Tempo zmian dokonujących się na polskiej scenie politycznej jest doprawdy zdumiewające. Jeszcze kilka tygodni temu – kiedy Koalicja Europejska i jej wyborcy wciąż wierzyli w zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego – PSL było najważniejszym, obok Platformy Obywatelskiej, podmiotem w KE.

Ludowcy mieli dać Koalicji to, czego nie mogła dać Platforma, czyli poparcie na wsi. Owszem, wybory samorządowe w 2018 roku nie były dla partii Kosiniaka-Kamysza tak dobre jak te cztery lata wcześniejsze, ale wciąż ponad 12 procent poparcia na trudnym dla Platformy terenie to było wiano, które czyniło z PSL-u atrakcyjnego partnera. Wyniki eurowyborów pokazały, że PSL specjalnie atrakcyjne nie jest. Mało tego, pokazały, że partia ludowa przestała być wsi w ogóle potrzebna.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2017/08/08/kosiniak-kamysz-woszczyk-pis/” txt1=”Przeczytaj również rozmowę z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem” txt2=”Opozycja, Bogu dzięki, jest różnorodna” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/wywiad_ilustracja_3-550×337.png”]

Co złego to nie my

Dziś Władysław Kosiniak-Kamysz może mówić, że winny porażki PSL-u jest nadmierny liberalizm obyczajowy Koalicji, za który rzekomo odpowiadali politycy SLD i Nowoczesnej, ale to tłumaczenie niespecjalnie przekonujące.

Po pierwsze, jeśli już konserwatyści z PSL-u chcieliby winić kogokolwiek za liberalne odchylenia, to w pierwszym rzędzie musiałby to być… jeden z najpopularniejszych polityków Platformy Obywatelskiej! To Rafał Trzaskowski – który ostatnio odniósł jeden z największych wyborczych sukcesów – podpisał „Kartę LGBT+”, co politycy Prawa i Sprawiedliwości wykorzystali do straszenia wyborców „seksualizacją dzieci” i żenującymi wizjami masturbujących się czterolatków. To prawda, że PiS rzuciło się również na słowa Pawła Rabieja z Nowoczesnej o możliwej adopcji dzieci przez pary homoseksualne, ale od tych słów koledzy i koleżanki Rabieja (a także on sam!) szybko się odcięli. Poza tym, jeszcze w lutym to PSL, niepewne, czy Platforma zdecyduje się na budowę koalicji, zapowiadało tworzenie Koalicji Polskiej między innymi właśnie z Nowoczesną!
Drugim winowajcą, którego ewentualnie mogłoby wskazać PSL, powinni być… bracia Sekielscy. Wszak to ich film (dziś mający 22 miliony odsłon na YouTubie) skłonił polityków Koalicji Europejskiej do krytycznych wypowiedzi na temat stanu polskiego Kościoła, czy raczej problemu Kościoła z pedofilami w swoich szeregach. Kosiniak-Kamysz mógłby oczywiście winić kolegów koalicyjnych za to, że temat w ogóle podjęli. Warto jednak przypomnieć, jak sam mówił , że PSL „będzie bronić wartości chrześcijańskich w Polsce i Europie”, ale nie zgadza się na „politykę w Kościele” i „przenoszenie Stolicy Apostolskiej z Rzymu do Torunia”.

Jeśli więc to rzekomy atak na Kościół był przyczyną słabego wyniku ludowców, Kosiniak-Kamysz może mieć pretensje także do siebie. Ale szczerze wątpię, czy udawanie, że filmu Sekielskich w ogóle nie było, przysporzyłoby ludowcom wielu nowych głosów.

Załóżmy jednak, życzliwie, że wyborców PSL-u faktycznie zniechęciła retoryka koalicjantów. Dlaczego w takim razie liderom ludowców nie udało się wytłumaczyć elektoratowi, że ich partia pozostaje taka, jaka była? Że udział w Koalicji nie zmienił jej tożsamości?

Odpowiedź jest prosta – bo PSL samo ma problem z podważeniem popularności i wiarygodności PiS-u na wsi. A właśnie takie zadanie miał przed wyborami europejskimi szef ludowców.

I tego zadania nie wykonał.

Załóżmy życzliwie, że wyborców PSL-u faktycznie zniechęciła retoryka koalicjantów. Dlaczego w takim razie liderom ludowców nie udało się wytłumaczyć elektoratowi, że ich partia pozostaje taka, jaka była? Odpowiedź jest prosta – bo PSL samo ma problem z podważeniem popularności i wiarygodności PiS-u na wsi. | Łukasz Pawłowski

Tej nie kocham, tej nie lubię… Tego pocałuję?

PSL poniosło więc w wyborach sromotną klęskę. A Kosiniak-Kamysz, słusznie obawiając się ataku z wewnątrz partii, natychmiast zaczął szukać winnego na zewnątrz. Niestety dla siebie, poszedł o krok dalej. W imię walki z błędami i wypaczeniami wezwał do tworzenia Koalicji Polskiej, wokół PSL-u, wielkodusznie pozostawiając otwarte drzwi dla Platformy Obywatelskiej.

