Wiosna, która zaraz po swojej konwencji inauguracyjnej z początku lutego notowała sondażowe poparcie na poziomie 15 procent, w wyborach do Parlamentu Europejskiego ledwo przekroczyła próg wyborczy. Chociaż rezultat był rozczarowaniem, o czym otwarcie mówili partyjni działacze, to Robert Biedroń, po ogłoszeniu wstępnych wyników, wygłosił mowę tak płomienną, że mogłoby się wydawać, że nie dostrzega przecinka w wyborczym wyniku swojego ugrupowania. Wiosna zdobyła 6,06 proc. głosów i wprowadziła do Brukseli trzech posłów: Sylwię Spurek, Łukasza Kohuta i właśnie Biedronia.

Wiosna tylko za oknem

Kampania wyborcza Wiosny szybko utraciła początkowy impet i wpadła na kilka min, które skutecznie zniechęciły część potencjalnych wyborców. Chociaż niektórzy kandydaci ugrupowania, tacy jak Adam Traczyk, wyróżniali się pomysłową i profesjonalnie realizowaną kampanią, nie pomogło to w odwróceniu negatywnego trendu wizerunkowego partii. Do dzisiaj za politykami Wiosny ciągną się niejasności związane ze źródłami finansowania, a sam Biedroń w mediach przyznał, że finansowo wspiera go Fundacja Eberta, która według lidera Wiosny jest „niezależną fundacją, opłacaną przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Niemiec”. Partia nie ujawniła również szczegółów dotyczących swoich przychodów, co – biorąc pod uwagę apele prominentnych działaczy ugrupowania o transparentność w życiu publicznym – prowokuje do zarzutów o hipokryzję.

Na części wyborców, dobrego wrażenia nie zrobiły również wyborcze listy partii, na których znalazło się wiele osób wcześniej zaangażowanych w Ruch Palikota (Małgorzata Prokop-Paczkowska czy właśnie Łukasz Kohut), a także politycznych wyjadaczy, w postaci Wandy Nowickiej czy Zbigniewa Bujaka. Swoje szanse na zdobycie mandatu pogrążyła Joanna Scheuring-Wielgus, najprawdopodobniej w skutek informacji, która obiegła internet, że ze względu na alergię oddała swoje psy do schroniska, czym wywołała furię miłośników zwierząt. Dodatkowo, reakcje posłanki, która między innymi stwierdziła, że „kundli nikt ze znajomych nie chciał”, tylko pogorszyły sytuację. Inny kandydat z list Wiosny dał się poznać wyborcom jako wielki fan disco polo, natomiast zapomniał wspomnieć, że został oskarżony przez prokuraturę o wyłudzenie 17 milionów złotych.

Wykreowanemu obrazowi najbardziej postępowej, tolerancyjnej i nowoczesnej partii nie przysłużyły się również wpisy rozgoryczonych wolontariuszy, w których padały oskarżenia o hipokryzję, niedemokratyczne zarządzenie czy nawet o mobbing.

Ewakuacja kapitana?

Co gorsze, po kiepskim wyborczym wyniku, w partii nie widać nawet refleksji, a sukces lidera (ponad 96 tysięcy głosów), zamiast stanowić motywację do dalszego działania, jedynie pogłębił kryzys. Biedroń wielokrotnie zapowiadał, że chociaż startuje w wyborach europejskich, to mandatu nie przyjmie lub z niego zrezygnuje (wtedy objęłaby go następna osoba z największą liczbą głosów na partyjnej liście, czyli profesor Monika Płatek).

Jeśli Robert Biedroń zdecyduje się na przyjęcie mandatu i pojedzie do Brukseli, będzie to oznaczało początek końca jego ugrupowania – a być może i kariery Biedronia jako politycznego lidera. | Jakub Bodziony

Okazuje się jednak, że ostateczna decyzja w sprawie zdobytego miejsca w PE nie została jeszcze podjęta. Na antenie radia Tok FM Krzysztof Śmiszek, jeden z liderów Wiosny i prywatnie partner Biedronia, stwierdził, że mandat europosła „da się połączyć z ciężką pracą w Polsce”, ponieważ „można poświęcić te kilka tygodni, żeby poprowadzić partię do jak najlepszego wyniku”. Mało tego, Śmiszek powiedział, że popiera pomysł, by „Robert Biedroń był w europarlamencie przez pięć lat”. Lider Wiosny nie zdementował tych informacji, a ponadto retweetował fragmenty wypowiedzi Śmiszka z programu radiowego.

Jeśli rzeczywiście Biedroń pojedzie do Brukseli i będzie stamtąd kierował kampanią wyborczą swojej partii, będzie to oznaczało początek końca jego ugrupowania – a być może i kariery Biedronia jako politycznego lidera. Szef Wiosny, którego największym atutem dotychczas była świeżość i wiarygodność, ryzykuje lawinę oskarżeń o oszustwo wobec swojej ekipy i elektoratu. Jeśli rzeczywiście – tak jak mówił – jego głównym celem jest bycie premierem, to powinien zostać w Polsce i stąd poprowadzić Wiosnę do Sejmu. Trwały wyjazd do Brukseli będzie dla niego wizerunkową katastrofą, która zostanie odebrana jako oportunistyczna zagrywka obliczona na zdobycie osobistych korzyści majątkowych.

Partia, i tak osłabiona przez dominację partyjnego duopolu, po kolejnym błędzie swojego lidera może się już nie podnieść. Tym bardziej że mimo słabego wyniku jej liderzy wykluczają możliwość startu jesienią z innymi ugrupowaniami. Wiosna, która teraz nieznacznie przekroczyła wyborczy próg, w wyborach parlamentarnych będzie w jeszcze trudniejszej sytuacji ze względu na mobilizację wyborców dwóch największych bloków.

Wspólna lewicowa lista mogłaby pomóc w wyróżnieniu się na tle miałkiej ideowo Koalicji Europejskiej i prawicowego bloku PiS-u. Lewica potrzebuje teraz przegrupowania szeregów i wspólnej koncepcji mniejszych ugrupowań, a nie kolejnej szlachetnej porażki czy bycia kwiatkiem do kożucha w formacie KE. W osiągnięciu tych celów na pewno nie pomoże jej ewentualna brukselska rejterada charyzmatycznego lidera. A jeśli Biedroń postawi osobiste korzyści przed dobrem partii, to przegra i skompromituje swój polityczny projekt.

 

Ikona wpisu: profil Roberta Biedronia na Facebooku. 

*/ Pierwotnie w tekście błędnie został zacytowany wynik wyborczy Wiosny jako 6,6% (na podstawie exit polls), a nie ostateczny rezultat, który wyniósł 6,06%.