Rebecca Solnit znana jest polskiemu czytelnikowi przede wszystkim za sprawą głośnego zbioru esejów „Mężczyźni objaśniają mi świat”, będącego wyraźnym, a przez to słyszalnym głosem przeciwko przemocy symbolicznej wobec kobiet. „Nadzieja w mroku”, której premiera na polskim rynku książki wypadła na 6 czerwca bieżącego roku, nie jest oczywiście tłumaczeniem najświeższej daty. Książka Solnit powstawała bowiem w latach 2003 oraz 2004 jako radykalny gest „w obronie nadziei”, będący odpowiedzią na konkretne wydarzenia polityczne; gest zakotwiczony w określonej sytuacji społecznej, którą była między innymi zapowiedź wojny w Iraku w decydującym momencie rządów George’a W. Busha.

Głos, który pierwotnie przybrał formę eseju zamieszczonego w sieci, został włączony w maszynę dystrybucji informacji i błyskawicznie zdobył rozgłos wśród grona czytelników i czytelniczek. Znamienne, że mamy tutaj do czynienia z tym samym mechanizmem, co w przypadku wydanej w ubiegłym roku, także przez Wydawnictwo Karakter, książki Reni Eddo-Lodge „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi ludźmi o kolorze skóry”, której powstanie zostało zapoczątkowanie przez wpis na facebookowym profilu. To wtrącenie mogłoby się zdawać niepotrzebne, jednakże już na wstępie warto zaznaczyć, że aktywizm i sprawczość w ujęciu Solnit to także korzystanie z dóbr współczesnej technologii i środków masowego przekazu. Internet, który w ostatnich czasach utożsamiany jest wyłącznie z jego destruktywną siłą, może – jak w przypadku Eddo-Lodge oraz samej Solnit – stać się narzędziem rozpowszechniającym i przede wszystkim intensyfikującym nasz głos, dzięki czemu ten ostatni w każdej chwili ma szansę odegrać rolę centrum debaty polityczno-społecznej. Przykładami owego pozytywnego działania, jakie podaje nam autorka, są między innymi: powstanie zapatystów, którzy jako jedni z pierwszych uczynili z internetu poważny użytek, akcje antywojenne oraz blokada spotkania Światowej Organizacji Handlu w Seattle z 1999 roku, dzięki której zamknięto obrady. Był to jeden z najbardziej znamiennych przykładów wskazujących na to, że przyhamowanie bezwzględnej ekonomii wolnego handlu – niszczącej rolników i rolniczki na całym świecie – jest możliwe. Autorka „Nadziei w mroku” sytuowałaby się zatem w ciągu tradycji pisarskiej praktykowanej przez Woolf, Sontag, Lorde czy wyżej już wspomnianej Eddo-Lodge, a więc kobiet, dla których słowo staje się narzędziem wprawiającym w ruch, zaczątkiem zmiany, czy też, cytując samą Lorde, gestem będącym „przekształceniem milczenia w język i działanie” [1].

Choć książka Solnit powstawała w konkretnym miejscu i czasie, wybrzmiewa dzisiaj zdumiewająco aktualnie – i to zarówno w kontekście globalnej polityki, jak i lokalnych praktyk. Celem owych esejów, jak zaznacza sama Solnit, jest przede wszystkim przekształcenie trajektorii naszego myślenia o świecie i zachodzących w nim zmianach. Przeciwko dominującej, postmodernistycznej narracji „mitologii słabości”, zapośredniczonej przez media głównego nurtu, Solnit przedstawia odmienną wizję, wskazującą na ludzką sprawczość. Podług autorki jedną z przyczyn zagłuszających poczucie realnego wpływu na bieg wydarzeń są występujące w popkulturze figury superbohaterów, które zawsze zakładają istnienie odpowiedniego tła, jakim jest „motłoch pospólstwa” oraz wybrany heros o ponadnaturalnych mocach. Taka konfiguracja (zawierająca w sobie echa neoliberalnej polityki) zawsze zakłada, że potrzebujemy kogoś, kto w magiczny sposób pokieruje naszymi losami, za które przecież my sami moglibyśmy być odpowiedzialni.

