Oczywiście, liczba uczniów szkół niepublicznych to wciąż jedynie ułamek wszystkich – w znajdującym się na szczycie zestawienia województwie mazowieckim we wrześniu 2017 roku do prywatnych szkół podstawowych chodziło jedynie 6 procent uczniów (w zamykającym zestawienie województwie podkarpackim jest to 2 procent uczniów). Tendencja wzrostowa jest jednak wyraźnie widoczna. Rok do roku, w latach 2016–2017 liczba uczniów w prywatnych szkołach podstawowych zwiększyła się o 48 procent, z 96 do 142 tysięcy uczniów.
Podobne zjawiska widać także na innych etapach edukacji. Jak czytamy w raporcie promującej prywatną edukację organizacji OurKids przygotowanym między innymi w oparciu o dane Ministerstwa Edukacji Narodowej, „w 2006 r. w Polsce działało 1,3 tys. niepublicznych i 15,9 tys. publicznych przedszkoli. Ale już w 2014 roku ponad czterokrotnie zwiększyła się liczba placówek niepublicznych, podczas gdy liczba placówek publicznych pozostała bez zmian”. Wyraźnie większe zainteresowanie widać także nauką w prywatnych liceach, głównie z powodu tak zwanej „kumulacji roczników”.
A chaos związany z obecnym strajkiem nauczycieli – zarówno w szkołach, jak w i wielu przedszkolach – dodatkowo pomoże placówkom prywatnym, które w proteście nie biorą udziału. Nie dlatego oczywiście, że wszystkie traktują swoich pracowników bez zarzutu, niekiedy wynika to po prostu z braku związków zawodowych. To jednak dla rodzica ma znaczenie drugorzędne – ważniejsze jest to, czy dziecko może normalnie chodzić na lekcje, czy musi zostać w domu.
Taki stan rzeczy z pewnością nie poprawi wizerunku szkół publicznych, które już kilka lat temu przegrywały rywalizację na tym polu ze szkołami prywatnymi. Już sześć lat temu w badaniach dla Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego (zrealizowanych przez CBOS) stwierdzono, że „więcej Polaków (48 proc.) wyżej ocenia szkoły niepubliczne, niż publiczne (36,5 proc.)”. Trudno przypuszczać, by dziś sytuacja wyglądała inaczej.
W 2013 roku szkoły publiczne wypadły lepiej jedynie na dwóch spośród sześciu badanych wymiarów. Ankietowani oceniali, że w placówkach państwowych „dzieci przebywają w bardziej zróżnicowanym towarzystwie” (69,5 procent wskazań wobec 12,3 procent na szkoły niepubliczne) oraz że „młodzież poznaje bardziej wartościowych rówieśników” (43,7 procent wskazań wobec 19,4 procent).
Z kolei szkoły prywatne zostały przez badanych ocenione wyraźnie lepiej na dwóch innych wymiarach. Największa grupa (49,5 procent wobec 16,9 procent) uznała, że w placówkach prywatnych „lepiej traktuje się uczniów” oraz że jest w nich możliwy „lepszy rozwój zdolności i zainteresowań młodzieży” (41,7 procent wskazań na placówki prywatne wobec 27,1 procent na publiczne).
Dwa ostatnie pytania dotyczyły wyższego poziomu nauczania oraz wyższego poziomu bezpieczeństwa. W obu przypadkach szkoły publiczne wskazało o 6,1 procent więcej badanych. Co ciekawe, przy każdym pytaniu liczna była grupa osób niezdecydowanych – ponad 30 procent respondentów. Zaryzykuję stwierdzenie, że w przyszłości, przy kolejnych tego rodzaju badaniach, osób bez wyraźnej opinii będzie zdecydowanie mniej.
Już sześć lat temu w badaniach dla Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego (zrealizowanych przez CBOS) stwierdzono, że „więcej Polaków (48 proc.) wyżej ocenia szkoły niepubliczne, niż publiczne (36,5 proc.)”. Trudno przypuszczać, by dziś sytuacja wyglądała inaczej. | Łukasz Pawłowski
A to nie koniec problemów. Innym są niskie płace nauczycieli, których obecny strajk jest oczywiście najbardziej widoczną, ale nie jedyną konsekwencją. Kolejnym są rosnące niedobory kadrowe wynikające, między innymi, ze zmiany zawodu przez nauczycieli lub ich odpływu do szkół prywatnych.
