Kiedy na sali panuje już mrok, tuż przed pierwszymi ujęciami „Girl”, z ekranu kilka słów do widzów kieruje sam reżyser. Lukas Dhont mówi, że główna postać jego filmu, do stworzenia której inspiracją była historia trans dziewczyny opisywana w jednej z gazet, jest wzorem do naśladowania dla innych. 15-letnia dziewczyna, przygotowująca się do operacji korekty płci, jest traktowana przez Dhonta z nieskrywanym podziwem. Kieruje nią ogromne pragnienie, częste w przypadku początkujących tancerek i tancerzy, żeby poradzić sobie mimo zaległości w szkole baletowej. Na równi bohaterka stawia sobie drugi cel – przejście szybko przez tranzycję, żeby ostatecznie zamknąć bolesny okres związany ze swoim ciałem. Iluzoryczne – jak się z czasem okazuje – wsparcie przynosi jej kochająca rodzina, wyrozumiali lekarze i dobrzy nauczyciele. „Wszystko jest dobrze” – mówi ojciec, ściskając jej dłoń podczas rozmowy w kuchni. Każdy, kto pamięta okres dojrzewania, wie jednak doskonale, że jest to zdanie wypowiedziane z pozycji około 40-letniego człowieka, którego dojrzałość pozostanie nieprzekonująca dla osoby w wieku 15 lat, uczącej się wielu rzeczy dopiero na własnych błędach.

Prawdziwymi problemami Lary nie są wyłącznie pierwsze zauroczenie, złośliwe koleżanki ani wybranie szkoły, w której presja jest silna. Dziewczyna nieustannie czuje się „nie na miejscu” w świecie, gdzie wszystko odruchowo dzieli się na „męskie” albo „kobiece”. Dhont sugeruje więc, że nie możemy łatwo ocenić Lary, bo konieczności podejmowania na każdym kroku tak ważnych decyzji większość z nas nie doświadczyła. Jedyne, co nam pozostaje, to obserwować ukazaną wnikliwie na ekranie codzienność dziewczyny. Być może jest to właściwy wybór, ułatwiający nam empatyczne odbieranie skomplikowanej natury tej postaci, zamiast postrzeganie jej wyłącznie przez pryzmat transpłciowości? Od pierwszych minut filmu wyczuwalne jest jednak w postaci Lary napięcie, które dobrze znamy z filmów Michaela Hanekego, w szczególności z „Siódmego kontynentu” [1989]. Cierpliwość człowieka skazanego na życie pod ciągłą presją kiedyś dobiega końca i zamienia się w chęć radykalnych działań zmierzających do zmiany własnego losu. Dhont nie kończy przedstawianej przez siebie historii tak drastycznie i negatywnie jak Haneke, ale postaci kreowane przez obu reżyserów wyrażają swoimi pozornie kamiennymi twarzami podobną mieszaninę emocji, która budzi u widzów nieokreślone przeczucie nadchodzącego wybuchu.

Materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty

Presja dojrzałości

Na pytanie: „czy wszystko jest w porządku?”, Lara zazwyczaj odruchowo odpowiada: „tak”. Powściągliwość i chronienie się za murem swojego dobrego wychowania powodują, że ludziom trudno odgadnąć myśli dziewczyny. Zupełnie inaczej niż w „Something Must Break” [2014] Ester Martina Bergsmark, opowiadającym o zbuntowanej, trans dziewczynie o anarchistycznych poglądach, bohaterka „Girl” jest skoncentrowana na realizacji swojego planu zostania baletnicą, co wymaga od niej żelaznej dyscypliny. Wykańczające ćwiczenia okazują się trudne do pogodzenia z terapią hormonalną i niedobrym dla zdrowia zwyczajem zaklejania genitaliów, który powoduje, że Lara nie może pić regularnie wody podczas treningów, żeby nie oddawać zbyt często moczu. Tak drobiazgowe obserwowanie jej życia, jak regularne sceny ukazujące wizyty w toalecie albo kontrolowanie przez bohaterkę kształtowania się piersi, pozwalają zrozumieć jej niecierpliwość. Lara nie chce dłużej czekać, aż uda się jej dokończyć tranzycję – podczas gdy jej ojciec martwi się po zobaczeniu zdjęć obrazujących operację korekty płci, ona uważa je za piękne. Z jednej strony widać w niej młodzieńczy bunt, skłaniający do kierowania się nie tyle rozsądkiem, co emocjami, zaś z drugiej – presję przedwczesnej dojrzałości. Dziewczyna musi zajmować się bratem, którego wychowuje wspólnie z ojcem i nadrabia zaległości w treningach, spowodowane zmianą szkoły i miejsca zamieszkania. Lara tłamsi w sobie emocje, co perfekcyjnie pokazał Victor Polster, który wcielił się w bohaterkę.

Materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty

Aktor sam kształcił się w szkole baletowej, dlatego potrafi oddać panującą tam atmosferę rywalizacji i konieczność ciężkiej pracy. Dodatkowo, doskonale przekazuje emocje pozawerbalnie – czasem stające w oczach Lary łzy i ukradkowe gesty mówią więcej, niż sama chciałaby powiedzieć. Dlatego trudno przewidzieć, czy w finale filmu czeka nas radykalna przemiana dziewczyny, czy może pozostanie posłuszną, zamkniętą w sobie uczennicą i córką. Ukrywanie swoich potrzeb i prawdziwych uczuć jest zresztą cechą, której musi nauczyć się wiele osób LGBTQ. W dokumencie dotyczącym coraz wyraźniejszego problemu uzależnienia gejów od „chemseksu” [„Chemsex”, reż. Max Gogarty, William Fairman, 2015], czyli zażywania substancji psychoaktywnych w celu uprawiania seksu, jeden z bohaterów mówi, że stał się „pustą w środku skorupą”. Po latach ukrywania swojej orientacji, najpierw w rodzinie, potem w szkole i w pracy, stracił jakiekolwiek poczucie, że mógłby cieszyć się życiem. Jedynie w momentach zupełnego oderwania od rzeczywistości, czyli po zażyciu narkotyków i w czasie trwających kilka dni orgii, jest w stanie poczuć jakiekolwiek emocje. Sytuacja bohatera dokumentu jest oczywiście diametralnie różna od Lary, jednak sama metafora trafnie obrazuje problem kształtowania się osób nieheteronormatywnych. Nietrudno zrozumieć, dlaczego w Polsce blisko 70 procent nastolatków LGBTQ ma myśli samobójcze, jeśli muszą nieustannie obawiać się, że w każdej chwili ktoś inny może wykorzystać swoją przewagę do ich poniżenia. W „Girl” dzieje się tak w niewinnej z pozoru scenie, kiedy koleżanki z klasy przebierają się w sukienki, po czym zmuszają Larę do poniżającego ściągnięcia majtek. Komfortowa sytuacja budowania więzi z innymi w ułamku sekundy zamienia się w pułapkę, piętnującą drugą osobę.

W bohaterce Dhonta z jednej strony widać młodzieńczy bunt, skłaniający do kierowania się nie tyle rozsądkiem, co emocjami, zaś z drugiej – presję przedwczesnej dojrzałości. | Mateusz Góra

Trans historie

„Ciesz się tym, co tu i teraz”, „jesteś piękną dziewczyną, nie staraj się już być kobietą” – to zdania, które kierują do Lary jej psycholog i ojciec. Obaj chcą jej pomóc w odnalezieniu się w teraźniejszości, podczas gdy dziewczyna myśli o przyszłości. Koncentruje się na okresie, kiedy zacznie jej dobrze iść w szkole i zakończy tranzycję. W przeciwieństwie jednak do trans historii, które do tej pory proponowały nam kino i telewizja, Dhont ucieka od esencjalistycznego ukazania swojej bohaterki. Nie sprowadza jej jedynie do figury postaci transpłciowej, w której mają odbijać się wszystkie problemy tej grupy – głównie skoncentrowane na kontakcie ze społeczeństwem. Nie zobaczymy w „Girl” scen przebieranek i odkrywania swojej tożsamości wyłącznie przez wizualną reprezentację, jak na przykład w powierzchownej „Dziewczynie z portretu” [reż. Tom Hooper, 2015]. Życie osób transpłciowych nie sprowadza się do kilku oklepanych klisz związanych z wizualną zmianą i koniecznością przejścia operacji korekty płci, której zresztą wiele osób niebinarnych nie chce i nie potrzebuje przechodzić. Dbałość Dhonta o to, żeby pokazać swoją bohaterkę jako wielowymiarową, skomplikowaną i niezwykle zdeterminowaną osobę pozwala mu opowiedzieć w uniwersalny i głęboki sposób o dorastaniu oraz rozterkach związanych z tym okresem. Biorąc pod uwagę sprzyjający mimo wszystko kontekst społeczny pokazany w „Girl”, trudno wyobrazić sobie inny pozytywny wariant reakcji otoczenia, który nie prowadziłby do dramatycznej decyzji bohaterki. Być może jej działanie w zakończeniu jest częściowo formą młodzieńczego buntu przeciwko konieczności czekania, podczas gdy ojciec i psycholodzy robią najwyraźniej co mogą, żeby okazać jej wsparcie.

