierowanej na pomoc rodzicom.

Władze prawdopodobnie to wszystko doskonale wiedzą, jednak do walki o lepszą demografię przystępują uzbrojone w nieco inne narzędzia niż dłuższe urlopy czy poprawienie dostępu do opieki przedszkolnej. Być może dlatego, że to dużo kosztuje, a efekty pojawiają się dopiero po latach. Zaczęto więc od prób wpływania na mentalność i zmianę postaw życiowych. Chiny za rządów Xi Jinpinga coraz chętniej zerkają w przeszłość i wracają do tradycji – na przykład w kwestii rodziny i społecznej roli kobiety. Widać to całkiem wyraźnie na przykładzie aborcji. Dawniej powszechna, tania i wręcz stosowana jako metoda antykoncepcyjna, dziś ma w Chinach coraz gorszą prasę. Jeszcze kilka lat temu powszechne były reklamy szpitali – „przyjdź do nas, bezbolesna aborcja w przerwie na lunch!”, teraz coraz częściej promuje się „bezbolesne porody”, a usunięcie ciąży staje się coraz bardziej skomplikowane, na przykład wymagana zgoda małżonka, konsultacje lekarskie, czas na zastanowienie się. Dawniej zachęcano ludzi do późnych małżeństw i późnego rodzenia dzieci, obecnie przypomina się, że dla kobiet im wcześniej, tym lepiej i postuluje obniżenie granicy wieku zawierania małżeństw. Podbudowa ideologiczna polityki demograficznej widoczna jest również w kwestii dostępności do in vitro. W ateistycznych przecież Chinach metoda jest dostępna tylko dla par małżeńskich – singielki nie mogą z niej legalnie skorzystać. W ChRL praktycznie nie istnieje zjawisko nieślubnych dzieci i najwidoczniej władze chcą, aby tak pozostało.

Chiny za rządów Xi Jinpinga coraz chętniej zerkają w przeszłość i wracają do tradycji – na przykład w kwestii rodziny i społecznej roli kobiety. Widać to całkiem wyraźnie na przykładzie aborcji. Dawniej powszechna, tania i wręcz stosowana jako metoda antykoncepcyjna, dziś ma w Chinach coraz gorszą prasę. | Katarzyna Sarek

Jak widać, w kwestii chyba dla Chińczyków najważniejszej, bo dla większości z nich wciąż jest to potomstwo i zapewnienie mu przyszłości, kierują się oni swoim rozumem i daleko im do karnego podążania za wytycznymi władz. Kiedy utrzymanie i wykształcenie jedynaka już kosztuje fortunę i pochłania masę czasu, odpowiedzialni ludzie nie decydują się na kolejnych potomków. Pomijając nawet zmiany w mentalności, wzrastający indywidualizm czy niezależność kobiet – bez zmian w polityce społecznej i większego wsparcia w wychowaniu i edukacji, mieszkańcy Chin nie będą się decydować na drugie dziecko, a z biegiem czasu – przestaną nawet na pierwsze.

 

* Fotografia wykorzystana jako ikona wpisu: pxhere.com [CC0]