Okrągły Stół to najbardziej prozaiczny na świecie moment negocjacji w ramach elit, gdy każdy z liczących się aktorów chciał uzyskać dla siebie jak najlepszą pozycję startową w nowym rozdaniu. Jednym te negocjacje poszły lepiej, drugim gorzej. Jedni dostali funkcję prezydenta, drudzy „Gazetę Wyborczą”, a jeszcze inni Komisję Majątkową. Nie ma co jednak doszukiwać się tu drugiego dna, ani tym bardziej wielkiej metafizyki tego wydarzenia. Okrągły Stół jest niczym więcej jak symbolicznym początkiem współczesnej polskiej polityki. I jak polska polityka, nie jest on ani biały, ani czarny, ale po prostu szary. Ot, odwieczna plątanina interesów, indywidualnych ambicji i ślepego losu.
Przeciwko białej legendzie
W białej legendzie, forsowanej przez liberalną lewicę, najbardziej irytuje obłuda. Lewica na sztandarach głosi hasła walki z wykluczeniem, a cała jej aktywność wokół Okrągłego Stołu polegała na maksymalnym wykluczeniu konkurentów politycznych.
Z „lotu ptaka” Okrągły Stół może wyglądać jak pojednanie ponad podziałami. Tak naprawdę było to jednak pojednanie części elit poprzez wykluczenie wielu innych grup społecznych i środowisk opozycyjnych. Lista jest rzeczywiście imponująca. W tym procesie nie znalazło się miejsce dla: Konfederacji Polski Niepodległej, Solidarności Walczącej, Unii Polityki Realnej, Grupy Roboczej Komisji Krajowej, łódzkiej grupy Grzegorza Pałki, środowiska czasopisma „Głos”, środowiska Jana Olszewskiego, grupy Anny Walentynowicz, Klubu Politycznego ’88…
Na jesieni 1981 roku odbyły się pierwsze demokratyczne wybory na szefa „S”. Przeciwko Wałęsie wystartowali wówczas Jan Rulewski, Marian Jurczyk i Andrzej Gwiazda. Łącznie uzyskali wówczas 45 procent głosów delegatów. Osiem lat później dla nikogo z nich nie znalazło się miejsce przy Okrągłym Stole.
Zmarginalizowany został również potencjał rewolucyjny pokolenia Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz Federacji Młodzieży Walczącej, które dopiero wchodziło na scenę polityczną. Grupa Kuronia odrzuciła zatem liczne i bardzo zasłużone w latach 80. środowiska. Zręcznie rozegrano podział na dążących do dialogu „pragmatyków” i pałających rządzą rozlewu krwi „fundamentalistów”. Dzięki hegemonii „Gazety Wyborczej” taki sposób „etykietowania” stanie się zresztą metodą tego środowiska również w kolejnych latach.
Na jesieni 1981 roku odbyły się pierwsze demokratyczne wybory na szefa „S”. Przeciwko Wałęsie wystartowali wówczas Jan Rulewski, Marian Jurczyk i Andrzej Gwiazda. Łącznie uzyskali wówczas 45 procent głosów delegatów. Osiem lat później dla nikogo z nich nie znalazło się miejsce przy Okrągłym Stole. | Krzysztof Mazur
Grzech założycielski III RP
Do rangi symbolu czasu Okrągłego Stołu, wyborów czerwcowych i szerzej transformacji ustrojowej urasta zmiana ordynacji wyborczej pomiędzy I i II turą wyborów czerwcowych. Ordynacja nie przewidywała bowiem, że w I turze ponad 50 procent wyborców skreśli kandydatów ówczesnego establishmentu, którzy znaleźli się na tak zwanej liście krajowej. Tak stało się w przypadku 33 prominentnych działaczy partyjnych. Chcąc działać zgodnie z prawem, należało wówczas przyjąć, że liczba posłów zostanie pomniejszona o te 33 mandaty. Dokładnie taką wykładnię zaprezentowali prawnicy KC PZPR, którzy choć przez lata działali w służbie partii komunistycznej, to tu wydali jasną ekspertyzę. Kierownictwo „Solidarności” miało jednak inne zdanie na ten temat.
Rękami prominentnych profesorów prawa, którzy w III RP staną się głównymi obrońcami praworządności, dokonają interpretacji „rozszerzającej”. Wyślą w ten sposób jasny sygnał, że prawo jest wtórne wobec interesów politycznych. Można je dość elastycznie interpretować, w zależności od kontekstu.
Jak pisze Antoni Dudek: „Zgoda na manipulowanie ordynacją dowiodła, że przywódcy Komitetu Obywatelskiego skłonni są dla realizacji swoich planów politycznych instrumentalnie traktować wolę większości społeczeństwa. Dla wielu Polaków oznaczało to zdradę ideowych fundamentów, na których zbudowana została Solidarność, i początek epoki moralnego relatywizmu, który w następnych latach niepodzielnie zapanował w polskim życiu publicznym”.
Jeśli do dziś mamy problem z praworządnością, to jednym z prapoczątków tego kryzysu była właśnie zmiana ordynacji wyborczej. Liberalno-lewicowi politycy oraz dziennikarze słusznie dziś krytykujący prawicę za spór z TK i reformę sądownictwa powinni pamiętać o tym grzechu pierworodnym obciążającym ich sumienia.
