Dziesięć lat temu zmarł Leszek Kołakowski. Trudno o postać w najnowszej historii Polski, która bardziej nadawałaby się na „narodowego filozofa”. Jego biografia w pewnym sensie uosabia doświadczenie całego pokolenia polskiej inteligencji, niezwykle ważnej w dramatycznych zwrotach dwudziestowiecznych dziejów naszego kraju. Wybitny historyk idei, którego książki odegrały ważną rolę w światowej humanistyce, życiorys złamany na pół przymusową emigracją z przyczyn politycznych, jeden z intelektualnych „ojców chrzestnych” transformacji demokratycznej po 1989 roku, wreszcie autor popularnych tekstów i programów telewizyjnych, który trafił pod strzechy.

Ale czy jest właściwie jakaś „filozofia Leszka Kołakowskiego”? Pomijając wielokrotne deklaracje samego myśliciela, że takiej oryginalnej filozofii nie ma, pozostaje ogromnym wyzwaniem wybrać jakieś najważniejsze zagadnienie u autora, który w swoich tekstach poruszał bardzo wiele tematów na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Dla wielu, kluczowym problemem pozostanie jego stosunek do komunizmu – w tej perspektywie Kołakowski będzie zawsze przede wszystkim młodym stalinowskim radykałem, później reformatorem marksizmu z czasów rewizjonistycznych, a wreszcie – prorokiem antykomunizmu od publikacji słynnych „Głównych nurtów marksizmu”. Dla innych najważniejszy będzie Kołakowski jako myśliciel religijny, który wciąż przypominał o fundamentalnej roli religii (w naszym kontekście – chrześcijaństwa) jako wspornika całego gmachu kultury i żywotności nierozwiązywalnych pytań metafizycznych w zsekularyzowanym świecie. Jeszcze inni powiedzą, że to myśliciel polityczny – że największym dziedzictwem filozofa są „Tezy o nadziei i beznadziejności”, że jak nikt inny potrafił sformułować program społeczeństwa umiarkowanego w swoich instytucjach i obyczajach, a co stanowiło niezastąpioną inspirację dla całej opozycji demokratycznej przez kilka dekad. Wydaje się, że jest jednak problem filozoficzny, który stanowił jądro myślenia Kołakowskiego w niemal wszystkich jego pracach. Niezależenie, czy zajmował się marksizmem, chrześcijaństwem, pozytywizmem czy demokracją – tak naprawdę zawsze szukał najlepszej odpowiedzi na pytanie o Prawdę.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/07/09/zbigniew-mentzel-biografia-leszek-kolakowski-czytanie-swiata/” txt1=”Przeczytaj także fragment” txt2=”nowej biografii Leszka Kołakowskiego autorstwa Zbigniewa Mentzla” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/Kolakowski2_IKONKA-550×366.jpg”]

Ale cóż to jest Prawda? Mimo studiów pod kuratelą największych mistrzów lwowsko-warszawskiej szkoły logiki, Kołakowski nie został filozofem analitycznym, nie uprawiał filozofii języka ani filozofii umysłu, najważniejszych dziś dziedzin akademickiej filozofii. Prawda dla Kołakowskiego oznaczała pewien absolutny punkt odniesienia, zespół jednoznacznych wartości, które porządkują nasze codzienne doświadczenie i sprawiają, że życie jest przeżywane z poczuciem sensu. Prawda to taki punkt podparcia, na którym człowiek stoi, wie, że stoi – i widzi z tego punktu cały swój świat. Prawda ma przede wszystkim wartość jako kompas etyczny, pozwala odróżniać dobro od zła i daje ogólne wskazówki dla codziennych decyzji moralnych. Prawda daje pewność, daje fundament, dzięki któremu życie ma sens:

„To są pytania Zwierzęcia Rozumnego o sens. […] Zwierzę Rozumne ma na myśli Prawdę co się zowie, Prawdę bez ograniczeń; chce wiedzieć, jak to jest, czy tak jest, jak te zdania mówią, ita est ut significant, i czy dobre są te pytania.

Zwierzę Rozumne nie chce więc korzystać z takich czy innych definicji prawdy, które mu filozofowie podsuwają; chce wiedzieć, jak to jest” [1].

Taka Prawda zdaniem Kołakowskiego jest niezbędna. Bez niej marny jest ten świat i marna ludzka dola na nim. Jeśli nie wiemy, jaki jest porządek bytu, przede wszystkim – jaki jest porządek moralny bytu – niewiele dobrego jesteśmy w stanie zdziałać. Wiedząc, jaka jest różnica między dobrem a złem, nigdy nie uda nam się całkowicie uniknąć czynienia zła, ale dzięki temu, że zło znamy, znamy też dobro i możemy świadomie wybierać dobro, aby ten świat i nasze życie czynić lepszym.

Jaka jest ta Prawda? Czy da się ją poznać? Czy ktoś już kiedyś ją poznał i możemy korzystać z jego doświadczeń? Cała biografia intelektualna Leszka Kołakowskiego to seria rozczarowań różnymi projektami filozoficznymi, które miały nadawać sens życiu. Marksizm? To „farsowa strona ludzkiej niedoli” [2]. Pozytywizm i wynikająca z niego tradycja scjentystyczna? „Rozum, ledwo się narodził, wnet samobójstwo popełnił. Przykro” [3]. Fenomenologia? Husserl był być może najbliżej, ale i on nie potrafił wytłumaczyć, jak po redukcji fenomenologicznej wrócić do codziennego doświadczenia. Religia? Pomaga poradzić sobie z tym, że życie jest nieuniknioną porażką [4], ale w ten sposób, że obiecuje jeszcze inne życie, inną rzeczywistość, która dawałaby wreszcie to bezwzględne, pewne podparcie. Ale o tej rzeczywistości nic nie wiemy (prawie nic) [5] i nie mamy rozumowych narzędzi, aby się o niej czegokolwiek dowiedzieć.

