Równie dobrze można by je zadać w odniesieniu do Powstania Listopadowego i Styczniowego. Nie jest tak, że to dzięki tym ruchom naród przetrwał i odrodziło się państwo. Łatwo wskazać narody, które niespecjalnie się buntowały, a niepodległość jednak zyskały bądź odzyskały. Nie byłoby też źle pamiętać, że polska walka nie przyniosłaby w 1918 roku wolności bez wymarzonej przez Mickiewicza „wojny ludów”, która w końcu przyszła.

Wróćmy wszakże do pytania o sens Powstania Warszawskiego. By go rozważyć, należałoby przedyskutować dziś mało brane pod uwagę wojskowe aspekty decyzji o wybuchu. Mówimy o bohaterstwie i ofierze, a nie o przesłankach, które do niego doprowadziły, opartych na ocenach niesprawdzonych, wręcz naiwnych z punktu widzenia ogólnoeuropejskiej sytuacji wojennej i dyplomatycznej. Nie bierzemy pod uwagę przeceniania relatywnie niewielkiej wagi Polski w europejskiej i światowej rozgrywce. Nie dyskutujemy, czy brzemienne w skutki decyzje nie były może wywołane marzeniem ludzi, by w końcu „dokopać tym Niemcom” (niech już będzie „Niemcom”, a nie „hitlerowcom”; tak wtedy mówiono).

Faktycznie, bardzo trudno było przez kilka lat przygotowywać konspiratorów do walki, a potem powiedzieć im: „Chłopcy, wracajcie do domu!”. Własny Ojciec opowiadał mi, jak w przeddzień Powstania stał z kolegami w Alejach Jerozolimskich, którymi ciągnęła na Zachód wówczas już pobita armia. Któryś z nich z nienawiścią zapytał: „I co, my im tak pozwolimy odejść? Bez pożegnania?!”. To nie powinien być jednak argument dla dowództwa. Prawda, ono było w sytuacji o tyle trudnej, że dobrych rozwiązań najpewniej „po prostu” nie było (los AK w Wilnie!).

Nie zadaje się pytania o to, co realnie przyniosło Powstanie Warszawskie. Rozważanie tego zagadnienia może być znakomitym ćwiczeniem dla studentów historii, podejmujących kwestie skutków wydarzeń historycznych. W tym wypadku dyskusja prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozstrzygnięta. Niemniej jednak pytanie warto stawiać, także w Muzeum Powstania. Ta placówka jest znakomitym muzeum narracyjnym. Zresztą zagłosowała w tej sprawie nogami publiczność. Pytanie, czy owa narracja jest wyczerpująca. Wola ludu nie do końca musi i może być zawodowym drogowskazem dla historyków (mimo uznania demokracji!). Ludzie chcą widzieć „disneyland” (z tragedią w tle!). Chcą czuć się spadkobiercami bohaterów walki o wolność, o swoje wartości, o Polskę. Muzeum im w tym pomaga. Oczywiście są w nim podane informacje o stratach – ale to nie na nie ani na dyskusję nad realnymi skutkami Powstania Warszawskiego położono akcent.

Faktycznie, bardzo trudno było przez kilka lat przygotowywać konspiratorów do walki, a potem powiedzieć im: „Chłopcy, wracajcie do domu!”. Własny Ojciec opowiadał mi, jak w przeddzień Powstania stał z kolegami w Alejach Jerozolimskich, którymi ciągnęła na Zachód wówczas już pobita armia. Któryś z nich z nienawiścią zapytał: „I co, my im tak pozwolimy odejść? Bez pożegnania?!”. | Marcin Kula

Odpowiedź na pytanie o skutki Powstania jest trudna, a dodatkowo zależy od horyzontu czasowego, w jakim się to zagadnienie rozważa. Stalin załatwił sobie zniszczenie polskich struktur podziemnych niemieckimi rękami – co i tak by zrobił własnymi. To, co potem uczynił z pozostałościami tych struktur, nie pozostawia w tej kwestii wątpliwości (choć może jednak więcej ludzi by przeżyło?). Doraźnie Powstanie przyniosło gigantyczną liczbę ofiar i przeogromną kupę gruzów; przyniosło wielkie cierpienia ludzi i zniszczenie dóbr kultury. Krakowianie, oferując sporo pomocy wygnańcom z Warszawy, stukali się jednak w głowę nad tym, na co ci się porwali. Efektem paradoksalnym Powstania było też to, że Stalin, zatrzymawszy się na linii Wisły, dał czas aliantom posunąć się dalej w jeszcze okupowanej Europie, niż może byłoby w przeciwnym wypadku. Bardziej długofalowo Powstanie może spowodowało ostrożniejsze traktowanie Polski przez Moskwę, sprzyjając opinii Polaków jako gotowych na każde ryzyko (ponoć za „Solidarności” Stanisław Kania tłumaczył Breżniewowi, że w wypadku interwencji sowieckiej chłopcy pójdą w Polsce na wkraczające czołgi z butelkami benzyny, jak w Powstaniu).

