Szanowni Państwo!
Dawno, dawno temu… W styczniu 1995 roku przedstawiciele dziesięciu partii prawicowych – od Aleksandra Halla i Michała Ujazdowskiego po Janusza Korwina-Mikkego i Ryszarda Czarneckiego – podpisali porozumienie programowe. Partie skupione w koalicjach Przymierze dla Polski oraz Porozumienie 11 listopada uczyniły w ten sposób krok w kierunku wspólnego startu w wyborach, a może i wyłonienia wspólnego kandydata na prezydenta, w opozycji do Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego.
Pomysł szybko spalił jednak na panewce. Dziesiątka partii poparła co prawda prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza jako kandydata na prezydenta, ale Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe i Porozumienie Centrum Jarosława Kaczyńskiego wkrótce wycofały poparcie. Równocześnie inna grupa prawicowych organizacji, znana jako „Konwent świętej Katarzyny”, nie mogła doliczyć się w głosowaniu, czy poparła Jana Olszewskiego, czy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Jak nie szło, to nie szło. Ale już dwa lata później zjednoczona prawica wygrała wybory pod szyldem Akcji Wyborczej Solidarność. Tyle historia.
W porównaniu z sytuacją na polskiej prawicy w połowie lat 90., dzisiejsza sytuacja lewicy wydaje się stosunkowo klarowna. Mamy tu czterech istotnych graczy. SLD popierany jest przez starsze pokolenie, które z sentymentem myśli o PRL-u. Razem może liczyć na wielkomiejskie głosy młodych i klasy średniej. Wiosna także gromadzi wyborców z dużych miast, młodych i w średnim wieku, a ma potencjał dotarcia także do mieszkańców mniejszych miejscowości. Zieloni dodają potencjalnej koalicji wiarygodności w tematach ekologicznych, które powinny zyskiwać w najbliższych latach znaczenie polityczne.
O problemach i nadziejach polskiej lewicy piszemy w aktualnym numerze „Kultury Liberalnej”. Publikujemy w nim zapis debaty „Stara, nowa czy żadna? O przyszłości lewicy”, prowadzonej przez Łukasza Pawłowskiego oraz Tomasza Sawczuka, w której udział wzięli: była członkini partii Razem Agnieszka Dziemianowicz–Bąk, Filip Konopczyński z Fundacji Kaleckiego, aktywista miejski Jan Śpiewak, a także Anna–Maria Żukowska z SLD.
Zjednoczenie polskiej lewicy okazuje się w praktyce trudne. Jak mówiła w debacie Dziemianowicz-Bąk, stworzenie wspólnego frontu lewicy nie było dotąd celem poszczególnych graczy. Jak wyjaśnia polityczka, celem było raczej „znalezienie kogoś, kogo można byłoby obarczyć odpowiedzialnością za to, że po raz kolejny nie udało się zawiązać porozumienia”.
Co więcej, liderzy poszczególnych partii lewicowych chętniej myślą o koalicji z Grzegorzem Schetyną niż ze sobą nawzajem. Doradca Wiosny Jakub Bierzyński przekonuje w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim oraz Ignacym Klimontem, że między liderami lewicy brakuje elementarnego zaufania. Jego zdaniem bardziej różnią się oni między sobą niż z Grzegorzem Schetyną: „Adrian Zandberg, Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty, poza wspólnotą pewnych haseł programowych, mają kompletnie inne wizje uprawiania polityki i są innymi osobowościami”.
Wyjątkiem jest w tym kontekście partia Razem, która nie chce zawierać koalicji z Platformą ani nie ma szans na jej zawarcie. W rozmowie z Jakubem Bodzionym Maciej Konieczny z Razem apeluje do Czarzastego i Biedronia o odwagę. Przekonuje on, że nie powinni kapitulować przed liderem Platformy, a utworzenie wspólnej listy lewicy to lepsze rozwiązanie.
Dyskusje o jednoczeniu lewicy i programie mają znaczenie pod jednym warunkiem – że opozycja szuka najlepszego sposobu na to, by przejąć władzę. Niektórzy zarzucają Grzegorzowi Schetynie, że ten pogodził się faktem, że opozycji nie uda się wygrać z PiS-em, dlatego próbuje jedynie zabezpieczyć swoją pozycję po stronie opozycyjnej.
Tymczasem Bierzyński idzie jeszcze dalej. Uważa on, że z punktu widzenia opozycji, w tej chwili w ogóle nie ma sensu brać władzy: „Optymalny wynik to rząd koalicyjny PiS-u z Kukizem mający niewielką większość w Sejmie i przewaga opozycji w Senacie, która daje możliwość blokowania zmian ustrojowych. Ale przede wszystkim prezydentura. Najważniejsze wybory, które nas czekają, to wybory prezydenckie, nie parlamentarne”.
Zaskakujące, że chociaż nowy początek wydaje się dla lewicy w zasięgu ręki, główni gracze zastanawiają się przede wszystkim nad tym, jak by tu wyprowadzić sztandar.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”