W dyskusji tej nie chodzi tylko o osobiste połajanki. Analogiczny spór ujawnia się także po prawej stronie. W ostatnich tygodniach w naszej polityce wraca pytanie o to, gdzie leży granica między radykalizmem a umiarkowaniem, a także, w jaki sposób siły bardziej umiarkowane powinny odnosić się do sił bardziej radykalnych. Ale po kolei.

Po jednej stronie, Koalicja Europejska spotykała się z zarzutem, że jest nie dość antyklerykalna w obliczu ujawnianych ostatnio patologii w Kościele. Jan Hartman przekonywał, że oświeceni politycy powinni po prostu atakować religię, ponieważ, mówiąc w skrócie, nie ma sensu tolerować wiary w czary. Po drugiej stronie, prawicowi ekstremiści zjednoczyli się pod szyldem Konfederacji i mówią, że PiS ulega roszczeniom żydowskim. W jednym i drugim przypadku mówi się o oportunizmie formacji bardziej umiarkowanych, które rzekomo nie chcą mówić wprost, „jak jest”.

PiS wyruszył na niemożliwą do wykonania misję, aby być jednocześnie centroprawicą i skrajną prawicą – w efekcie wpuszcza ekstremizm polityczny do mainstreamu. | Tomasz Sawczuk

Obie atakowane strony zareagowały na te krytyki odmiennie. W czasie czwartkowej telewizyjnej debaty przedwyborczej, Jadwiga Wiśniewska z PiS-u wolała zagrać kartą antysemicką i powiedzieć, że Polska nie ulegnie żydowskim roszczeniom, niż odciąć się od ekstremistów, którzy z antysemickich sentymentów robią sobie oręż polityczny. PiS wyruszył na niemożliwą do wykonania misję, aby być jednocześnie centroprawicą i skrajną prawicą – w efekcie wpuszcza ekstremizm polityczny do mainstreamu.

Z kolei Koalicja Europejska odcina się od mocniejszej krytyki Kościoła, a już tym bardziej religii. Po lewej stronie od KE istnieje liberalno-demokratyczna Wiosna, która dla zdeklarowanych światopoglądowych liberałów będzie bardziej wiarygodna od Platformy. Natomiast dla tych, którzy wolą „mieszczańskie umiarkowanie”, którym gardzi Hartman, PO może stać się opcją preferowaną.

Krytyka, czyli koleżanka tolerancji

W pewnym sensie zarzut oportunizmu, który kieruje się w stosunku do PiS-u oraz KE z przeciwnych stron, jest formułowany w złej wierze. W polityce demokratycznej potrzebujemy „gatekeeperów”, którzy filtrują popularne sentymenty, stabilizując system polityczny.

Hartman pisze, że w wyniku wojen religijnych „uznano, że lepiej obłudnie udawać wzajemny szacunek i powstrzymywać się od sporów o dogmaty religijne, byleby zachować pokój”. Publicysta najwyraźniej mierzy się z fantazją o śmierci na froncie wojny religijnej i jest trochę zmartwiony, że urodził się w niewłaściwych czasach. Ale jeśli nie marzymy o tym, by rzucić pracę i przenieść się na pole bitwy w walce na śmierć i życie, to wypada uznać, że nasi przodkowie mieli rację.

Jeśli wspólnota demokratyczna istnieje, to opiera się ona na geście solidarności, która wykracza poza sferę wspólnych wierzeń – na idei, że nawet jeśli nie łączy nas jedna fundamentalna rzecz, to może łączyć nas wiele innych. | Tomasz Sawczuk

To jednak tylko połowa obrazu i w innym kontekście uwaga Hartmana jest zasadna. Obok perspektywy demokratycznej, która mówi, że w polityce musimy się dogadywać, jest także perspektywa tego, kto ma rację. Na polskiej prawicy panuje szeroko rozpowszechniony pogląd, że Kościół i religia nie podlegają żadnej krytyce, a jeśli się ona pojawia, to jest przejawem nietolerancji i gnębienia ludzi wierzących.

W obrazie tym liberałowie powinni wysłuchiwać ze strony prawicy dowolnych obelg, opartych zresztą na ogół na fikcjach i półprawdach, ale jeśli tylko potrafią im dobrze odpowiedzieć, o co nie jest szczególnie trudno, to sfera wolnej dyskusji nagle się kończy, a zaczyna się obraza uczuć religijnych. Prawica powinna zrozumieć, że tolerancja nie oznacza impregnacji na krytykę. Wolność religijna daje prawo wyboru wyznania, ale nie daje prawa do etycznego immunitetu.

[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]

Pogarda, czyli droga na skróty

I jeszcze punkt trzeci. Jeśli krytyka społeczna ma mieć znaczenie polityczne, a nie tylko cieszyć krytyka, to musi przyjąć demokratyczną formę – polityczny radykalizm powinien być demokratyczny w tonie.

Ludzie, którzy wierzą, że mają rację, często ulegają pokusie pójścia na skróty. Niekiedy wydaje im się, że wystarczy pokazać innym, że ich poglądy są absurdalne, aby rzeczywistość społeczna uległa zmianie. Często chcemy więc, aby polityka zaczęła odzwierciedlać nasze prywatne przekonania – ponieważ wtedy będzie sprawiedliwa.

Z tym sposobem myślenia wiążą się przynajmniej dwa problemy.

Po pierwsze, na system polityczny trzeba patrzeć w całości, a nie tyko przez pryzmat ulubionej sprawy. Komentatorzy polityki przekonują często, że polityk powinien zrobić jedną czy drugą rzecz – opowiedzieć się za podniesieniem podatków albo przeciwko klerowi. Ale tego rodzaju porady są mało użyteczne, jeśli dotyczą pewnej wycinkowej sprawy. Przykładowo, nie możemy wiedzieć, czy należy podnieść podatki, jeśli nie wiemy, jakie cele sobie stawiamy, które z nich da się empirycznie zrealizować, jakie cele stawiają sobie inni gracze (politycy, obywatele) i jaka będzie polityczna cena wyrażenia przez nich zgody na naszą propozycję.

Byłoby dobrze, gdybyśmy rozróżnili trzy rzeczy: tolerancję, krytykę oraz pogardę. Tolerancja nie wyklucza krytyki, ale krytyka nie musi opierać się na pogardzie. | Tomasz Sawczuk

Po drugie, demokratyczna walka o sprawiedliwość jest zawsze przedsięwzięciem wspólnym, a nie jednostkowym. Polityczny ekstremista nie jest demokratą, ponieważ chce narzucić wszystkim swój pogląd siłą, to znaczy chce samodzielnie zdecydować o tym, które normy powinny obowiązywać. Ekstremista ignoruje fakt, że zanim jego prywatna propozycja zostanie zrealizowana, musi najpierw stać się polityczna, czyli musi zostać sformułowana w języku wspólnoty demokratycznej, w której wszyscy na równych prawach cieszą się wolnością i godnością.

Oczywiście, w praktyce polityka pełna jest konfliktów, a demokratyczne decyzje nie zapadają jednomyślnie – ale chodzi coś innego. Jeśli wspólnota demokratyczna istnieje, to opiera się ona właśnie na owym geście solidarności, która wykracza poza sferę wspólnych wierzeń – na idei, że nawet jeśli nie łączy nas jedna fundamentalna rzecz, to może łączyć nas wiele innych. Byłoby więc dobrze, gdybyśmy rozróżnili trzy rzeczy: tolerancję, krytykę oraz pogardę. Tolerancja nie wyklucza krytyki, ale krytyka nie musi opierać się na pogardzie.