Jakub Bodziony: Ile jedzenia marnuje się w Polsce?
Marek Borowski: Ostatnie badania statystyczne pochodzą sprzed 13 lat i według nich 9 milionów ton. Jako Federacja Polskich Banków Żywności realizujemy projekt badawczy, w którym badamy, ile tej żywności marnuje się obecnie. Na początku przyszłego roku planujemy publikację danych, ale już teraz wiemy, że najwięcej żywności z poszczególnych etapów łańcucha produkcji – rolnictwa, produkcji pierwotnej, gastronomii, handlu i konsumpcji – marnuje się w wśród grupy konsumentów. To około 50 procent.
Ale co to znaczy? Że połowa kupowanej przez nas żywności ląduje w koszu?
Dokładnie tak, kupujemy za dużo i nie jesteśmy w stanie tego zjeść. Z badań prowadzonych przez Federację Polskich Banków Żywności wynika, że najczęściej wyrzucamy pieczywo, później warzywa i owoce i nabiał.
9 milionów ton brzmi dosyć abstrakcyjnie.
To inaczej. Zakładając, że w jednym wagonie towarowym zmieści się 60 ton, całą zmarnowaną żywność w minionym roku zmieścilibyśmy w… bagatela! 150 tysiącach wagonów. Jeden taki wagon ma średnio 14 metrów długości, więc gdyby ustawić je jeden za drugim, to ciągnęłyby się przez 2000 kilometrów, czyli jak z Warszawy do Hiszpanii.
Na ile dokładne są te dane? Niektórzy mówią, że tych wagonów powinno być nawet 220 tysięcy. Poza tym w książce Marty Sapały pod tytułem „Na marne” jest cytat, w którym pan mówi, że tak naprawdę nie wiemy – że może to być 9 milionów, ale może 5.
Tak jak już wspominałem, badania są z przed 13 lat. W tym czasie nastąpiły ogromne zmiany w procesach produkcji, uszczelnienie łańcucha, zmiany technologiczne. Dystrybucja też prowadzi zoptymalizowane systemy zamawiania produktów. Jednak badania europejskie potwierdzają ogólną liczbę marnowanego jedzenia w Europie na podobnym poziomie – około 90 milionów ton – bez podziału na poszczególne kraje). Te dane pokazują, ze w Europie marnujemy podobne ilości żywności co 10 lat temu. Jako Federacja realizujemy obecnie projekt PROM, który ma określić skalę marnowanego jedzenia w naszym kraju. Naszymi partnerami w tym projekcie są instytucje naukowo-badawcze: Instytut Ochrony Środowiska, Szkoła Głowna Gospodarstwa Wiejskiego i Polskie Towarzystwo Technologów Żywności. Na początku następnego roku będziemy mogli określić, ile żywności marnuje się w kraju.. Nawet jeżeli jest to 5 milionów ton, to i tak zdecydowanie za dużo.
Nie mamy szacunku do jedzenia?
Jest to związane przede wszystkim z nadmierną konsumpcją. Mamy ogromny wybór produktów i bardzo szczegółowo dobieramy to, co chcemy spożyć, bo rosną nasze oczekiwania. Jednocześnie istnieje grupa, dla której żywność stanowi pewien element dobrobytu. Oni kupują więcej, bo mają przekonanie, że skoro ich stać, to znaczy, że są lepiej sytuowani. Szczególnie dotyczy to uboższych grup osób.
Osoby uboższe marnują w związku z tym, że kupują zbyt dużo niskojakościowego jedzenia, a ci lepiej sytuowani kierują się jakością podczas wyboru produktów, ale zazwyczaj nie mają czasu ich spożyć. | Marek Borowski
Nie rozumiem. Biedniejsi marnują więcej jedzenia niż bogaci?
Każda z tych grup marnuje żywność z innego powodu. Osoby uboższe marnują w związku z tym, że kupują zbyt dużo niskojakościowego jedzenia, a ci lepiej sytuowani kierują się jakością podczas wyboru produktów, ale zazwyczaj nie mają czasu ich spożyć. Do problemu zbyt dużych zakupów i przekraczania terminów przydatności do spożycia trzeba doliczyć nasze domowe gotowanie, którego efekt często jest nie do przejedzenia.
I z tych powodów uruchomiliście kampanię informacyjną „Marnując żywność, marnujesz planetę”?
