O ile od 2015 roku konflikt polityczny w Polsce obracał się wokół kwestii zasadniczych, takich jak obrona demokracji czy obalenie postkomunizmu, w ostatnich miesiącach zwrócił się w stronę spraw przyziemnych.
Wiążą się z tym dwa problemy. Po pierwsze, opinie Jarosława Kaczyńskiego na temat wprowadzenia w Polsce euro albo poparcie Grzegorza Schetyny dla strajku nauczycieli trudno brać całkiem poważnie. PiS i Platforma próbują się zaszachować, dlatego to, co mówią ostatnio Kaczyński i Schetyna, pełni rolę zastępnika dla bardziej podstawowej prawdy, że istnieją dwie grupy polityczne, które muszą się zwalczać. Jeśli jedna mówi A, to druga musi powiedzieć B.
Po drugie, konflikt o takiej postaci wydaje się pod wieloma względami jałowy. Z niewielką tylko przesadą można powiedzieć, że PiS i PO mogłyby naprzemiennie popierać strajk nauczycieli jednego dnia i atakować go drugiego dnia – i nikogo by to nie dziwiło. Członkowie każdej z grup wciąż byliby lojalni wobec swojego obozu i dostosowywali przekaz do potrzeb.
Z niewielką tylko przesadą można powiedzieć, że PiS i PO mogłyby naprzemiennie popierać strajk nauczycieli jednego dnia i atakować go drugiego dnia – i nikogo by to nie dziwiło. | Tomasz Sawczuk
Raz za strajkiem, raz za euro
Weźmy problem pierwszy: opinie Kaczyńskiego i Schetyny w sprawie edukacji czy wprowadzenia w Polsce euro to przede wszystkim wypadkowa bieżącej sytuacji na scenie politycznej.
Szef PiS-u wystosował do innych partii apel, aby zadeklarowały, że Polska nie przyjmie w najbliższym czasie euro. Kaczyński mówi, że Polska może wstąpić do strefy euro dopiero wtedy, gdy znajdzie się gospodarczo na poziomie Niemiec. Jeśli Platforma poprze szybkie wstąpienie do strefy, PiS zarzuci jej, że ta nie dba o polskie interesy. Jeśli partia Schetyny nie poprze wprowadzenia wspólnej waluty, będzie wyglądać na mniej proeuropejską, niż by chciała. Jednocześnie Kaczyński chce pokazać się jako polityk proeuropejski, niwelując zarzuty ze strony opozycji, że PiS zmierza do polexitu.
Nie inaczej działa Platforma. Jeśli PiS-owska minister edukacji narobiła bałaganu w szkole przez nieprzemyślaną likwidację gimnazjów, a nauczyciele wysuwają żądania płacowe, których rząd nie chce spełnić, to Platforma musi poprzeć nauczycieli. Ale lojalność PO wobec nauczycieli nie jest przecież bezwarunkowa, bo nauczyciele jako zróżnicowana grupa społeczna nie mogą zapisać się do Koalicji Europejskiej. Schetyna powiedział więc, że obiecuje spełnienie żądań strajkowych, ale zasugerował, że strajk powinien zmierzać do końca. Innymi słowy, szef Platformy obiecuje podwyżki, ale może też zapunktować wśród wyborców, którzy nie popierają aktywnie strajku, w tym rodziców dzieci w wieku szkolnym.
[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]
Wyjście z klinczu
Przejdźmy do problemu drugiego: konflikt polityczny o takiej postaci wydaje się jałowy, ponieważ stanowi jedynie fałszywą nadbudowę nad podstawowym sporem między dwiema lojalnościami grupowymi.
Oczywiście, konflikt polityczny między PiS-em a PO jest jak najbardziej realny. Schetyna opowiadał w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”, że chociaż obie partie mają wspólne korzenie, to różnice między nimi, z początku nieznaczne, przekształciły się w coś poważnego i prawdziwego za sprawą emocji i osobistych historii aktorów po obu stronach sporu.
Nie zmienia to faktu, że konflikt ten może być dysfunkcjonalny z punktu widzenia interesów Polaków. Część komentatorów wskazuje więc, że sytuacja na scenie politycznej ulegnie zmianie jedynie wtedy, gdy dojdzie do wywrócenia stolika, a duopol PO–PiS zostanie przełamany. Niektórzy liczyli, że wyborcy zmęczą się PiS-em i Platformą, a wtedy w polskiej polityce otworzy się pole nowych możliwości.
Tę diagnozę trzeba uzupełnić o kilka zastrzeżeń. Warto mianowicie odpowiedzieć sobie na pytanie o to, co może, a co nie może być inaczej w naszej polityce.
Inna polityka nie jest możliwa?
Po pierwsze, pole możliwości już jest otwarte. Jeśli PiS może opowiedzieć się za wejściem do euro, Platforma może popierać strajki w sektorze publicznym, a obie partie mogą odwoływać się do postulatów ruchów miejskich, to pewnego dnia PiS może choćby i wprowadzić związki partnerskie, a Platforma przejąć agendę Zielonych.
Kaczyński i Schetyna są elastyczni, a w żadnym z obozów nie istnieje wąska grupa ideologów, która byłaby zdolna do nadawania tonu całemu ugrupowaniu. Dogmatyzm jest w cenie, jeśli chodzi o formę („obalamy postkomunizm”, „bronimy demokracji”), ale nie jest w cenie, jeśli chodzi o treść propozycji programowych. Nawet jeśli poszczególne kwestie nie są podejmowane z autentycznych pobudek, to działania obu partii mają realne źródła społeczne i wywołują w społeczeństwie realne konsekwencje.
Demokratyczni politycy przypominają raczej tkaczy niż pasterzy – nie przewodzą stadu, lecz szyją tkaninę z materiału dostarczonego przez społeczeństwo. | Tomasz Sawczuk
Po drugie, nie warto liczyć na to, że po ewentualnym wywróceniu stolika politycy staną się idealistami i zaczną bezinteresownie działać dla dobra wspólnego. W razie upadku duopolu PO–PiS polityka w dalszym ciągu będzie opierać się na lojalnościach grupowych, a konflikt polityczny nie zniknie, tylko zmieni postać.
Wreszcie, nie warto ulegać złudzeniu, że jest obojętne, kto wygra kolejne wybory, i myśleć, że niezależnie od wyniku będziemy mieli do czynienia z kolejnym epizodem tej samej jatki. Jatka może być pod pewnymi względami ta sama, ale jej rezultaty będą każdorazowo odmienne.
Demokratyczni politycy przypominają raczej tkaczy niż pasterzy – nie przewodzą stadu, lecz szyją tkaninę z materiału dostarczonego przez społeczeństwo. Nadzieja związana z wywróceniem stolika mogłaby polegać głównie na tym, że w zmienionej sytuacji słuszne (naszym zdaniem) działanie będzie się opłacać bardziej niż dotąd – na przykład dlatego, że będzie je wymuszać nowa oś konfliktu politycznego. Czy tak by się to ułożyło, w istocie, nie wiemy.