Lara czuje się w pełni dziewczyną, nawet jeśli inni, jak koleżanka pytająca ironicznie, czy ma do niej mówić w formie męskiej czy żeńskiej, starają się to poddać w wątpliwość. W tym aspekcie przypomina Mariannę z polskiego dokumentu „Mów mi Marianna” [reż. Karolina Bielawska, 2015]. Marzeniem obu bohaterek jest sytuacja, w której nikt nie będzie w stanie im zagrozić, podważając ich kobiecość. Marianna mówi wprost: „Marzę o tym, żebym mogła iść ulicą i żeby nikt się nie zorientował”. Ta chęć przynależności to być może jednak pierwsza i ostatnia wspólna cecha Lary i Marianny. Dzieli je doświadczenie życia w dwóch zupełnie innych krajach. Postać, której życiu przygląda się Bielawska, straciła dom i rodzinę, była zmuszona mieszkać przez pewien czas w samochodzie, żeby w końcu, po wielu latach w końcu móc poczuć się sobą. Sytuacja belgijskiej dziewczyny jest o wiele lepsza – ma duże wsparcie środowiska, a kraj, w którym żyje, dba o to, żeby mogła przejść tranzycję w cywilizowany sposób, na przykład bez konieczności pozywania własnych rodziców. Chociaż Larę spotykają kąśliwe uwagi ze strony rówieśników, są one bardziej naturalnym dla okresu dojrzewania przeciąganiem liny i walką o bycie zauważonym niż wyrazem homofobii. Marianna za to dzieli się z reżyserką historią życia w społeczeństwie, gdzie na każdym kroku spotykały ją upokorzenia i odrzucenie.

Materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty

Dhont zdecydował się niemal zupełnie pominąć kontekst społeczny – Lary nie widzimy praktycznie w żadnej innej przestrzeni niż dom, szkoła lub gabinet lekarski. Być może wynika to z życia w społeczeństwie, w którym dyskryminujące zachowania publicznie są wystarczająco silnie napiętnowane. Trudno nie zadać sobie pytania, szczególnie w momencie, kiedy polscy politycy w cynicznej grze budują atmosferę nagonki na osoby LGBTQ, jak do tego doszło, że nasze społeczeństwo pozwala na tak ogromną symboliczną (i niestety nie tylko) przemoc wobec mniejszości? Oglądając „Girl” widzimy cierpienie bohaterki, ale równocześnie możemy przeżyć kulturowy szok. Lara miała szczęście urodzić się w kraju zupełnie różnym niż Polska, w którym rzeczywista równość jest zapewniona rozwiązaniami prawnymi. Co musiałaby przeżywać Lara, gdyby żyła w Polsce, najlepiej wskazuje wspomniany wcześniej raport KPH o sytuacji osób LGBTQ: szykany, odrzucenie, często bezdomność i konieczność zerwania kontaktu z rodziną, męczący i upokarzający proces tranzycji.

Paradoksalnie jednak siłą filmu Dhonta jest właśnie intymna atmosfera – nie ma tu politycznych ani społecznych manifestów, a jedynie realistyczna, przejmująca historia konkretnego człowieka. Nie da się po seansie mówić o niejasno określonym „lobby LGBT”, jak mają to w zwyczaju politycy. Osoby LGBTQ to ludzie o różnych historiach, postawach i przeżyciach i nie mogą być traktowani jako bezkształtny, zagrażający ładowi społecznemu monolit, wydaje się podkreślać reżyser.

Paradoksalnie siłą filmu Dhonta jest intymna atmosfera – nie ma tu politycznych ani społecznych manifestów, a jedynie realistyczna, przejmująca historia konkretnego człowieka. | Mateusz Góra

Sprawa zakończenia

Debiut Dhonta spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem na festiwalach, był jednym z najbardziej dyskutowanych filmów Festiwalu w Cannes, gdzie zdobył cztery nagrody, walczył też o Złotego Globa oraz otrzymał nagrodę Europejskie Odkrycie Roku podczas rozdania Europejskich Nagród Filmowych. To ciekawe, bo Dhont oparł historię na spokojnej, wyważonej obserwacji głównej bohaterki, co może zaskakiwać w przypadku debiutującego reżysera. Nie zależało mu na zaprezentowaniu swoich zdolności i utorowaniu drogi do kariery. Kierował się w największej mierze podziwem dla dziewczyny, o której przeczytał w gazecie.

Materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty

Kontrowersje budzi jedynie zakończenie „Girl”, podlegające różnym interpretacjom. Można zastanawiać się, czy radykalna decyzja podjęta przez Larę w zakończeniu była etyczna wobec samej siebie i swoich najbliższych, ale równocześnie po poznaniu jej historii trudno ją jednoznacznie odrzucić. Nie zawsze decydujemy się na najlepsze dla nas rozwiązania, ale czasem po prostu czujemy wewnętrzną konieczność podjęcia działania, które pozwoli nam poczuć wolność – jak sugeruje reżyser, który kończy swój film widokiem idącej pewnym krokiem, uśmiechniętej Lary.

 

Film:

„Girl”, reż. Lukas Dhont, Belgia 2018.