Przeciwko czarnej legendzie
Wiele obłudy jest również w czarnej legendzie forsowanej przez prawicę. Choć na sztandarach głosi ona hasło „tylko prawda jest ciekawa”, to i jej pamięć o Okrągłym Stole jest szalenie wybiórcza. Prawda w tym wypadku jest bowiem niewygodna: jeśli miałaby to być „zdrada elit”, to dokonała się ona również rękami ikon prawicy. Kaczyńscy byli ważną częścią elit, gdy ta miała dokonać rzekomej „zdrady”. I nie jest prawdą, że zrobili to tylko taktycznie, by zaraz zerwać z „logiką Okrągłego Stołu”.
Startując na senatorów z Elbląga i Gdańska, tworząc gabinet prezydenta Wałęsy, zostając wiceprzewodniczącym „S” (Lech) czy stając na czele reaktywowanego „Tygodnika Solidarność” (Jarosław), bracia Kaczyńscy byli w centrum ówczesnego establishmentu. Nawet po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, po sławetnej „nocy teczek”, Jarosław Kaczyński był gotów do rozmów z Unią Demokratyczną na temat nowej koalicji rządowej. Późniejszy prezes PiS-u nie kontestował Okrągłego Stołu, tylko starał się na nim ugrać tyle, ile zdołał.
Również przetrwanie środowiska PC w trudnej drugiej połowie lat 90., gdy zostali zupełnie zepchnięci na margines, było możliwe tylko dlatego, że wcześniej zdecydowali się uwłaszczyć na państwowym majątku.
To jeden z wielu paradoksów III RP. Środowisko będące największym krytykiem postkomunizmu mogło przetrwać chude lata tylko dlatego, że samo zabezpieczyło swój byt, uwłaszczając się na zapleczu wydawniczym partii komunistycznej. I jak tu wiarygodnie krytykować uwłaszczenie nomenklatury? | Krzysztof Mazur
Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa-Książka-Ruch” była zapleczem wydawniczym partii komunistycznej od 1947 roku. Pod koniec PRL-u była największym koncernem wydawniczo-kolportażowym w Europie Środkowo-Wschodniej. Imperium obejmowało nie tylko wiele tytułów prasowych, ale również ogromną bazę poligraficzną oraz ogólnopolską sieć kiosków. W Porozumieniach Okrągłego Stołu znajdziemy konstatację, że droga do „nowego ładu informacyjnego” wiedzie przez ograniczenie dominacji tego koncernu.
Dlatego Sejm w marcu 1990 roku przyjął ustawę o likwidacji RSW. Na jej mocy, co dziś wydaje się niewyobrażalne, część tytułów prasowych miała zostać zakupiona przez ówczesne partie polityczne jako „forma dopuszczenia opozycji do prasy”. Porozumieniu Centrum przypadł w udziale „Express Wieczorny”, a oficjalne poparcie dla takiej decyzji Komisji Likwidacyjnej wyraził nie kto inny jak sam Wałęsa, ówczesny przewodniczący „S”.
„Express Wieczorny” długo nie przetrwał, ale dla środowiska Kaczyńskich kluczowe okazały się nieruchomości, które posiadła ich fundacja wraz z tym tytułem. Tak powstał majątek głośnej dziś spółki Srebrna. Tam znajdowali zatrudnienie kluczowi politycy tego środowiska, gdy nagle znaleźli się na politycznym aucie. To jeden z wielu paradoksów III RP. Środowisko będące największym krytykiem postkomunizmu mogło przetrwać chude lata tylko dlatego, że samo zabezpieczyło swój byt, uwłaszczając się na zapleczu wydawniczym partii komunistycznej. I jak tu wiarygodnie krytykować uwłaszczenie nomenklatury?
Trudno rządzić obcym państwem
„Jarosław i Lech Kaczyńscy – pisze Jacek Sokołowski – akceptowali Okrągły Stół i w latach 1989-1992 aktywnie współkreowali nowe instytucje polityczne. Odrzucenie przez nich III Rzeczypospolitej na gruncie moralnym – ale również filozoficzno-prawnym – nastąpiło dopiero wtedy, gdy ta właśnie Rzeczpospolita «wyjęła ich spod prawa». Formalnym narzędziem – i zarazem symbolem – tej delegitymizacji Kaczyńskich i ich ugrupowania stała się słynna instrukcja 0015, w oparciu o którą działał zespół płk. Lesiaka”. To wtedy zaczną o sobie myśleć jako o „obywatelach drugiej kategorii” i to poczucie zostanie z nimi na zawsze.
Kaczyńscy na bazie tych osobistych doświadczeń przechodzą „do podziemia”. Gdzieś w połowie lat 90. przestają definiować się jako mainstreamowi liderzy polityczni i stają się liderami „drugiego obiegu”. To wtedy, jak plastycznie opisał to Jan Rokita, pod polskim życiem publicznym zaczyna płynąć podziemna rzeka, która podmywa realne instytucje.
Jeśli III RP powstała na „ubeckim układzie”, to musi być państwem nie naszym. Dlatego podczas kolejnych mszy za ojczyznę śpiewano: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”. Po 2015 roku Zjednoczona Prawica ma problemy z realnym rządzeniem także dlatego, że uwierzyła w czarną legendę Okrągłego Stołu. Przejęła stery państwa, które przez lata uważała za nie swoje. Kolejne spory o TK, system sądowniczy, rezydentów czy nauczycieli pokazuje tę schizofreniczną sytuację. Jeśli prawica ma kiedyś stać się sprawcza nie tylko w generowaniu mitów oraz sprawnej retoryce politycznej, ale również w realnym rządzeniu, to musi uznać III RP za własne państwo. Droga do tego wiedzie przez zaakceptowanie całej wieloznaczności Okrągłego Stołu.
* Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.