Jako jedną z egzemplifikacji odmiennej i pozytywnej trajektorii widzenia, Solnit podaje historię tragedii po huraganie Katrina z 2005 roku, kiedy to setki obywateli zmobilizowały się do wzajemnej pomocy: „Nikt z tych ludzi nie powiedział wówczas: «Nie mogę uratować wszystkich». Wszyscy zaś mówili: «Mogę kogoś uratować, a zadanie to jest tak istotne i ważne, że będę ryzykować życie i przeciwstawię się władzom tylko po to, by móc to zrobić»” [s. 26]. Owa historia, opowiedziana słowami Solnit, zarówno pod względem stylistyki, jak i treści przywodzi na myśl formę przypowieści – jednakże przypowieści zsekularyzowanej, w której sprawczość nie jest uzależniona od jakiejkolwiek wyższej instancji, lecz przede wszystkim od odpowiedzialności drugiego człowieka. To historia o odbudowywaniu ludzkiej godności, ale także o tym, że nadzieja często wymyka się chłodnym, statystyczno-kapitalistycznym kalkulacjom.

Analogicznym przykładem narracji sprzeciwu wobec dyskursu bezradności jest opowieść o ataku na World Trade Center w 2001 roku, kiedy – w obliczu tragedii oraz niemocy instytucji – to przede wszystkim kolektywna samoorganizacja obywateli ponad politycznymi podziałami pozwoliła wytworzyć poczucie wspólnotowości i otwartości debaty publicznej. To, co zostało nagłośnione ex post przez media głównego nurtu, wyrażające nienawiść wobec całego arabskiego świata, Solnit uważa za największą porażkę ludzkości. Jednakże jak sama zaznacza, książka ta powstała jako głos w obronie nadziei, która nigdy nie jawi się jako prosty, przyczynowo-skutkowy schemat, a zmiany nierzadko mogą przychodzić niepostrzeżenie lub jako efekt długotrwałych oddolnych działań, które z czasem dopiero nabierają cech oczywistości. Jednym z przykładów takiego opóźnionego sprzężenia zwrotnego jest historia ruchu Women Strike for Peace. Za czasów prezydentury Kennedy’ego garstka kobiet strajkowała przed Białym Domem przeciwko zbrojeniom atomowym, jednak dopiero kilka lat później jedna z nich dowiedziała się od dr. Benjamina Spocka, jak wiele owa manifestacja dała mu do myślenia. Człowiek, który dał się później poznać jako gorliwy orędownik sprawy rozbrojenia atomowego, stał się aktywistą właśnie dzięki tej niewielkiej grupie kobiet, strajkujących przed Białym Domem.

Solnit podsuwa nam o wiele więcej podobnych mikropowieści i na ich podstawie buduje wielką makroopowieść o złożonym świecie. Aby dobitnie zilustrować mechanizm działania nadziei, autorka rysuje obraz sceny teatralnej, na którą padają reflektory – oto media głównego nurtu. Na scenie widoczny jest strajk ludzi dla klimatu – garstka osób. Komentatorzy mówią: „Jest ich niewielu, to nie może zatrzymać zmian klimatycznych”. W tym samym czasie nikt nie wie, co dokonuje się w mroku, na widowni, gdzie — idąc tropem performatywnych badań nad teatrem, które już dawno rozbiły tradycyjny nurt myślenia o aktorach i instytucjach jako jedynych aktantach, posiadających sprawczość – to my, jako widownia, także działamy. Solnit na podstawie danej metaforyki stara się udowodnić, że to, co niewidoczne, także zawiera w sobie potencjał działania, który na początku może się zdawać nieskrystalizowaną siłą, ale z czasem staje się czymś zgoła oczywistym, zmieniającym rzeczywistość: „większość ludzi nie chce pamiętać, jacy byli dawniej – przesiąknięci homofobią czy rasizmem – gdy stają się zupełnie inni” [s. 13].

Autorka z pełną pasji żarliwością zaznacza, że choć żyjemy w społeczeństwie kapitalistycznym, nasze życie codzienne może być zupełnie inne: relacje, przyjaźnie, organizacje społeczne, zaangażowanie duchowe i polityczne mogą zostać przepełnione działaniami dobrowolnymi, działaniami z miłości. Ktoś mógłby powiedzieć, że owo podejście nacechowane jest sporą dozą utopijnego myślenia, lecz Solnit ma tego świadomość – dla niej utopia, to podług cytowanych przez nią słów Eduarda Galeano, warunek przemieszczania się: „Kiedy przejdę dwa kroki, ona robi dwa kroki wstecz. Przechodzę dziesięć kroków, a ona jest już dziesięć kroków dalej. Po co istnieje utopia? Właśnie po to, by się przemieszczać” [2].