Powstanie przyniosło także mit, potężniejący w miarę upływu czasu. Czynnikiem przyspieszającym i wzmacniającym jego uformowanie się była, na dobrym miejscu, polityka PRL wobec tego aspektu pamięci. Przyniosło ono jednak chyba jeszcze coś bardzo ważnego – mianowicie przekonanie o potrzebie zdrowego rozsądku. W 1956 roku dyplomaci zachodni akredytowani w Warszawie sugerowali, że Polacy są ostrożni (w przeciwieństwie do Węgrów!), gdyż pamiętają Powstanie. Trudno powiedzieć, czy przyjęcie ostrożnej taktyki również na początku lat 80., potem w działaniach podziemnych, a pod koniec tejże dekady przyjęcie taktyki negocjacji w miejsce frontalnego starcia, też wynikało z pamięci Powstania. Mogło, rzecz jasna, wynikać z pamięci 1970 roku, oraz, szerzej, ze wspomnienia wypadków okazania „bratniej pomocy” w obozie socjalistycznym w latach 1953, 1956, 1968. Niemniej jednak z pewnością wynikało z myślenia, nie zaś z potencjalnie bohaterskiego ryzykanctwa, oraz z wiedzy, co może przynieść ruszenie z butelkami benzyny na czołgi. W latach 1980/1981 oraz w 1989 Polacy wykazali może nie tyle bohaterstwo, ile rozsądek – a to też było coś warte. Prawda, że zapłacono za to pewne ceny – ale za frontalną walkę byłyby one wyższe. Rządzący, choć osłabieni, byli zdolni się bronić.

Doraźnie Powstanie przyniosło gigantyczną liczbę ofiar i przeogromną kupę gruzów; przyniosło wielkie cierpienia ludzi i zniszczenie dóbr kultury. Krakowianie, oferując sporo pomocy wygnańcom z Warszawy, stukali się jednak w głowę nad tym, na co ci się porwali. | Marcin Kula

Rola mitu zrodzonego z Powstania ewoluowała. Najpierw był on instrumentem integracji i mobilizacji sił społecznych odległych od władz (parokrotne próby zbudowania pomnika Powstania, spotkania na cmentarzu, opowiadania rodzinne…). Od pewnego czasu w coraz większym stopniu ów mit stał się identyfikatorem prawicy, nieraz aspirującej do zawłaszczenia go, podobnie jak w ogóle patriotyzmu. Buczenia na warszawskim Cmentarzu Wojskowym przeciw Władysławowi Bartoszewskiemu były może nie najważniejszym wyrazem tego zjawiska, ale były wyrazem wyjątkowo paskudnym. Obecnie do mitu Powstania niestety nawiązuje też bardzo skrajna prawica.

Mit, o którym mowa, ma jednak również inną funkcję. Jest fragmentem budowania wizji narodu bohaterskiego. Podnosi się, że Polacy są narodem bohaterskim. Zmienia się ekspozycję Muzeum II Wojny Światowej jako niedostatecznie akcentującą narodowe bohaterstwo. Otóż, kultywowanie wizji „Jesteśmy narodem bohaterskim” jest typowe dla narodów odczuwających potrzebę skompensowania sobie czegoś (może marnego losu?). Kultywują go narody, żywiące kompleksy niższości lub wyższości. Przypomina to trochę stanie przed lustrem i powtarzanie „jestem piękny” (powtarzanie zresztą sobie samemu, bo mało kto z obcych tego słucha).

Czy Polska naprawdę musi sobie coś kompensować, bądź „podbijać bębenek”? Czy Polski nie stać na historię analityczną zamiast hagiograficznej? Czy nie więcej przynosi dyskusja zamiast kultu – o grożeniu prokuratorem i kierowaniu do sądu oskarżeń o zniesławianie narodu już nie wspominając? Czy nie warto patrzeć na własne dzieje porównawczo w perspektywie historii powszechnej? Czy nie warto patrzeć nie tylko na dzieje militarne, ale na ewolucję cywilizacyjną, na jej słabości i osiągnięcia? Czy, ewentualnie, w głębi duszy czując się niedocenionym, nie lepiej poprawiać opinii o sobie mówieniem o rzeczywistych osiągnięciach (jak na przykład „Solidarność” i negocjowana transformacja) zamiast samochwalczymi zdaniami?

Zakończmy słowami niestety już nieobecnej wśród nas Hanny Świdy-Ziemby, która w 2007 roku mówiła, że „Powstanie było przecież błędem, zbiorowym błędem Polaków” – zaś cały wywód konkludowała: „Świetnie, że przywracamy historyczną pamięć. Ale pokazujemy patriotyzm, który spełnia się w śmierci przy zachodzącym słońcu” [1].

Sam proponuję starać się zrozumieć Powstanie i Powstańców, także okazać im przy każdej możliwej okazji szacunek – zaś przy budowaniu kultu jednak pamiętać, że nie odnosimy się do sukcesu, nawet nie tylko do chwały, lecz do klęski i tragedii. Odnosimy się do posunięcia a priori bez szans, jednocześnie ogromnie kosztownego, a zatem wprost wyjątkowo dyskusyjnego.

Przypis:

[1] Hanna Świda-Ziemba, „Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy. 1930 – 1989”, wybór i opracowanie Dominik Czapigo, Ośrodek KARTA, Warszawa 2018, s. 278 [z tekstu: „Taka piękna żałoba – z Hanną Świdą-Ziembą rozmawiał Michał Olszewski”, „Tygodnik Powszechny”, 10 sierpnia 2007).

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Lukas Plewnia; Źródło: Flickr.com [CC BY-SA 2.0]