Kołakowski nigdy publicznie nie zadeklarował: „ta i ta doktryna (ten i ten kościół, instytucja, filozof) ma rację, tu leży Prawda (albo przynajmniej coś, co jest najbardziej zbliżone do Prawdy), tych słuchajcie”. Czy nie potrafił się zdecydować? Czy pomimo usilnych poszukiwań, żadnej Prawdy nie znalazł? Doszedł do wniosku, że w ogóle jej nie ma? A jeśli jej nie ma, to nie wolno tego mówić na głos, żeby nie popadać w rozpacz? Czy rzeczywiście Kołakowski uczy, że „dążenie do prawdy pozostaje dążeniem do jednej prawdy, chociażby się wiedziało, że jednej prawdy brak” [6].

A może jest jeszcze inaczej – może nie jest rolą filozofów Prawdę ogłaszać? Każde Zwierzę Rozumne pragnie Prawdy, ale nie ma do niej drogi na skróty. Nie wystarczy, że ktoś pokaże palcem: „tam jest ten punkt, gdzie pewnie staniesz”; trzeba samemu do niego dojść i samemu stanąć. W przeciwieństwie do powszechnej opinii, Leszek Kołakowski nigdy nie porzucił czapki błazna dla kapłańskiego ornatu. Kapłan głosi, że odnalazł Prawdę; błazen wiecznie poddaje w wątpliwości tych, którzy są już pewni znaleziska. Bez Prawdy sobie nie poradzimy, ale do Prawdy droga jeszcze daleka:

„Moje ogólne nastawienie można wyrazić tak oto: filozofia nie zajmuje się Prawdą. Filozofia nie odkryje nigdy jakichkolwiek powszechnie uznawalnych prawd; […] Kulturalna rola filozofii nie polega na dostarczaniu prawdy, ale na pielęgnowaniu ducha prawdy. […] nie wolno zaprzestać kwestionowania tego, co wydaje się oczywiste i definitywne; trzeba zawsze podawać w wątpliwość na pozór niewyczerpane zasoby zdrowego rozsądku […] Filozofowie ani nie sieją, ani nie zbierają – oni tylko wzruszają glebę” [7].

Co nam zostaje po tym wzruszaniu gleby? Dlaczego mielibyśmy czytać Kołakowskiego dziesięć lat po jego śmierci, w zupełnie innym świecie niż ten, w którym filozof formułował swoje tezy? Pierwsza, najprostsza odpowiedź brzmi – w celach edukacyjnych. Kołakowski był wielkim historykiem filozofii, który zajmował się wieloma innymi myślicielami i jego prace mają niewiele sobie równych w skali światowej humanistyki. Kołakowski naprawdę spróbował prawie wszystkiego i jak w przypadku wielkich historyków, jego analizy się nie starzeją z upływem lat. I z tego wynika druga odpowiedź na pytanie o aktualność Kołakowskiego – takie wspólne przekopywanie gleby marksizmu, chrześcijaństwa, egzystencjalizmu daje ogromne korzyści. Banałem jest powtarzać: „wątp we wszystko”. Ale jeśli ktokolwiek może i powinien powtarzać ten banał, to właśnie filozofowie tacy jak Kołakowski, którzy wyposażeni w najlepsze narzędzia umysłu przeszli przez prawie całą mapę ludzkiej myśli. Kołakowski jeszcze bardzo długo pozostanie wzorcem sceptycznego błazna, którego dzwonki ostrzegają, ilekroć pojawia się ktoś, kto twierdzi, że już wie, już rozwiązał, już odpowiedział, już odnalazł. Powtórzmy jeszcze raz – chcesz dostać jednoznaczną odpowiedź, „jak żyć?”, jaka jest Prawda? Kołakowski nie udzieli odpowiedzi na to pytanie. Ta Prawda istnieje i nigdy nie wolno nam zrezygnować z poszukiwania jej, bo inaczej nam biada. Ale nie może się to odbywać inaczej niż w codziennym wysiłku i na własny rachunek.

 

Przypisy:

[1] L. Kołakowski „Jestże dla prawdy przyszłość jaka?”, w zbiorze „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania” [Znak, Kraków 2009], s. 286.

[2] L. Kołakowski, „Główne nurty marksizmu”, tom III [PWN, Warszawa 2009], s. 527.

[3] L. Kołakowski, „David Hume”, w zbiorze „O co nas pytają wielcy filozofowie. Trzy serie” [Znak, Kraków 2008], s. 172.

[4] L. Kołakowski, „Odwet sacrum w kulturze świeckiej”, w zbiorze „Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań” [Znak, Kraków 2009], s. 244.

[5] L. Kołakowski, „Krótka i kompletna metafizyka. Innej nie będzie. Innej nie będzie”, w zbiorze „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania” [Znak, Kraków 2009], s. 297.

[6] M. Król, „Czego nas uczy Leszek Kołakowski” [Czerwone i Czarne, Warszawa 2010], s. 117.

[7] L. Kołakowski, „Śmierć utopii na nowo rozważona”, w zbiorze „Moje słuszne poglądy na wszystko” [Znak, Kraków 2011], s. 14–15.