„Czechy – instrukcja obsługi” nie są książką łatwą. Do języka Jiříego Grušy – wciąż nie bardzo znanego u nas czeskiego pisarza – trzeba się przyzwyczajać. Staccato jego zdań, ciągi skojarzeń, nieoczywiste metafory i odwołania są trudne same w sobie. Do tego dochodzi geneza książki, która miejscami daje efekt podwójnego tłumaczenia. Pierwszą wersję Gruša pisał w 1998 roku na zamówienie niemieckiej oficyny Piper – wydawcy nieoczywistych przewodników. RFN było przez wiele lat jego emigracyjnym domem, w latach 1991–1997 był ambasadorem, najpierw Czechosłowacji, a potem Republiki Czeskiej w Bonn. Była to więc wyjściowo książka dla niemieckiego czytelnika, przetłumaczona w 2009 roku na czeski, z którego z kolei na polski przełożył ją Andrzej S. Jagodziński. Pierwotny cel i adresat książki pozostaje jednak widoczny, a dziesiątki etymologicznych czesko-niemieckich żartów w polskim tłumaczeniu giną lub nużą.
Przebrnięcie przez pierwszą ćwiartkę Grušowego przewodnika wymaga determinacji, ale jest warte wysiłku. Eseistyczne pióro pardubickiego literata rozgrzewa się powoli, a efekt końcowy przypomina trochę literacki odpowiednik muzyki Bohuslava Martinů, bohatera jednego z rozdziałów – początkowo niespójne i niemelodyjne słowa Grušy dopiero z czasem ujawniają szerszy zamysł, zaczynają powracać motywy przewodnie, a wszystko spina się w finale.
Widać, że wymóg pisania przewodnika niezbyt Grušy służy. Kiedy wreszcie przestaje się sztywno trzymać logiki „geokulturowej”, kiedy przestaje mówić do wyimaginowanego niemieckiego „Czechozwiadowcy”, rozwija skrzydła i przedstawia swoją autorską wizję czeskiej historii, z naciskiem na literaturę, muzykę i politykę – ale rozumianą w sposób dysydencki, czyli raczej zbiór postaw. Choć narracji Grušy nie brakuje humoru, efekt jest całkiem serio.
Ta „instrukcja obsługi” jest jednak dość skomplikowana, daleka od ikeowskiego języka obrazkowego. Choć nie brakuje anegdot, Gruša nie jest reporterem i nie czuje się zobowiązany do opowiadania jasnych, spójnych historii, od początku do końca. Czytelnik czechofil, oczekujący czegoś podobnego do „Gottlandu” Mariusza Szczygła, zawiedzie się srodze, a początkujący „Czechozwiadowca” może się zgubić w gąszczu odniesień, ledwie sygnalizowanych cytatów czy wręcz ukrytych aluzji. To lekcja czeskości dla „starszych i zaawansowanych”, także dlatego, że perspektywa Grušy może się młodszym czytelnikom wydać niejasna.
Nie ma tu banałów i szwejkowania – w ogóle, choć od Szwejka uciec się nie da, to dla Grušy wyraźnie ważniejszy jest Jaroslav Hašek niż jego dzieło, a w samym Szwejku za dużo jest taniego stereotypu, niebezpiecznego w podróży, którą zaplanował dla nas przewodnik. Cały czas wyczuwalne jest napięcie między „ludowym charakterem”, a znaczącymi i doniosłymi, ale jednak elitarnymi, niepokornymi i dysydenckimi postawami większości bohaterów książki. Gruša nie kokietuje, wyraźnie stoi po stronie liberalnej inteligencji, jednak bez naiwnej wiary w jej nieograniczony wpływ na dzieje kraju.
Choć „geokulturowej” logiki przewodnika turystycznego Gruša do końca nie porzuca, ruch palcem po mapie jest przede wszystkim pretekstem do zaprezentowania galerii postaci. Własne rozdziały mają tu znani światu Franz Kafka, Karel Čapek, Bedřich Smetana, Leoš Janáček, a sporo miejsca otrzymują Jan Hus, Jan Nepomucen czy Milan Kundera. Ciekawsze może być jednak odkrywanie tych poza Czechami mniej znanych, a czasem i tam na wpół zapomnianych – Boženy Němcovej, Aloisa Jiraška, Karela Havlička Borowskiego albo Josefa Lindy.
Z połączenia biografii, intelektualnej historii i geokultury powstają ciekawe sekwencje dotyczące regionów – Gruša poszukuje czasem w ich rzeźbie, przyrodzie albo historii korzeni twórczości ich synów i córek – tych czesko-, ale też niemieckojęzycznych. Refrenem całej książki okazuje się Prawda – ta, która wedle czeskiego godła i husyckiego hasła – zwycięży. Stosunek do Prawdy i jej pojmowanie pozwala Grušy niuansować, oddzielać odwagę, ale i fundamentalizm Husa, dla którego Prawda
„nie mówi dwuznacznym językiem! Widział ją przed sobą żywą. Jako piękną, mruczącą po czesku kotkę na kolanach Pana, która się rozgląda po czeskich ziemiach, wypatrując swych poszukiwaczy. Kogoś takiego jak on, kto by ją pogłaskał, gdyby zeskoczyła. No proszę, hop i jest na dole, ociera się o nogi Husa”,
od liberalnego niuansowania przeczuwającego wojenną katastrofę Karela Čapka, który „do znużenia powtarza” swoje tematy:
„Pierwszy, Piłatowski: Prawda? A co to jest? I drugi, własny: Każdy ma swoją prawdę.”
By wreszcie w spektakularnym finale przywołać spór Milana Kundery z Václavem Havlem, z których ten pierwszy „Morawianin, kochał prawdę w czasie teraźniejszym”, a ten drugi „Czech – w czasie przyszłym”. Wiwisekcja czeskości i morawskości jest w ogóle wisienką na torcie i choćby dla tego minieseju warto przeczytać całą książkę, nawet jeśli rzeczywista podróż przez Czechy jest zdecydowanie łatwiejsza od literackiej wyprawy w towarzystwie Grušy.
Książka:
Jiří Gruša, „Czechy – instrukcji obsługi”, przeł. Andrzej S. Jagodziński, wyd. Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2018.