I tak, warszawski ratusz informował w październiku 2018 roku, że w stolicy, gdzie w szkołach publicznych pracuje około 30 tysięcy nauczycieli, już wówczas było 1,6 tysięcy wakatów. Najwięcej, bo ponad tysiąc, w szkołach podstawowych. „Ludzie z różnych powodów nie chcą przychodzić pracować do szkoły. Z jednej strony to kwestia zarobków, z drugiej – to kwestia chaosu, kwestie programowe. Niektórzy nie chcą teraz podejmować pracy ze starszymi lub młodszymi uczniami niż byli przyzwyczajeni w gimnazjach” – mówiła na konferencji prasowej dyrektor stołecznego Biura Edukacji, Joanna Gospodarczy.
Mamy więc do czynienia z samonapędzającym się mechanizmem: chaos w systemie edukacji, wynikający między innymi z kumulacji roczników, zwiększa zapotrzebowanie na nauczycieli, ale jednocześnie wypycha ich z systemu publicznego – albo do innych zawodów, albo do szkół niepublicznych. A jako że rodzice – przestraszeni tym samym chaosem – coraz częściej decydują na wybór szkoły prywatnej, ofert pracy dla nauczycieli w tym sektorze nie brakuje, co pogarsza sytuację kadrową w szkołach publicznych. I koło się zamyka.
Wszystko to nie oznacza, że Polacy masowo odwrócą się od szkół publicznych. W cytowanym wyżej badaniu Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW zaskakujące były wyniki odpowiedzi na pytanie o to, do jakiej szkoły należałoby posłać własne dzieci. Otóż, zdaniem większości badanych (53,6 procent), „lepiej jest posłać swoje dziecko do szkoły publicznej, niż niepublicznej (24,7 procent)”! Trudno jednoznacznie określić przyczynę takich rezultatów. Być może wynika to stąd, że wyżej sobie cenią egalitaryzm i różnorodność, jakie w ich opinii zapewniają szkoły publiczne, niż poziom nauczania, a może i bezpieczeństwo dzieci, gdzie lepiej wypadają szkoły niepubliczne.
Ale przyczyna może być też bardziej prozaiczna – wielu Polaków do oferty prywatnej nie ma dostępu, czy to dlatego, że ich na nią nie stać, czy dlatego, że w okolicy po prostu takiej nie ma. Sześć lat po przeprowadzeniu przytoczonych badań sytuacja jest jednak inna. „Reformy” minister Zalewskiej oraz ich skutki sprawiły, że liczba prywatnych placówek rośnie, co z czasem może też prowadzić do spadku kosztów czesnego.
Chaos w systemie edukacji, wynikający między innymi z kumulacji roczników, zwiększa zapotrzebowanie na nauczycieli, ale jednocześnie wypycha ich z systemu publicznego – albo do innych zawodów albo do szkół niepublicznych. A jako że rodzice – przestraszeni tym samym chaosem – coraz częściej decydują na wybór szkoły prywatnej, ofert pracy dla nauczycieli w tym sektorze nie brakuje, co pogarsza sytuację kadrową w szkołach publicznych. I koło się zamyka. | Łukasz Pawłowski
Pytanie tylko, czy taka „prywatyzacja” systemu edukacji to dobre rozwiązanie. Tym ministerstwo na razie się nie przejmuje. A właściciele prywatnych szkół i przedszkoli mogą spokojnie liczyć zarobki i inwestować dalej.
Niestety dla rządu i władz MEN nawet w tej grupie próżno jednak szukać oznak zadowolenia. Podczas niedawnego spotkania Społecznego Towarzystwa Oświatowego – największej organizacji oświaty niepublicznej w Polsce – nie tylko wybrano nowe władze, ale i wydano specjalne oświadczenie wzywające do… dymisji Anny Zalewskiej. Powód? „Całkowity brak kompetencji do kierowania polską oświatą”.