Celem kampanii jest tłumaczenie ekologicznych skutków marnowania żywności oraz poddawanie pomysłów na ograniczenie tego problemu. Na przykład, wyrzucona kanapka z serem to aż 90 litrów zmarnowanej wody, a kilogram wyrzuconych ziemniaków to strata 300 litrów. Aby wyprodukować kilogram wołowiny potrzeba około 10–30 tysięcy litrów wody!
Na każdy kilogram wyprodukowanej żywności uwalniane jest też do atmosfery 4,5 kilograma CO2, co przyczynia się do ocieplenia klimatu i negatywnych zmian środowiskowych. W ramach projektu zaplanowaliśmy szereg działań edukacyjnych, którymi objętych będzie w ciągu dwóch lat trwania projektu 200 szkół podstawowych w całej Polsce.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/07/16/robert-maklowicz-marnowanie-jedzenia-bodziony-rozmowa/” txt1=”Przeczytaj również rozmowę z Robertem Makłowiczem” txt2=”Ogon bobra jest ohydny” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/Litter-Waste-Discarded-Cup-Pollution-Garbage-1611123-550×413.jpg”]
Skoro produkcja mięsa jest tak obciążająca dla środowiska, to czy dla dobra planety powinniśmy zrezygnować z mięsa?
Mięso jest produktem, który też jest potrzebny w naszej diecie, jednak zjadamy go zdecydowanie za dużo. Na pewno powinniśmy pilnować równowagi, a mięsa zjadać mniej. Moje obserwacje wskazują, że mięso również jest wyznacznikiem dobrobytu dla wielu grup społecznych. Kiedyś mięso serwowane było od święta i stanowiło uzupełnienie posiłku dla osób ciężko pracujących fizycznie, dziś jest powszechne i obserwując posiłki w barach i restauracjach, można pokusić się o stwierdzenie, że stanowi podstawę codziennego posiłku dla wielu z nas. Ograniczenie jedzenia mięsa nie tylko pozwoli nam zadbać o naszą planetę, ale też wyjdzie nam na zdrowie.
Co jeszcze możemy zrobić jako konsumenci?
Musimy zwrócić uwagę na skalę konsumpcji. Kiedy jesteśmy w sklepie, naprawdę warto się zastanowić, czy naprawdę potrzebujemy kolejnego mleka, jogurtu czy opakowania makaronu. Bardzo ważne jest planowanie zakupów i posiłków na podstawie spisanej wcześniej listy. A kolejnym problemem jest to, że nie wiemy, jak przechowywać żywność.
To znaczy?
Dużej części owoców i warzyw nie powinniśmy wkładać do lodówki, chociażby pomidorów, które w ten sposób tracą smak i swoje wartości odżywcze. Warto zapoznać się z zasadami, które można znaleźć na naszej stronie www.niemarnuje.pl.
W Polsce obowiązują również dwa terminy przydatności do spożycia „należy spożyć do” i „najlepiej spożyć przed”. Większość z nas uważa, że nie ma pomiędzy nimi różnicy.
A jest?
Pierwsze określenie dotyczy produktów mięsnych i nabiałowych, w przypadku których nie powinniśmy ryzykować, jedząc je po tym terminie. Ale „najlepiej spożyć przed”, nie oznacza, że po upływie daty na opakowaniu należy dany produkt wyrzucić. Powinniśmy wtedy sprawdzić, czy nie wygląda na zepsuty – jeśli nie, bez obaw można go spożyć.
Jaka jest rola banków żywności?
Jest ich kilka, pierwsza z nich dotyczy producentów i dystrybutorów. Współpracujemy z nimi po to, żeby zagospodarować żywność, która została wyprodukowana w nadmiarze. Z tym jedzeniem docieramy do tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Naszą ideą jest to, żeby cała żywność wytworzona na cele konsumpcyjne, była spożytkowana przez ludzi.
Ale twierdzi pan, że to właśnie konsumenci procentowo marnują jej najwięcej.
Dlatego prowadzimy cały proces edukacji w zakresie żywienia, przechowywania jedzenia i tego, jak go nie marnować. Mówimy o tym, jak przygotowywać potrawy, i przypominamy, że konieczne jest czytanie etykiet na produktach. Ale to wszystko są działania dodatkowe, które mają na celu ograniczenie skali negatywnego zjawiska.