Tak oto partia z trzyprocentowym poparciem wezwała największą partię opozycyjną do przystąpienia do – jak na razie jednopartyjnej – koalicji. Nie trzeba być geniuszem polityki, aby zrozumieć, że Grzegorz Schetyna na taką propozycję mógł zareagować tylko na dwa sposoby: albo z miejsca ją odrzucić, albo – łaskawie dla Kosiniaka-Kamysza – zignorować. Wybrał to drugie, dając tym samym liderowi PSL-u czas do namysłu.

Problem w tym, że szef ludowców nie ma dobrego wyjścia. Jeśli zdecyduje się pójść do wyborów samodzielnie, może skończyć poza Sejmem. I to nawet jeśli pod sztandar z koniczynką udałoby mu się zaprosić Pawła Kukiza. Także grupa konserwatywnych, skonfliktowanych ze Schetyną byłych polityków Platformy Obywatelskiej – jak Marek Biernacki i Bogdan Zdrojewski – raczej mieszkańców wsi nie porwie.
Podobno toczyły się też rozmowy z Markiem Jurkiem, ale to znów mogłoby wychylić PSL za bardzo na prawo. Jak wytłumaczyć wyborcom, że kilka tygodni wcześniej szli do wyborów z partią, która chce przepisy aborcyjne liberalizować, a teraz idą z kimś, dla kogo PiS jest w tej kwestii zbyt liberalne?

Z dokooptowaniem zewnętrznych polityków wiąże się też inny problem – trzeba się z nimi dzielić miejscami na listach. A w sytuacji, gdy PSL nawet w sprzyjających okolicznościach może zdobyć raptem kilkanaście mandatów, każdy poseł z jego biurami i asystentami jest na wagę złota. Z tej perspektywy lepiej byłoby pójść do wyborów z PO, bo przy dobrym układzie list można by zdobyć kilka mandatów więcej. Kłopot w tym, że, co skądinąd zrozumiałe, Kosiniak nie chce roztopić się w Platformie. A po ostatnim, kiepskim wyniku oraz wewnętrznych tarciach w partii to możliwe.

Czy zatem lepiej startować całkowicie samodzielnie? W tej sytuacji problemem mogłoby być zdobycie nawet 3 procent głosów potrzebnych do otrzymania dotacji z budżetu. O elektorat wiejski może w tych wyborach zabiegać kilka partii, od PiS-u, przez nowo powstałą Prawdę szefa AGROunii Michała Kołodziejczaka, aż po Platformę, która chce odrabiać straty w mniejszych miejscowościach.

W imię walki z błędami i wypaczeniami Kosiniak-Kamysz wezwał do tworzenia Koalicji Polskiej wokół PSL-u, wielkodusznie pozostawiając otwarte drzwi dla Platformy Obywatelskiej. Tak oto partia z trzyprocentowym poparciem wezwała największą partię opozycyjną do przystąpienia do – jak na razie jednopartyjnej – koalicji. | Łukasz Pawłowski

Ponadto samodzielny start PSL-u zwiększa szanse na sukces PiS-u, które od dawna dąży do marginalizacji ludowców. Trudno sobie wyobrazić, by nagle partia Kaczyńskiego o tym celu zapomniała.
Kolejne cztery lata z PiS-em u władzy to dla PSL-u tragiczna wiadomość. Ale nawet jeśli ludowcy wystartują samodzielnie, a władzę jesienią przejmie jakaś przedwyborcza lub powyborcza koalicja PO z partiami lewicowymi, to i w takiej układance dla PSL-u może nie być miejsca.

Albowiem – i to jest najważniejsze – ugrupowanie ludowe może w ogóle zniknąć z parlamentu. Ludowcy, mówiąc kolokwialnie, przekombinowali. Prowadzą politykę, która na pięć minut przed wyborami grozi im utratą żelaznego elektoratu i rozpłynięciem się w niebycie. Dzieje się to, paradoksalnie, w chwili, gdy PSL może pochwalić się jednym z najbardziej lubianych i wykształconych polityków jako liderem!
Na zimno można byłoby powiedzieć, że najlepszym rozwiązaniem dla Kosiniaka-Kamysza byłby więc start wspólnie z Platformą. Jest jednak duże „ale”. Tak mogłoby się stać tylko wówczas, gdyby Kosiniak-Kamysz dostał dość dużo dobrych miejsc na listach. A tych w obecnej sytuacji Schetyna mu nie da.

Kiedy więc dziś lider ludowców ogłasza, że nie ma miejsca na jednej liście dla Wiosny i PSL -u, to wbrew pozorom nie utrudnia życia Schetynie, ale przede wszystkim sobie. Pole manewru dla PSL-u wydaje się kurczyć z każdym dniem.