Po pierwsze – kłamstwo

Jest rzeczą zrozumiałą, że polityk popełniający błąd lub angażujący się w kompromitującą aktywność z pewnością nie będzie się nią chwalił. Mało tego, może starać się ją ukryć, może próbować zmieniać temat publicznej debaty czy wytykać podobne błędy opozycji. W przypadku marszałka Kuchcińskiego mieliśmy jednak do czynienia z czymś więcej – oczywistym kłamstwem.

Jeszcze przed ujawnieniem przez dziennikarzy pierwszych kilku przelotów, z których miała korzystać rodzina marszałka, Kancelaria Sejmu zaprzeczała, że takie loty w ogóle miały miejsce! Dopiero po ujawnieniu stosownych dokumentów przez dziennikarzy Centrum Informacyjne Sejmu stwierdziło jedynie, że „obecność dodatkowych osób na pokładzie nie wpływa w żadnej mierze na koszt przelotu”. Jednocześnie nie potwierdzono wówczas, że rodzina faktycznie Kuchcińskiemu na pokładzie towarzyszyła.

Co więcej, CIS wielokrotnie zaprzeczało, że dochodziło do lotów, w których członkowie rodziny marszałka podróżowali bez niego. Dyrektor tej instytucji, Andrzej Grzegrzółka, wyśmiewał takie doniesienia mediów, pisząc na Twitterze (pisownia oryginalna):

„Zaczyna się. «Po koszule» latali, bez Marszałka Sejmu na pokładzie etc. Czekam na hit, że sam syn pilotował lub w ogóle, że za sterami nikt nie siedział. A poważnie to rozumiem, że rozpoczynamy czas «anonimowych doniesień» i «naszych rozmówców». Wrzucać trzeba, bo temat się kończy”.

W specjalnym, poniedziałkowym oświadczeniu Kuchciński stwierdził jednak, że jego żona raz podróżowała samolotem rządowym samodzielnie. Po oświadczeniu Kuchcińskiego tweet Grzegrzółki jest już niedostępny. Kiedy dokładnie został skasowany, nie wiadomo.

Wiadomo jednak, że urzędnicy sejmowi, mimo posiadanych informacji, kłamali, aby wprowadzić opozycję i media w błąd, chroniąc tym samym swojego szefa. Nie mamy – jak na razie – dowodów, by urzędnicy mówili nieprawdę na bezpośrednie polecenie marszałka Kuchcińskiego. Trzeba być jednak skrajnie naiwnym, by wierzyć, że owo kłamstwo było oddolną i spontaniczną inicjatywą kadry urzędniczej, zrealizowaną bez wiedzy przełożonego. Tym bardziej, że sam Kuchciński jeszcze niedawno zaprzeczał, że do lotów z rodziną w ogóle dochodziło. Dopiero na polecenie Jarosława Kaczyńskiego obiecał przekazanie 15 tysięcy złotych na… cele charytatywne. I tu dochodzimy do patologii numer dwa.

Jest rzeczą zrozumiałą, że polityk popełniający błąd lub angażujący się w kompromitującą aktywność z pewnością nie będzie się nią chwalił. W przypadku marszałka Kuchcińskiego mieliśmy jednak do czynienia z czymś więcej – oczywistym kłamstwem. | Łukasz Pawłowski

Po drugie – państwo to prezes

Żyjemy w czasach, kiedy coraz częściej trzeba mówić rzeczy oczywiste i tak też jest w tym przypadku. Otóż, wbrew koślawym próbom obrony podejmowanym przez wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, to, co zrobił Kuchciński, jest nadużyciem władzy i wie o tym zarówno sam Terlecki, jak i Kuchciński. Tłumaczenia, że w całej sprawie nie ma „niczego niezwykłego”, a pan Terlecki pieniędzy by nie zwrócił, bo „jest z Krakowa” można uznać w najlepszym razie za obrazę inteligencji odbiorców.

Jeśli bowiem sprawy nie ma, dlaczego Kuchciński nie poinformował zainteresowanych, jak często, gdzie i z kim lata? Jeśli marszałek i podlegli mu ludzie działali w dobrej wierze, nie ma powodu, by kłamać.

Do zmiany zachowania zmusiła tak Kuchcińskiego, jak i polityków PiS-u dopiero interwencja prezesa. Jarosław Kaczyński uznał, że zachowanie drugiej osoby w państwie jednak w porządku nie było i nakazał dwie rzeczy: wpłatę 15 tysięcy złotych na cele charytatywne i zmianę prawa tak, by członkowie rodzin dygnitarzy płacili za przeloty tyle, co za bilet normalnych linii na danej trasie. W poniedziałek Kuchciński zadeklarował wpłatę dodatkowych 28 tysięcy na fundusz modernizacji Sił Zbrojnych, ale to nie zmienia istoty rzeczy.

Oba nakazy Kaczyńskiego charakteryzuje absolutna uznaniowość. Nie wiadomo, dlaczego Kuchciński ma przekazać za kilka lotów 15 tysięcy złotych na cele charytatywne i jak ta suma ma się do realnych kosztów jego przelotów (tym bardziej, że w poniedziałek za jeden lot obiecał przekazać 28 tysięcy złotych). Podobnie jest z ustalaniem cen przyszłych przelotów jak za kursy rejsowe, chociaż wiadomo, że nijak się to ma do realnie ponoszonych przez państwo wydatków przy organizacji takiego lotu.