Sklepy przekazują wam jedzenie, które nie nadaje się do sprzedaży?
Producenci zawsze produkują trochę więcej, niż wynosi zapotrzebowanie na rynku. Ale wpływ mają też inne czynniki, na przykład pogoda.
To znaczy?
Na przykład, kiedy zaczyna się lato i jest ciepło, to zwiększa się produkcję mięs i wędlin, bo wszyscy spodziewają się wzrostu popytu w związku z startem sezonu grillowego. Jeśli nadejdzie nagłe załamanie pogody, to zapotrzebowanie na tego typu produkty spada nawet o połowę.
Są też sytuacje losowe. Kiedyś mieliśmy 400 ton soków, a producent stwierdził, że opakowanie nie spełnia jego standardów, bo było źle złożone i nie były widoczne wszystkie napisy. Postanowiono nie sprzedawać tego produktu, ponieważ producent uznał, że będzie to niekorzystne wizerunkowo dla marki i cała ta partia trafiła do nas.
Jak wygląda współpraca z sieciami handlowymi?
Zaangażowanych w nią jest około 1200 sklepów, z których odbieramy żywność z krótkim terminem przydatności do spożycia. Ona zazwyczaj jest zdejmowana z półek jeszcze 2–3 dni przed datą wyznaczoną na opakowaniu i wtedy samochody z banków żywności odbierają te produkty. Tylko z sieci handlowych w zeszłym roku odebraliśmy 10 000 ton produktów, a łącznie udało nam się zgromadzić 80 000 ton żywności.
Wyrzucona kanapka z serem to aż 90 litrów zmarnowanej wody, a kilogram wyrzuconych ziemniaków to strata 300 litrów. Aby wyprodukować kilogram wołowiny potrzeba około 10–30 tysięcy litrów wody! | Marek Borowski
Czy tego jedzenia jest wystarczająco dużo wobec liczby potrzebujących? Pan mówi, że wyrzucamy ogromne ilości jedzenia, a 1,5 miliona Polaków żyje poniżej granicy ubóstwa.
Nie, potrzeby są dużo większe. Problem jednak dotyczy szybkiego zagospodarowania żywności z krótkim terminem przydatności do spożycia. Można byłoby go skutecznie zwalczyć poprzez tworzenie kuchni społecznych, w których przygotowywano by konkretne posiłki z żywności pozyskiwanej od sieci handlowych dla lokalnych osób potrzebujących.
Restauracje też są włączone w program?
W tej chwili współpracujemy z ponad setką lokali. Odbieramy od nich żywność, która nie została podana klientowi. Gastronomia jest ograniczona dodatkowymi przepisami i jeśli coś zostało zaserwowane gościowi, nie może być oddane nikomu innemu. Dlatego też nie powinniśmy się krępować, żeby poprosić o resztki jedzenia na wynos, bo inaczej to jedzenie trafi do kosza. Ale to, co nie wyszło z kuchni, staramy się zagospodarować.
Rozdajecie tę żywność osobom indywidualnym?
Współpracujemy z organizacjami pozarządowymi, które zajmują się konkretną grupą potrzebujących: dziećmi, rodzinami, bezdomnymi, osobami z niepełnosprawnościami. W skali kraju jest to około 3600 różnych instytucji. Te organizacje mają już zdiagnozowane potrzeby i wiedzą, komu ta żywność jest najbardziej potrzebna, czy to w postaci posiłku, czy paczki. Dzięki temu docieramy do 1,5 miliona osób w Polsce, co byłoby niemożliwe, gdybyśmy działali w pojedynkę.
Ile banków jest zrzeszonych w federacji?
31. Są to zupełnie oddolne i pozarządowe inicjatywy w formie fundacji lub stowarzyszeń. Pierwsze takie organizacje powstawały 25 lat temu, a dziś są już obecne w każdym większym mieście.
Jak pozyskujecie środki na działalność?
