W Niebieskiej Zatoce nikt nie łowi wielorybów, bo to przynosi nieszczęście. Owdowiały ojciec Siri i Miki wypuszcza też zaplątaną w sieci syrenę, ponieważ „pewnych rzeczy po prostu się nie robi”. Na ścianie w ich kuchni wisi pamiątka z tego niezwykłego spotkania, kawałek syreniej płetwy wokół której dziewczynki poprzyklejały kamienie. Jej połyskujący róż kontrastuje z wszechogarniającymi kolorami zimy. W pokrytej bielą Niebieskiej Zatoce dzieci mają szare oczy.

Jest późna jesień, prawie nikt nie opuszcza wyspy ze strachu przed zamarzającym oceanem. I piratami z Białego Kruka dowodzonymi przez Białą Głowę. Kiedy porywają małą, lękliwą Miki, mieszkańcy przekonują się, że legendy o kapitanie polującym na dzieci i zmuszającym je do pracy w kopalni mówią prawdę. A jednak nikt poza ojcem dziewczynek nie ma odwagi przeciwstawić się złu realnie zagrażającemu rybackim rodzinom.

„Kraina Oceanu Lodowego cała pokryta jest śniegiem. W pustce i ciszy zimowego krajobrazu wyostrzają się zmysły uważnego dziecka i wyraźniejsze stają się słabości dorosłych”.

Zniknięcie młodszej siostry jest dla dziesięcioletniej Siri tym boleśniejsze, że to ona wysłała Miki w poszukiwaniu śnieżnych jagód na drugi koniec opuszczonego szkieru, gdzie znaleźli ją piraci. Popychana tęsknotą i poczuciem winy Siri, pomimo zbliżającej się zimy, postanawia wyruszyć w podróż na krańce mapy, żeby w zastępstwie za schorowanego ojca odnaleźć kopalnię Białej Głowy i uratować siostrę.

Choć w tym miejscu „Piraci Oceanu Lodowego” mogliby wpaść w pułapkę schematycznej historii przygodowej, w której bohaterka niczym w grach komputerowych przemieszcza się z punktu do punktu, niejako „zaliczając” kolejne questy, jest wręcz dokładnie odwrotnie: gdy tylko Siri zaciąga się na Gwiazdę Polarną, ostatni statek opuszczający Niebieską Zatokę przed zimą, opowieść Nilsson wypływa na szerokie wody filozoficznej powieści drogi. Stawiając czoła kolejnym etapom podróży, dziewczynka nie tylko przeżywa niebezpieczne przygody, ale przede wszystkim poznaje ludzi. Każdy z nich nieświadomie uczy ją czegoś o naturze człowieka i pomaga jej zajrzeć w głąb siebie. Siri udaje się odnaleźć własny kompas moralny w imię zasady przekazanej jej przez rudowłosego, niedźwiedziowatego kucharza okrętowego Fredrika: „Nie można być jedną osobą wewnątrz, w swoim sercu, a kimś innym na zewnątrz”.

Z tym przekonaniem dziewczynka opowiada też swoją historię – narracja w powieści jest pierwszoosobowa, szczera, prosta, a przy tym niezwykle poetycka. Siri patrzy na świat uważnie i krytycznie – gdy opisuje rzeczywistość, jest surowa, ale sprawiedliwa. Nie oszczędza nikogo, nawet samej siebie, ale swoimi słowami też nikogo nie krzywdzi, włączając człowieka, który porwał jej siostrę.

Kreacja przeciwnika w powieści Nilsson zasługuje zresztą na oddzielny akapit. Razem z antagonistką z „Dziewczynki, która wypiła księżyc” Kelly Barnhill, Biała Głowa wpisuje się bowiem w nieczęsto spotykany typ czarnego charakteru. To nie tylko bohater, którego czytelnik rozumie, bo wie, dlaczego został „tym złym”, choć kiedyś był zwykłym człowiekiem – on wciąż jest bardzo ludzki, nie przeszedł żadnej gwałtownej przemiany, nie żywi do nikogo negatywnych uczuć, a czasem nawet sprzyja protagoniście. Nie samego człowieka się tu boimy – jego porywczości, okrucieństwa czy zobojętnienia – ale tego, do czego przyczynia się swoim działaniem. A złe czyny mogą zresztą popełniać również ci przeciwni antagoniście bohaterowie.

„Strach drzemie we wszystkich. Poza tymi, którzy nie mają nic do stracenia”.

Jednym z najbardziej poruszających fragmentów powieści jest refleksja Siri nad doświadczeniami zebranymi podczas podróży: „Pomyślałam, że świat […] jest jak stół. Na stole siedzą ludzie i liczą pieniądze. A pod stołem są nogi, które go podtrzymują. Tymi nogami są dzieci. Te, które zaprzęgamy do sań, tniemy nożami, którym zawiązujemy sznurki wokół szyi i które wysyłamy pod ziemię z koszem i kilofem”. To myśl poruszająca jeszcze bardziej w kontekście całej powieści. Niektóre z dzieci, o których mowa, to nie ludzie, a małe wilki, syreny czy ptaki. Nie umniejsza to jednak wagi tych słów, wręcz przeciwnie – dodaje mocy krytyce ukazanej opozycji, już nie tylko między dorosłym a dzieckiem, ale także człowiekiem a pozaludzką przyrodą. Bo jaka jest różnica między polowaniem dla pieniędzy na wilki i polowaniem na ludzi? Według Nanni z Wyspy Wilczej – duża. Oburzona Siri zauważa, że „to ludzie zadecydowali o tej różnicy”.

Powieść Fridy Nilsson, autorki między innymi docenionej przez czytelników i krytyków „Mojej mamy gorylicy” [recenzję książki znajdziecie w nr 328 „KL”], utkana jest znaczeniami i można interpretować ją na wiele sposobów, jak widać także w duchu ekokrytycznym. Rzeczywistość Oceanu Lodowego zdaje się boleśnie podobna do świata znanego nam z codziennych doświadczeń, w którym to silniejsi decydują o losach słabszych, kierując się przede wszystkim własną korzyścią. „Wszyscy chcieli brać więcej, niż potrzebowali”, dociera do przerażonej Siri, kiedy wśród kramów jednego z portowych miast dostrzega przedmioty ze skóry morskich stworzeń, do których bardzo zbliżyła się podczas podroży.

„Nie można być jedną osobą wewnątrz, w swoim sercu, a kimś innym na zewnątrz”.

Mądrością zamkniętą w prostej fabule i przekazaną poetyckimi słowami książka Nilsson przypomina nieco „Małego Księcia”. „Piraci Oceanu Lodowego” to mała-wielka opowieść nienachalnie traktująca o strachu i odwadze, o poczuciu winy i znaczeniu poświęcenia, wreszcie o świecie dorosłych i jednym dziecku, które postanowiło pójść własną drogą. Autorka nie tyle moralizatorsko przestrzega przed konsekwencjami złych czynów, co subtelnie ukazuje ciągłość życia, przyczynę i skutek, sens podejmowania świadomych decyzji: „[…] wszystko, co robimy [bowiem], zostawia po sobie ślady”. I na dodatek, wbrew powadze poruszanych tematów i mroźnemu klimatowi, niepozbawiona jest radości i ciepła.

 

Książka:

Frida Nilsson, „Piraci Oceanu Lodowego”, il. Alexander Jansson, tłum. Marta Wallin, wyd. Zakamarki, Poznań 2018.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.