Jednym z niezwykle cennych rozpoznań Solnit jest wskazanie na pozorność, z jaką działacze i działaczki rzekomo odrzucają judeochrześcijańską narrację o Raju – podług Solnit niektórzy z nich równie chętnie snują opowieści o idealnym miejscu do życia. Takie spojrzenie wywołuje z kolei niepohamowany wysyp paraliżującej krytyki, ponieważ tak wiele brakuje jeszcze do owej doskonałości. W ten sposób Solnit dotyka najsłabszego punktu aktywistów, którzy chcieliby widzieć zmianę na zasadzie działania przyczynowo-skutkowego, umowy oraz usługowej relacji: przyjdę na marsz, poświęcę swój czas i chcę w zamian wielkiego przewrotu. Jednak zmiana w ten sposób nie działa. Solnit proponuje zatem spojrzeć na aktywizm jako praktykę życia codziennego, niosącego w sobie znamiona bezinteresowności, wyzbytego od wszelkich statystycznych kalkulacji. Nie oferuje gotowych strategii działania, które moglibyśmy wywiesić sobie na ścianie i podążać ich tropem na zasadzie starotestamentowego dekalogu – zapewnia natomiast tchnienie nowej energii uwzględniającej pozytywne głosy, jakie pojawiły się w historii: od ruchów feministycznych, queerowych czy antykapitalistycznych, takich jak ruch Occupy Wall Street, aż po współczesne strajki klimatyczne. Kto by przecież pomyślał, że kilkunastoletnia Greta Thunberg zapoczątkuje prowadzone na tak ogromną skalę „Strajki dla klimatu” oraz że w 2016 roku premier Kanady Justin Trudeau zamknie tankowcom dostęp do kanadyjskiego wybrzeża? Wielka polityka zdaje się często tak odległa, że alternatywnym wyjściem może się okazać afirmowanie „Stulecia Rzeczy Małych”, w których rozdawanie ciepłych posiłków osobom bezdomnym (co praktykuje sama autorka) tworzy poczucie sprawczości i realnej zmiany. To przesłanie może być pokrzepiające dla wszystkich działających w Polsce kolektywów, takich jak Zupa na Plantach czy Food not Bombs, których działacze i działaczki często spotykają się z wypaleniem i brakiem wiary w to, że są w stanie ustanowić bardziej sprawiedliwy i być może nieco lepszy świat. „Nadzieja w mroku” pełni zatem funkcję niemalże terapeutyczną w spowitych ciemnością trudnych czasach – jest niczym pokrzepiający głos przyjaciela, powtarzającego tonem pełnym czułości: „Nie ustawaj, twoje działanie ma sens”.

Najnowsza książka Solnit to głos mówiący przede wszystkim o nowej empatycznej epistemologii, łączącej ludzi żyjących w przeświadczeniu o współdzieleniu złożonego świata, w którym, tak jak w teatrze, nie do końca wiadomo, kto tak naprawdę działa w całym złożonym elemencie networku/sieci, aby użyć terminologii Latoura. Owa narracja współdziałających podmiotów sprawczych wyprowadza nas w z mielizn postmodernistycznego chaosu i dyskursu bezradności wobec paraliżujących relacji władzy, ukazując podmiot, który na zasadzie kolektywnej relacyjności może tworzyć lepszy świat – świat opowiadający nam o tym, że w mroku możemy odnaleźć także nadzieję. A takie głosy zdają się dzisiaj szczególnie ważne na tle wzajemnego obwiniania się i polaryzujących debatę polityczną antagonizmów.

Przypisy:

[1] Audre Lorde, „Siostra outsiderka. Eseje i przemówienia”, przeł. Barbara Szelewa, wyd. Czarna Owca, Warszawa 2015.
[2] Eduardo Galeano, „Utopia Is on the Horizon” [w:] „We Are Everywhere: The Irresistible Rise of Global Anticapitalism”, London–New York 2003, s. 499.

 

Książka:

Rebecca Solnit, „Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości”, przeł. Anna Dzierzgowska, Sławomir Królak, wyd. Karakter, Kraków 2019.