W wypowiedzi Kaczyńskiego warto też zwrócić uwagę na jeden zwrot. Otóż zdaniem prezesa członkowie rodzin mogą latać za opłatą wyłącznie „w nieformalnych okolicznościach”. To oczywista sprzeczność – jak bowiem można mówić o „nieformalnych okolicznościach” w przypadku lotów służących pełnieniu oficjalnych (!) obowiązków przez najważniejsze osoby w państwie. Nikt jednak z PiS słów prezesa nie zakwestionował. Dokładnie tak jak wtedy, gdy Kaczyński wszedł na mównicę sejmową „bez żadnego trybu”. Po raz kolejny widzimy, że to prezes PiS-u definiuje rzeczywistość prawną w naszym kraju. I to nie w drodze zmieniania ustaw, ale po prostu stwierdzając, że jest tak, a nie inaczej.

To prezes PiS-u definiuje rzeczywistość prawną w naszym kraju. I to nie w drodze zmieniania ustaw, ale po prostu stwierdzając, ze jest tak, a nie inaczej. | Łukasz Pawłowski

Po trzecie – permisywizm

A skoro już o regułach prawnych, po raz kolejny okazało się, że dla członka PiS-u to, czego nie prezes wyraźnie nie zakaże, jest dozwolone. Z naciskiem na „zakaże”, bo jak się okazuje, nakazy prezesa już takiej mocy nie mają. Kaczyński nieraz wzywał wszak do skromności.

Jeszcze przed wyborami samorządowymi w 2018 roku mówił, że jego partia „przyjęła do wiadomości” i „wyciąga wnioski” z oburzenia, jakie wybuchło po ujawnieniu nagród przyznanych członkom rządu przez Beatę Szydło. Kaczyński mówił też wówczas: „społeczeństwo wymaga od nas skromności”. Przyznawał tym samym, że nie udało się zrealizować celów zapowiadanych w exposé przez premier Beatę Szydło, która zapowiadała „pokorę, pracę, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność”.

Widać więc wyraźnie, że Kaczyński albo nie potrafi, albo nie chce powstrzymywać nadużyć ze strony swoich podwładnych. A tak ważna postać jak Kuchciński może nadużywać władzy dopóty, dopóki to nadużycie nie zostanie odkryte przez media lub opozycję. A i wtedy konsekwencje ponosi dopiero wówczas, gdy temat okazuje się nośny i może rzutować na poparcie dla partii jako takiej.

Po czwarte – etos urzędników i służb

„O tym, że m.in. z wojskowego gulfstreama G550 na lotnisku w rzeszowskiej Jasionce wysiadały czasem same dzieci marszałka, mówią dziennikarzom oburzeni pracownicy, którzy obsługiwali te loty”, napisała w „Rzeczpospolitej” Izabela Kacprzak. Obok samej informacji, że takie loty prawdopodobnie były, uderzające jest to, że urzędnicy mówią na ten temat dopiero teraz, kiedy cała sprawa nabiera rozpędu i kolejne fakty wychodzą na światło dzienne.

W przypadku organizowania lotów dla członków rodziny marszałka, bez niego na pokładzie, mamy, jak pisze Kacprzak, do czynienia z „domniemanym przestępstwem”, „nadużyciem uprawnień i niedopełnieniem obowiązków”. Ze względu na liczbę osób zaangażowanych w organizację takich lotów, takie nieprawidłowości mogą złamać „niejedną karierę”.

A jednak, mimo że wielu urzędników oraz funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa musiało mieć wiedzę o nadużyciach, polecenia Kuchcińskiego były przez wiele, wiele miesięcy pokornie realizowane. To każe zadawać pytania nie tylko o zachowanie marszałka, ale i etos najwyższych urzędników w państwie rządzonym przez PiS.

Mimo że wielu urzędników oraz funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa musiało mieć wiedzę o nadużyciach, polecenia Kuchcińskiego były przez wiele, wiele miesięcy pokornie realizowane. To każe zadawać pytania nie tylko o zachowanie marszałka, ale i etos najwyższych urzędników w państwie rządzonym przez PiS. | Łukasz Pawłowski

Po piąte – upadek niezależnych instytucji

Sprawa nadużyć popełnionych przez marszałka po raz kolejny zwraca też uwagę na słabości instytucji kontrolujących i egzekwujących standardy postępowania. Oczywiście, miały one swoje wady i za innych rządów. Ale dziś nawet wspomnienie o tym, by prokuratura zajęła się rzetelnym wyjaśnieniem, czy nie mieliśmy do czynienia ze złamaniem prawa, wywołać może najwyżej smutny uśmiech.

W tej sytuacji posłowie opozycji domagają się interwencji ze strony Najwyższej Izby Kontroli, ale wydaje się, że ta instytucja nie dysponuje narzędziami do rozwiązania tak poważnej sprawy, a już z pewnością do ukarania winnych.

Czy to wszystko przełoży się na poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości? Tego oczywiście nie sposób przewidzieć, Jedno jest jednak pewne. Cała sprawa na wielu wymiarach pokazuje pustkę jednej z ważniejszych obietnic złożonych przez PiS swoim wyborcom w kampanii: że Polska będzie państwem zarządzanym sprawnie i transparentnie przez doborową kadrę urzędników i uczciwszą klasę polityczną.