Jeszcze przed 2004 rokiem zabiegaliśmy o unijne programy pomocowe. Działają na takiej zasadzie, że 15 procent środków pochodzi z budżetu państwa, a reszta od Unii Europejskiej. Teraz jesteśmy beneficjantami specjalnego programu UE, w ramach którego produkowane jest dla nas ponad 30 tysięcy ton żywności rocznie z długimi terminami przydatności do spożycia. Podstawowe produkty typu makaron, olej, cukier, warzywa, mięsa docierają do naszych magazynów i my zajmujemy się ich dystrybucją. Ten program ma pewne środki na obsługę transportowo-magazynową, dzięki czemu możemy prowadzić działalność.
To jest wasze jedyne źródło utrzymania?
Środki unijne zabezpieczają jedynie około jednej trzeciej naszych potrzeb. Bardzo ważnym partnerem dla wszystkich banków są lokalne samorządy, których obowiązkiem jest opieka nad potrzebującymi. Dlatego samorządy często partycypują w kosztach utrzymania banków żywności.
Kolejnym elementem jest grupa darczyńców. Można to zrobić za pośrednictwem naszej strony, do czego gorąco zachęcam. Firmy pomagają nam również w formie barteru i wiele przedsiębiorstw transportowych rozwozi nasze produkty bezpłatnie.
Czy żywności jest na tyle, żeby przekazać ją wszystkim potrzebującym?
Potrzeby są większe niż nasze możliwości i te 80 000 ton jest niewystarczające. Zjadamy w ciągu roku około 800 kilogramów żywności, a my jednej osobie przekazujemy średnio 80 kilogramów produktów, więc problem jest bardzo poważny.
Gastronomia jest ograniczona dodatkowymi przepisami i jeśli coś zostało zaserwowane gościowi, nie może być oddane nikomu innemu. Dlatego też nie powinniśmy się krępować, żeby poprosić o resztki jedzenia na wynos, bo inaczej to jedzenie trafi do kosza. | Marek Borowski
W jego rozwiązaniu miała pomóc ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Każdy ze sklepów o powierzchni powyżej 250 metrów kwadratowych będzie zobowiązany do zawarcia umowy z organizacją społeczną, która zagospodaruje żywność i przekaże ją potrzebującym. Sklepy, które nie zastosują się do postanowień nowego prawa, mają przekazywać 10 groszy za 1 kilogram zmarnowanej żywności na rzecz organizacji zajmującej się dystrybucją takiej żywności.
Ustawa, która powstała z inicjatywy Senatu, jest już po wszystkich wymaganych konsultacjach. Praca została zakończona już w kwietniu.
Cieszy się pan?
Nie do końca. Ostatnim etapem miało być zaakceptowanie ustawy przez poselską Komisję Gospodarki i Rozwoju i jej przedstawienie na posiedzeniu Sejmu. Przez trzy miesiące to się nie stało, więc zaczęliśmy wywierać presję na polityków. Dowiedzieliśmy się, że ten projekt ma być omawiany na komisji 16 lipca i wtedy mógłby on zostać przedstawiony na jednym z dwóch ostatnich posiedzeń Sejmu w tej kadencji.
A jeżeli 16 lipca się nie uda?
Według prawa wszystkie projekty ustaw, które były wypracowane w czasie kadencji, tracą swoją moc. W nowej kadencji Sejmu trzeba będzie zacząć prace niemal od początku. Przeprowadzenie po raz kolejny wszystkich konsultacji, według moich szacunków, może opóźnić pracę o kolejne dwa lata, co wydaje się absurdalne.
Jaka jest przyczyna tego zastoju prac?
Sieci handlowe są niezadowolone z wdrażania tej ustawy, uważają, ze powinna ona dotyczyć wszystkich etapów w łańcuchu produkcji i dystrybucji żywności, a nie tylko sieci. W pewnym sensie się z tym zgadzam, jednak od czegoś trzeba rozpocząć i przetestować. Tak też zaczynaliśmy ze zwolnieniem darowizn żywności z podatku VAT. Najpierw zwolnieni byli producenci, później wszyscy.
Sieci handlowe twierdzą również, że uchwalenie ustawy oznacza dodatkowe obciążenia dla handlu. Ale my jako przedstawiciele banków żywności się z tym nie zgadzamy, bo te 10 groszy za każdy kilogram jedzenia, to koszt, który i tak obecnie jest ponoszony, w związku z opłatami za proces utylizacji. Nie ma tutaj dodatkowych obciążeń finansowych. Dlatego nie możemy zmarnować tej szansy i ogromu wykonanej już pracy.